Były ksiądz chce pensji dla księży

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 25.04.2008 19:33

Polski kościół jest jednym z niewielu w Europie (albo i na świecie), w którym duchowni nie otrzymują pensji od biskupa za pracę w parafii - żali się w Gazecie Wyborczej były dominikanin Tadeusz Bartoś.

W tekście zatytułowanym "Praca i płaca - przypadek polskiego Kościoła" Tadeusz Bartoś napisał: W liście na Wielki Czwartek biskupi pochylają się nad kapłańskim powołaniem. Krytykują zachodzące zmiany w mentalności duchownych, zgodnie z którymi chcieliby oni pracować w parafii w oparciu o umowę, "którą można zawrzeć, podpisać, i którą można również zmienić, a nawet zerwać". To zaś w opinii biskupów wyklucza bezinteresowność Słowa tak krytyczne pobudzają do refleksji nad formą obecnego zaangażowania duchownych w pracę w polskiej diecezji. Przyjrzymy się więc, jak wygląda tak zwana druga strona medalu? Owszem, mamy elitę finansową duchownych, to biskupi, proboszczowie dobrych parafii, ściśle ze sobą związani. Ale mamy też księży w biednych wioskach i w coraz większych tarapatach. Może list biskupi ma służyć wygaszeniu buntu, który już tli się pośród zubożałych duchownych? Polski kościół jest jednym z niewielu w Europie (albo i na świecie), w którym duchowni nie otrzymują pensji od biskupa za pracę w parafii. Elementarna zasada sprawiedliwości - wynagrodzenie za pracę - jest zagadywana pobożnym słowem o powołaniu, które oznacza w tym kontekście brak stałego wynagrodzenia. A przecież o powołaniu mówi się także w odniesieniu do lekarzy, nauczycieli, oni jednak za swoją pracę otrzymują płacę. Mamy w naszym kraju przynajmniej kilka tysięcy mężczyzn zatrudnionych w parafiach bez umowy i bez stałego wynagrodzenia. Co na to Państwowa Inspekcja Pracy? - można by zapytać. Moralność obowiązuje także głosicieli moralności, warto więc przypomnieć, że "zatrzymywanie zapłaty robotnikom" było kiedyś "grzechem wołającym o pomstę do nieba". Brak pensji skutkuje akcyjną aktywnością duszpasterską księży nastawioną na zysk. Niemałe stawki za mszę świętą, pogrzeb, ślub. Kościół polski stoi na symonii - sprzedawaniu sakramentów. Kiedyś dla wrażliwych dusz był to problem (vide Marcin Luter). Siła przyzwyczajenia sprawia w naszym kraju, że nikogo to nie razi. Nie przeszkadza rygorystyczny zapis prawa kanonicznego, który zakazuje nawet pozoru handlu, gdy idzie o sakramenty. U nas zwłaszcza pozoru handlu nie ma. Bywa i tak, że księża są zmuszani warunkami ekonomicznymi do niestosownych zachowań, takich choćby jak ustalanie stawki za pogrzeb, w sytuacji kiedy rodzina zmarłego ledwie wiąże koniec z końcem. Kościół powinien zapewnić duchownym warunki do godnego realizowania swojego powołania, gwarantując stabilne warunki utrzymania. Nie będzie wtedy potrzeby handlowania sakramentami czy wyciągania ręki do wiernych przy każdej okazji. Czas już zacząć rozmowę o pensjach księży, a także o finansowaniu Kościoła. Na razie jest to wielki temat tabu. Umowa o pracę - to normalny tryb zatrudniania księży na całym świecie. Umowy podpisują księża wyjeżdżający na misje itd. Wszelkie koszty są szczegółowo regulowane. Dosyć więc obłudne jest ogłaszanie w liście Episkopatu, że umowy z duchownymi to rzecz niestosowna. Niechęć do tej formy zastanawia tym bardziej, że istotą umowy o pracę jest ochrona zasady sprawiedliwości. Nie może jeden korzystać z pracy drugiego, sam nie ponosząc żadnych nakładów. Dlaczego w Polsce jest inaczej? Może idzie o wygodę bogatych biskupów i proboszczów, że nie muszą się troszczyć o utrzymanie tych braci w kapłaństwie, którzy nie mają dobrych układów (albo i talentów) i są bez szans na dobrą parafię? Chytrość na pieniądze i lenistwo to jest ludzka wada, godna napiętnowania. Ale nie należy napiętnowaniem ludzkiej wady zasłaniać własnych wad, także wygody posiadania darmowych pracowników wbrew cywilizowanym normom kultury współczesnej, które zakazują zatrudniania bez umowy i wynagrodzenia. Gazeta Wyborcza zamieszcza też rozmowę z ks. Robertem Nęckiem, rzecznikiem archidiecezji krakowskiej Katarzyna Wiśniewska: Duchowni nie otrzymują pensji od biskupa. Może powinni? Ks. Robert Nęcek: W chwili obecnej mamy dwa rodzaje ofiar w systemie fiskalnym Kościoła w Polsce. Są ofiary kolektowe, czyli słynna taca, inne ofiary przeznaczone przez wiernych na utrzymanie Kościoła czy na cele charytatywne. Są też ofiary przeznaczane na księży duszpasterzy i współpracowników - stypendia mszalne, ofiary za śluby i pogrzeby. Mogę powiedzieć, że ten model w Małopolsce funkcjonuje dobrze, ale jak to jest w innych rejonach, gdzie żyje się gorzej - nie jestem pewien.

- Dochody księdza składają się z datków w intencjach mszalnych oraz ślubów, chrztów i pogrzebów. Łatwo policzyć, że niektórzy księża, w co bogatszych parafiach, zapewne zarabiają około kilku tysięcy złotych, inni zaledwie kilkaset złotych. To niesprawiedliwe. - Dlatego co pewien czas są rotacje. Księża przenoszeni są z parafii do parafii. W ten sposób kapłani są raz w jednej części diecezji, raz w drugiej. - Ale bywa, że księża są przenoszeni z parafii w mieście do innej równie bogatej. A inni zostają na wsi. Czy pensje nie rozwiązałyby tego problemu nierówności? - Już w połowie lat 90. w Polsce dyskutowano nas tym problemem, pamiętam, że podejmował go bp Pieronek. Kto wie, może w przyszłości coś takiego zostanie wprowadzone. Tylko że to wiązałoby się pewnie z systemem podatkowym. Np. w Niemczech pensje księży pochodzą z obowiązkowego podatku katolików. - We Francji księża dostają pensje z kurii, do której wpływają ofiary ze wszystkich parafii. - Ale to oznacza centralizację dochodów. A zawsze lepsze są te rozwiązania, gdzie położony jest nacisk na decentralizację. Poza tym we Francji obowiązują dwa modele, także ten na wzór niemiecki. - Dlaczego centralizacja dochodów byłaby niewłaściwa? Nie lepiej, żeby księża otrzymywali równe pensje? - Sprawiedliwie to nie oznacza każdemu po równo. Zawsze jest tak, że ktoś bardziej się stara, jest ponadprzeciętny. A nie wszyscy księża tak samo się starają. Warto zwrócić uwagę, że w Niemczech pensje księży są zależne od wykształcenia, stażu księdza, funkcji, którą piastuje. - Jednak są tacy kapłani, którzy się zaharowują, a ledwo wiążą koniec z końcem. - Dlatego w polskiej rzeczywistości rozważano też model włoski, zgodnie z którym z podatku dochodowego na podstawie oświadczenia, że przynależy się do Kościoła, odlicza się sumę, która jest składana do centralnego instytutu utrzymania duchowieństwa. - Jak ksiądz myśli - sprawdziłoby się to w Polsce? - Trudno powiedzieć. Wierni są przyzwyczajeni do dobrowolnych ofiar i spotkania z duchownymi twarzą w twarz. A przez ofiary w sposób bezpośredni okazują, że doceniają ich pracę. - Księża podbijają nieraz stawki za pogrzeby, śluby. Nie byłoby tego, gdyby były pensje. - Mogę tylko powiedzieć, że w naszej metropolii takiego problemu nie ma. Ofiary są całkowicie dobrowolne. - Fakt, że nie ma oficjalnych pensji, powoduje nieraz niezdrowe domysły na temat bogactwa księży. Badania CBOS pokazują, że według Polaków księża zarabiają co najmniej 5 tys. Czy pensje nie byłyby dobre także z tego względu? - To uogólnienie nie odzwierciedla rzeczywistej sytuacji większości kapłanów. Myślę, że na ten klimat wpływa postawa nielicznych duchownych, którzy demonstrują swoje pragnienie dostatniego życia. Wiadomo, że gdy media nagłośnią jeden czy drugi przypadek, powstaje złudzenie, że to dotyczy co drugiego księdza. A jest dokładnie odwrotnie. Ale niewątpliwie zaletą wszystkich rozwiązań systemowych jest przejrzystość i klarowność. Dzięki temu jest mniej okazji do oskarżeń rzucanych pod adresem duchownych o bogacenie się. Od redakcji portalu Wiara.pl Skąd nagła troska Gazety Wyborczej o zapewnienie księżom "sprawiedliwszych" dochodów? Znajdujący się pod poświęconymi temu tematowi tekstami dopisek rozwiewa wątpliwości: "Jaki jest najlepszy sposób na finansowanie Kościoła? Piszcie na [tu adres mailowy]. Czekamy na Wasze opinie" - apeluje GW.