Zakłopotanie bogatej Ameryki

Radio Watykańskie/a.

publikacja 19.04.2008 21:25

O waszyngtońskim etapie pielgrzymki z Wojciechem Busiem, wicedyrektorem Biura Konferencji Episkopatu Stanów Zjednoczonych do spraw pomocy Kościołowi katolickiemu w Europie Środkowej i Wschodniej rozmawia ks. J. Polak SJ z Radia Watykańskiego.

- Benedykt XVI opuścił Waszyngton. Co po sobie pozostawił? W. Buś: Bez wątpienia, Benedykt XVI zostawił Amerykanów, w Waszyngtonie, ale nie tylko, we wzmocnionej wierze i nadziei, ale zostawił ich też w pewnym zakłopotaniu. Najpierw w zakłopotaniu pozostawił prezydenta Busha i rząd Stanów Zjednoczonych, w tym sensie, że chociaż podczas ceremonii powitania w Białym Domu obydwaj mężowie stanu skupili się na roli religii i moralności w życiu publicznym, to jednak słowa Benedykta XVI o potrzebie podjęcia międzynarodowych wysiłków dyplomatycznych w celu rozwiązania konfliktów, później jego napomknięcie o 60. rocznicy Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka i, w tym kontekście, jego słowa o konieczności budowania solidarności między narodami i godności człowieka. Oczywiście Ojciec Święty taktownie nie wspomniał o wojnie w Iraku, ani o torturach, ani o innych drażliwych kwestiach polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych, więc te słowa były pewnym, można by powiedzieć, subtelnym policzkiem wymierzonym Białemu Domowi. Jednak wydaje się, że aspekt polityczny tej wizyty jest dla Papieża nie tak istotny, jak jej wymiar religijny. Jeśli chodzi o kwestię tego zakłopotania, to w pewnym sensie Ojciec Święty wprawił w nie również hierarchów Kościoła katolickiego w Stanach Zjednoczonych. Spotkanie z biskupami w bazylice Niepokalanego Poczęcia, choć niezwykle serdeczne, było jednocześnie surowym napomnieniem za sposób, w jaki tutejszy Kościół rozgrywał kwestię nadużyć seksualnych kleru wobec osób nieletnich. Papież po tym przemówieniu dostał owacje na stojąco od biskupów. Biskupi w pewnym sensie uznali swoją winę, że załatwianie tych spraw nie odbywało się w taki sposób, jak powinno. Jednocześnie jednak nie ma żadnych wątpliwości, że Benedykt XVI pozostawia Episkopat Stanów Zjednoczonych z wyraźnymi dyrektywami co do sposobu postępowania Kościoła w kwestiach czysto religijnych, jak i natury społecznej. Dotyczy to na przykład nierozwiązanej politycznie kwestii nielegalnej migracji do Stanów Zjednoczonych, albo sytuacji wzrastającego sekularyzmu czy też moralnego bądź intelektualnego relatywizmu. - Jeżeli chodzi o kwestie nadużyć seksualnych, kardynał George, który sygnalizował ten problem przed przemówieniem Benedykta XVI, przyznał, że chodziło o nikły procent księży, tak samo chodziło nie o wszystkich biskupów. W. Buś: Oczywiście procent był nikły. Jednak w liczbach absolutnych to była duża liczba, bo się mówiło o pięciu tysiącach księży, którzy mieli udział w tego typu nadużyciach. Oczywiście nie wszyscy biskupi zachowywali się nieodpowiedzialnie. Istotne w tej kwestii jest to, co zaznaczył również Benedykt XVI, że odpowiedź Kościoła, którą wypracowano po tym, jak ten skandal seksualny wybuchł, może być przełożona na tego typu zachowania w innych sferach życia publicznego. Przecież takie przestępstwa są popełniane także w innych sferach życia, choćby w szkolnictwie. - Powiedzieliśmy o polityce, powiedzieliśmy o tym, co było bolesnym doświadczeniem Kościoła. Papież jednak zawsze przyjeżdża umacniać Kościół. Jakie znaki nadziei wiążą się z tą wizytą, tutaj, w archidiecezji waszyngtońskiej?

W. Buś: Bez wątpienia widać to choćby po sposobie, w jaki został powitany, czy to podczas oficjalnej ceremonii w Białym Domu, czy później, przejeżdżając po południu na spotkanie z biskupami w bazylice Niepokalanego Poczęcia. No, ale najbardziej widocznym wyrazem tej żywej wiary katolików amerykańskich była Msza św. w Waszyngtonie. To była czysta ekspresja wiary tego narodu, który, jak Ojciec Święty sam stwierdził, w poszukiwaniu wolności kierował się przekonaniem, że zasady rządzące życiem publicznym i społecznym łączą się ściśle z porządkiem moralnym ustanowionym przez Stworzyciela. - Waszyngton to także spotkanie ze światem akademickim na Katolickim Uniwersytecie Ameryki. W. Buś: To spotkanie jest również niezwykle istotne z tego choćby powodu, że cała formacja duchowa i intelektualna odbywa się przede wszystkim na uczelniach wyższych. Ale z drugiej strony wiadomo, że dokonuje się to poprzez całą edukację: czy to na początku w rodzinie i poprzez system szkół. Jednak uniwersytet jest elementem najważniejszym i spotkanie z rektorami, którzy mają najwięcej do powiedzenia w wyznaczaniu polityki uniwersytetów, jest absolutnie fundamentalne. Podobnie ma się rzecz ze spotkaniem w Centrum Kulturalnym Jana Pawła II, nieopodal campusu uniwersyteckiego. Spotkania z przedstawicielami różnych religii i liderami tychże religii odbywają się w kluczu zapoczątkowanym przez Jana Pawła II. Są to kwestie fundamentalne dlatego, że te religie, ich liderzy i sami wierni muszą wspólnie podjąć jakiś wysiłek, aby w sposób skoordynowany, stawiać czoła tym elementom dzisiejszego społeczeństwa, które nie są takie, jak tego byśmy sobie życzyli. - Papież wielokrotnie dziękował za charytatywne zaangażowanie Episkopatu Stanów Zjednoczonych. Wyrazem tego był chociażby dar przekazany przez wszystkie diecezje na potrzeby działalności Ojca Świętego, 870 tys. dolarów. Jednak pomoc udzielana przez amerykański Kościół jest znaczna, w to wpisuje się także wasze Biuro. W perspektywie ogólnej, komu Kościół amerykański pomaga? W. Buś: Kościół amerykański jest na tyle pragmatyczny, podobnie jak ludzie mieszkający w Stanach Zjednoczonych, że pomaga wszystkim tym, którym ta pomoc jest potrzebna. Kościół w Stanach Zjednoczonych jest bogaty. Nawet skandale seksualne, które opustoszyły kasy niektórych diecezji, a nawet doprowadziły do bankructwa niektórych z nich, nie spowodowały dużego uszczerbku finansowego w budżecie czy też „skarbcu” Kościoła katolickiego w Stanach Zjednoczonych. Dlatego pomoc cały czas jest kierowana tam, gdzie jest najbardziej potrzebna. Z mojego punktu widzenia ważne jest to, że już ponad piętnaście lat trwa pomoc dla Kościoła katolickiego w Europie Środkowej i Wschodniej. Nastąpiło w tym czasie pewne jej przeformułowanie. Zaraz po upadku komunizmu te środki były najczęściej przeznaczane na odbudowę infrastruktury w krajach postkomunistycznych. Teraz Kościół katolicki w niektórych z tych państw uzyskał pewną stabilność finansową, a zatem już nie mury, ale edukacja byłaby priorytetem dla biskupów amerykańskich. Ale ta pomoc idzie też w kierunku Ameryki Łacińskiej i teraz jest szansa na formalne zalegalizowanie pomocy dla Kościoła w Afryce, najszybciej rozwijającego się Kościoła katolickiego na świecie. Rozm. J. Polak SJ