40 lat temu zginął Martin Luther King

KAI/a.

publikacja 06.04.2008 09:00

Stany Zjednoczone obchodziły 4 kwietnia 40. rocznicę tragicznej śmierci pastora Martina Luthera Kinga, bojownika o równouprawnienie czarnoskórych mieszkańców USA. W całym kraju odbywały się z tej okazji nabożeństwa i konferencje naukowe.

Na uniwersytecie Vanderbilt w stanie inna działaczka walcząca w obronie praw człowieka Angela Davis wygłosiła konferencję pt. „Nie żyjemy dziś marzeniem Martina Luthera Kinga”. 39-letni King, laureat Pokojowej Nagrody Nobla w 1964 r., został zastrzelony 4 kwietnia 1968 r. na balkonie motelu w Memphis. Tajemnica jego śmierci nie została do dziś wyjaśniona, gdyż skazany za zabójstwo pastora James Earl Ray, odwołał swoje przyznanie się do winy, a 10 lat temu zmarł. King, pastor Kościoła baptystów, stał się sławny, gdy w latach 1955-56 przewodził bojkotowi autobusów miejskich, mającemu na celu zniesienie segregacji rasowej. Był zwolennikiem walki bez przemocy. Zalecał m.in. zajmowanie przez czarnoskórych Amerykanów miejsc zarezerwowanych dla białych w lokalach publicznych oraz organizowanie marszów protestacyjnych. W 1963 r. wygłosił do 250 tys. uczestników "marszu na Waszyngton" słynne przemówienie, w którym znalazły się słowa: „Miałem sen” – sen o tym, że pewnego dnia każdy czarnoskóry mieszkaniec USA będzie oceniany według swojej osobistej wartości, a nie według koloru skóry. King doprowadził też do zaangażowania się prezydenta Johna Kennedy’ego w obronę praw obywatelskich Murzynów. Według sondażu przeprowadzonego przez Uniwersytet Ohio, 52 proc. Amerykanów jest zdania, że King wywarł wielki wpływ na życie kraju. Opinię tę podziela 75 proc. Murzynów i 39 proc. białych obywateli USA. Natomiast 39 proc. czarnych Amerykanów uważa, że do równości rasowej w Stanach Zjednoczonych jest jeszcze daleka droga.