Umocnić w amerykańskim Kościele ducha odnowy

Radio Watykańskie/a.

publikacja 13.04.2008 19:36

Na kilka dni przed wizytą Benedykta XVI w Stanach Zjednoczonych o przygotowaniach do niej i nadziejach z nią związanych Radio Watykańskie rozmawia z ks. Kazimierzem Chwałkiem MIC, wiceprowincjałem ds. ewangelizacji i rozwoju amerykańskiej Prowincji Księży Marianów.

– Papieskie podróże są okazją do spojrzenia na Kościół powszechny w danym kraju. Dają możliwość poznania specyfiki Kościołów lokalnych. Jaki jest zatem Kościół amerykański, w którym Ksiądz już od tylu lat pracuje? Ks. K. Chwałek MIC: Mówiąc o Kościele w Stanach Zjednoczonych, należy podkreślić, że jest on bardzo zróżnicowany. Nie jest to Kościół jednolity dlatego, że w USA ponad 40 proc. katolików stanowią Latynosi. Nie jest to już, jak dawniej, Kościół Irlandczyków, Niemców, Włochów, Polaków czy innych grup etnicznych. W dodatku Latynosi, będący obecnie najliczniejszą grupą wiernych, nie pochodzą z jednego kraju. Wśród nich są Meksykanie, Kolumbijczycy i reprezentanci innych narodowości, mających własne tradycje. – Kościół jest zróżnicowany. Jego struktura też zapewne się zmienia. Początkowo stanem o największej liczbie katolików był stan Massachussets, a więc Boston i okolice, gdzie stanowili oni ponad 50 proc., w innych stanach było inaczej. A jaka jest obecnie sytuacja w Waszyngtonie i w Nowym Jorku, dokąd udaje się Benedykt XVI? Ks. K. Chwałek MIC: Nie znam dokładnych danych dotyczących Waszyngtonu. Sama stolica, czyli tzw. Dystrykt Kolumbii, liczy 650 tys. mieszkańców, i w 70 proc. składa się z Murzynów, którzy zasadniczo nie są katolikami, choć niektórzy wywodzą się z misji katolickich. Metropolia waszyngtońska liczy natomiast 3,5 mln ludzi, z czego katolików jest ok. 30 proc. Kościół katolicki w Waszyngtonie jest dość umiarkowany. Nie widać w nim skrajności, jakie czasem obserwuje się np. w Nowej Anglii, czyli bardzo zliberalizowanych katolików bądź reakcjonistów. Choć spędziłem tam prawie całe życie i prowadziłem różne konferencje czy misje, nie zauważyłem takiego zróżnicowania. – Czy waszyngtońskie duszpasterstwo jest tradycyjne? Ks. K. Chwałek MIC: Można powiedzieć, że duszpasterstwo jest raczej umiarkowane i konserwatywne, chociaż na peryferiach są miejsca, gdzie jest ono bardziej liberalne. Generalnie jednak nie ma w kościołach jakichś nadzwyczajnych nadużyć, jakie czasem bywają w innych miejscach. – A jak wygląda sytuacja w Nowym Jorku? Ks. K. Chwałek MIC: Nowy Jork to jest „tygiel”. Jest tam bardzo dużo Latynosów. Tam Kościół jest bardzo ciekawy. Prawie we wszystkich miejscach mamy np. liturgię nie tylko w języku angielskim, ale i po hiszpańsku. Jest też dużo Polaków. Metropolia nowojorska liczy ich ponad milion. W wielu kościołach są również msze po polsku. Nawet, gdy proboszcz jest Amerykaninem, są dodatkowe msze odprawiane przez polskich księży, posługujących wśród Polonii. Moim zdaniem tamtejszy Kościół nie jest jakiś nadzwyczajny. Nie ma w nim np. skrajności, które widzę czasami w Nowej Anglii, gdzie obecnie mieszkam.

– Wróćmy zatem do Waszyngtonu, gdzie spędził Ksiądz prawie całe życie. Na tamtym terenie znajdują się znaczące instytucje katolickie, jak np. Katolicki Uniwersytet Ameryki... Ks. K. Chwałek MIC: Tak, a poza tym jest również Uniwersytet Georgetown, prowadzony przez jezuitów, który był pierwszym uniwersytetem w Waszyngtonie. Co ciekawe, pierwsze trzy uniwersytety w USA były katolickie. Jest tam też ośrodek episkopatu. Jest on położony około 200 m od narodowego sanktuarium Niepokalanego Poczęcia, potężnego kościoła, gdzie pięknie sprawowana jest liturgia. Wymienione instytucje wywierają wpływ na tamtejsze środowisko. Jednocześnie muszę z przykrością stwierdzić, że Uniwersytet Georgetown, podobnie jak wiele innych instytucji prowadzonych przez jezuitów w Stanach Zjednoczonych, należy do ośrodków raczej „zliberalizowanych”. Katolicki Uniwersytet Ameryki przeszedł w latach 80. reformę pod wpływem Jana Pawła II i jego listu, skierowanego do wszystkich uczelni katolickich. Tam panuje w tej chwili duch dość pozytywny. Oprócz uniwersytetu są jeszcze liczne ośrodki zakonne, prowadzone m.in. przez dominikanów czy oblatów. Zatem wokół narodowego sanktuarium, o którym wspomniałem, skupia się swego rodzaju enklawa katolicyzmu, o której kiedyś mówiono nawet „mały Rzym”. – A Centrum Jana Pawła II? Ks. K. Chwałek MIC: Powstało ono z inicjatywy kard. Adama Majdy oraz innych Polaków, którzy chcieli upamiętnić wpływ Jana Pawła II na Kościół i kulturę. Dlatego nazywa się ono „Culture Center”. Przechodzi ono obecnie pewną przemianę po początkowym entuzjazmie. Po śmierci Jana Pawła II i wyborze Benedykta XVI trzeba podkreślać to, co Papież-Polak wniósł dla dobra Kościoła. Obecnie w toku jest proces kształtowania się dziedzictwa Jana Pawła II dla kultury świata. Należy do niego m.in. orędzie o Bożym Miłosierdziu. Właśnie na tym jednym z kluczowych aspektów papieskiego nauczania skupia się działalność zarządu Centrum. Duchowość miłosierdzia zaczyna wchodzić w grę w relacjach między osobami i instytucjami, ale zarazem pomiędzy krajami. – Wizyta Papieża w Stanach Zjednoczonych już za kilka dni. Czy panuje tam jakikolwiek duch oczekiwania na nią? Ks. K. Chwałek MIC: Tak, to jest widoczne, i to nie tylko w miejscach, które zamierza odwiedzić Benedykt XVI. Również w prasie widać, że coś się dzieje. Stanom Zjednoczonym ta wizyta jest bardzo potrzebna. Będzie ona pomocna nie tylko Kościołowi. Spotkanie z prezydentem Bushem w Białym Domu, następnie spotkania międzywyznaniowe, przemówienie Papieża w Katolickim Uniwersytecie Ameryki – wszystko to będzie momentem odnowy. Myślę, że papieska wizyta przyniesie wiele dobrych owoców. – Można mówić już w tej chwili o jakiejś mobilizacji, zwieraniu szeregów w przygotowaniach?

Ks. K. Chwałek MIC: Tak. W Springfield, naszej diecezji, podzielone są już grupy. Wiadomo, kto, gdzie, na jakie spotkania ma jechać. Chociaż wizyta Papieża jest ograniczona do dwóch ośrodków: waszyngtońskiego i nowojorskiego, to jednak, podobnie jak kamień wrzucony do wody, daje się zauważyć fale wychodzące poza te dwa ośrodki. – Zatem poszczególne parafie i ośrodki wnoszą też swój konkretny wkład. Co wam przypadło w udziale? Ks. K. Chwałek MIC: W naszym domu w Waszyngtonie przygotowujemy nawet konfesjonały, co mnie trochę zaskoczyło. Podkreśla się zatem wagę spowiedzi. W narodowym sanktuarium Niepokalanego Poczęcia księża spowiadają przez cały dzień, ale wydaje się, że to i tak będzie za mało. Jest to bardzo dobry znak, że Kościół chce się odnowić duchowo na przyjęcie Papieża. – Odnowa Kościoła dokonuje się także poprzez zmianę jego struktury, o czym mówiliśmy wcześniej. Przychodzą Latynosi, wnosząc do wspólnoty wiernych innego ducha, można powiedzieć – „inne chrześcijaństwo”. Choć to ten sam katolicyzm, ale jednak przeżywany inaczej... Ks. K. Chwałek MIC: Tak, i z tego powodu mamy w USA problem, bo powołań nie ma za dużo, a wielu księży jest przyjezdnych. Jeśli chodzi o język hiszpański, to można się go nauczyć. Nie da się jednak nauczyć ducha. Można odprawiać Mszę po hiszpańsku, ale nie odczuwa się głębszych elementów kultury, które mają wpływ na wiarę i kształtują jej przeżywanie u ludzi w Meksyku, Kolumbii, Argentynie czy innych krajach. Problem polega na tym, że nie potrafimy zadośćuczynić ich potrzebom. W dużych kościołach może niezupełnie, bo są msze po angielsku, a później po hiszpańsku. Oprócz tego czasem występują formy tradycyjne, hymny, modlitwy itd. Oni, „mariachi”, przychodzą czasem ze swymi trąbkami i widać od razu pewien dynamizm. W jednej parafii, prowadzonej przez franciszkanów, jest np. grupa Wietnamczyków. Oni z reguły „przejmują” kościół wieczorem. Około godz. piątej-szóstej po południu kościół należy do nich, to jest ich przestrzeń, w którą wnoszą swoje tradycje. Mimo wszystko jednak księża nie zawsze potrafią sprostać ich potrzebom. – A zatem jest to konkretne wyzwanie dla Kościoła, skoro, jak powiedzieliśmy, Latynosów jest ogółem 40 proc. Wśród nich jest także dużo młodzieży, dzieci. To też stanowi pewne wyzwanie. Ks. K. Chwałek MIC: Główny problem polega na tym, jak prowadzić katechizację, jak ewangelizować. Dzieci rodzą się w związkach mieszanych. Choć znają język angielski, w domu mają też tradycje latynoskie i nimi żyją. To stanowi element przyciągania przez inne wyznania. Np. baptyści mają Matkę Bożą z Guadalupe wywieszoną na drzwiach swojego kościoła i w ten sposób ich przyciągają. Poza tym wspólnoty pentekostalne też starają się wciągnąć ich do siebie, sprowadzając swoich misjonarzy z Ameryki Południowej. To jest wyzwanie dla Kościoła, jak nie utracić tych ludzi. – Korzystając z tego, że rozmawiam z wiceprowincjałem księży marianów ds. ewangelizacji i rozwoju, zapytam: Jakie macie pomysły na ewangelizację właśnie w tak złożonej sytuacji?

Ks. K. Chwałek MIC: Po pierwsze, prowadzimy wydawnictwa w różnych językach: angielskim, hiszpańskim, a także we francuskim i polskim. Koncentrujemy się szczególnie na wydawaniu czasopism, ulotek o Miłosierdziu Bożym czy o Matce Najświętszej. Poza tym, w tym roku na przykład, przygotowaliśmy ponad 50 programów radiowych. Współpracujemy z matką Angeliką i prowadzonym przez nią kanałem telewizyjnym, który ma ogromny zasięg, nie tylko w USA. Nawet ludzie przyjeżdżający do nas z Iraku czy krajów arabskich mówią: Widzieliśmy was na kanale matki Angeliki, EWTN – jak go nazywają. Przygotowujemy więc wspólnie programy. Poza tym prowadzimy duszpasterstwo w narodowym sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Stockbridge. Wymaga to od nas dobrej znajomości języków obcych. Czasem mamy jednocześnie kilka liturgii w różnych językach. Przyjeżdżają np. wierni z Jamajki czy innych terenów, gdzie mówi się po francusku. Uznanie za narodowe naszego sanktuarium Bożego Miłosierdzia w latach 90. zaskoczyło nas, gdyż zostało wyrażone jednomyślnie przez cały episkopat, akceptujący także całą tę tradycję ewangelizacji. Choć z drugiej strony jest ono małe, nie tak jak sanktuaria w Licheniu, Częstochowie czy rozwijające się obecnie w Krakowie-Łagiewnikach... – ...w każdym razie, dodajmy, rocznie przybywa tam przynajmniej 60 tys. pielgrzymów. Ks. K. Chwałek MIC: 60 tys. osób rocznie przybywa w autokarach, z tego 20 tys. na Święto Miłosierdzia. Tych, którzy przyjeżdżają samochodami, niestety, nie możemy policzyć. Razem jest być może do 100 tys. pielgrzymów. Zresztą, w Stanach Zjednoczonych nie ma takiej tradycji pielgrzymowania. Biskupi próbują organizować diecezjalne pielgrzymki do narodowego sanktuarium w Waszyngtonie, ale poza tym nie ma innych tradycji. Nasze sanktuarium odwiedzają ludzie bardzo różni. Dużo jest Filipińczyków, naprawdę rozmiłowanych w Miłosierdziu Bożym. Jak przyjeżdżają do nas Polacy, pytają się, dlaczego nie mamy więcej propozycji w języku polskim. Odpowiadam wtedy, że Polaków tak dużo tu nie przyjeżdża. Dodatkowym utrudnieniem są, oczywiście, odległości. Jest to piękne miejsce w górach, jednak warunki dojazdu w zimie są trudne. Natomiast latem mamy sporo gości. – Przy okazji nie sposób nie zapytać o Kościół polonijny. Kiedyś Kościoły etniczne były silne, zwłaszcza w tej części wybrzeża Stanów Zjednoczonych. W tej chwili struktura ta również się zmienia, Polaków jest mniej... Ks. K. Chwałek MIC: To znaczy Polaków, którzy przyjechali przed II wojną światową, czyli pokolenie tych najstarszych. Poza tym jest pokolenie powojenne, a także posolidarnościowe. Ostatnio Polacy przyjeżdżają tylko do głównych ośrodków, jak np. Nowy Jork, Chicago, Waszyngton, Filadelfia. Ponieważ młode pokolenie wyjeżdża w poszukiwaniu pracy, Kościół katolicki rozwija się świetnie w Georgii, w Północnej czy Południowej Karolinie. Tam powstają nowe kościoły, ale jest to też już tak zwany „tygiel” – nie ma wyraźnych grup etnicznych. Tymczasem wiele starych kościołów jest zamykanych. Czasami jest to bardzo bolesny cios dla wspólnoty, która je wybudowała, ale niestety, nie ma pieniędzy na ich utrzymanie, brakuje księży. – Czy to zamykanie jest uzasadnione? Ks. K. Chwałek MIC: Jest to uzasadnione. Nie są to żadne wybryki administracyjne, ale skutek konkretnych problemów, i to bardzo bolesnych. – Jakie nadzieje wiązane są z papieską wizytą? Co może ona wnieść w życie Kościoła? Ks. K. Chwałek MIC: Moim zdaniem wydarzenie to przebudzi katolików, bo czasem jesteśmy jakby uśpieni. Przeżyliśmy kryzys, jeśli chodzi o nadużycia seksualne. Kościół jest przygnębiony związanymi z tym atakami, nie tylko ze strony prasy. Nie chodzi mi o ujawnianie prawdy, ale o wiele rzeczy, które były bardzo złośliwe i miały na celu zniszczenie Kościoła. Obecnie panuje duch odnowy. Czuć, że się coś zmieniło. Dlatego papieska wizyta jest bardzo potrzebna. Myślę, że Duch Święty chce nas znów przebudzić, poruszyć nas, abyśmy nie liczyli tylko na własne siły, ale uznali, że jesteśmy potrzebni amerykańskiej kulturze. Byśmy umacniali ducha potrafiącego w zsekularyzowanym świecie, który zamyka nas na perspektywy i nadzieje, dostrzec Boga, Jego Opatrzność i życie wieczne. Bo najważniejszym wyzwaniem jest miłość i troska o drugiego. Tego świat bardzo potrzebuje. Rozm. ks. J. Polak SJ