Co o aborcji wie piętnastolatek, a czego nie wiedzą jego rodzice

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 30.04.2008 19:24

Rzeczywiście wierzycie, że aborcja jest w Polsce niedostępna, bo zakazana? Jeśli nie słyszeliście o farmakologicznych środkach poronnych, to lektura tego tekstu może być wstrząsem. Tak, będzie bolało - straszy Gazeta Wyborcza.

Ale takie właśnie są fakty: środki wczesnoporonne są w Polsce dostępne. Gabinety ginekologiczne, w których "przywraca się (lub reguluje) miesiączkę", reklamują się w prasie. W internecie można środki wczesnoporonne kupić. Więcej - można je kupić w aptekach. Bo niektóre z nich to "zwykłe" lekarstwa na wrzody czy stawy. Ale mogą wywołać też poronienie. Instruktaż jest w internecie. Każdy piętnastolatek potrafi go znaleźć. Skala farmakologicznej aborcji jest nieznana - nie ma przecież, bo być nie może, porządnych danych o nielegalnych aborcjach. Może kilkanaście tysięcy rocznie (tak uważają zwolennicy zakazu aborcji), a może 200 tysięcy (tak uważają zwolennicy dania kobietom prawa wyboru). Tyle że te szacunki dotyczą "zabiegów", czyli aborcji mechanicznej. A my mówimy o pigułkach. Takich pigułek nie może w Polsce przepisać - w celu przerwania ciąży na życzenie - żaden lekarz. To prawem zakazane, grozi za to do dwóch lat więzienia. Ale u nas takie pigułki łatwiej dostać niż w krajach, gdzie są legalne! Bo tam nie kupi się ich bez konsultacji z lekarzem. I nie można ich zażyć ot tak, bez badania i obowiązkowych kilku dni na przemyślenie decyzji. U nas wolna amerykanka, z całym ryzykiem powikłań. Na forach internetowych wpisy zrozpaczonych kobiet. "Koleżanka zaszła w ciążę z nieznanym jej facetem... To straszne, ale się zdarzyło. Próbowałam coś doradzić, ale ona chce usunąć ciążę. Jedyne, co mogę dla niej zrobić, to załatwić tabletki wczesnoporonne. Wiem, że są nielegalne, ale chciałabym się dowiedzieć, czy są jakoś dostępne?". I od razu odpowiedź: "Jak ktoś jest zdesperowany, to kupi u lekarza lub z ogłoszenia". Jak kupić? Sprawdzam. Wpisuję do Google "wczesnoporonne". Wyszukiwarka podpowiada: "Wyniki powiązane: postinor, mifepriston". Wpisuję "mifepriston". Od razu jest: "Mam do sprzedania mifepriston (RU-486) + mizoprostol. Oba są stosowane doustnie". Na forum od razu pojawiają się chętni. Pierwszy : Jaki koszt i sposób dostawy? Druga : Jestem zainteresowana. Chce tylko znać cenę. Odpisz szybko, jak możesz. Trzecia : Czy oferta aktualna? Proszę o kontakt! Wystarczy? Jeśli wystarczy, to pora uporządkować wiedzę o tych "pigułkach". Bo postinor i mifepriston to nie to samo. A Google myli się, nazywając oba "wczesnoporonnymi". Postinor należy do pigułek "dzień po" zwanych też pigułkami "antykoncepcji awaryjnej". To nie jest aborcja, bo nie usuwają one zagnieżdżonego jajeczka, a od tej chwili dopiero zaczyna się ciąża. Środki "dzień po" nie dopuszczają do owulacji i zapłodnienia, a gdyby do tego jednak doszło, nie pozwolą na zagnieżdżenie się zapłodnionego jajeczka w macicy. Pigułki "dzień po" można kupić legalnie, na receptę. Zarejestrowany u nas jest Postinor Duo (w opakowaniach po 2 tabletki, każda zawiera 750 mikrogramów levonorgestrelu, syntetycznego progestagenu) i Escapelle (1 tabletka z 1500 mikrogramami levonorgestrelu). Takie tabletki zażywa się jak najszybciej (maks. do 72 godzin) po niezabezpieczonym stosunku. Im później, tym skuteczność mniejsza, w pierwszej dobie przekracza 95 proc. Drugim legalnym sposobem jest znana od lat 70. XX wieku tzw. metoda Yuzpe: zażywa się jak najszybciej po stosunku cztery "zwyczajne" tabletki antykoncepcyjne (np. Microgynon, Rigevidon, Minisiston czy Gravistat 125) i powtarza to po 12 godzinach. Wtedy ilość progestagenu jest porównywalna z "autoryzowanymi" tabletkami "dzień po". Niestety, w tabletkach antykoncepcyjnych są też estrogeny, które powodują działania uboczne: bóle brzucha i głowy, nudności, wymioty i przedłużające się obfite krwawienia. Dodatkowo estrogeny mogą zaburzać rozwój zarodka, jeżeli jednak dojdzie do ciąży. Ile jednak młodych dziewczyn dowiedziało się o tym, bo korzystało z porady lekarza? A ile kierowało się radą koleżanki z sieci? Jest jeszcze jedna metoda, też nie uznawana za poronną. To założenie do macicy spirali zawierającej miedź. Jeśli zrobi się to do pięciu dni po stosunku, nie dochodzi do zagnieżdżenia się zarodka. To metoda skuteczniejsza niż leki hormonalne (ledwie 0,1 proc. niepowodzeń). Ale za to o wiele bardziej kontrowersyjna z etycznego punktu widzenia, bo tu już nie ma mowy o zablokowaniu owulacji, a tylko o niedopuszczeniu do ciąży czyli do zagnieżdżenia się już zapłodnionego jajeczka w macicy.

Tylko ile kobiet o tym wie? Teraz będzie też o pigułkach, ale wywołujących poronienie. Mówimy już o aborcji. Z sieci wynika, że taka farmakologiczna aborcja to tylko łyknięcie tabletki. ALE NIE TO JEST ANI W 100 PROC. BEZPIECZNE, ANI W 100 PROC. SKUTECZNE! Jest ryzyko, że do aborcji nie dojdzie, ale płód zostanie bardzo poważnie uszkodzony przez leki. Nie ma oczywiście żadnych danych, ale można podejrzewać, że znaczna część kobiet bierze te specyfiki bez kontroli lekarza, bo kupuje je pokątnie. Inne korzystają z usług "przywracania miesiączki", czyli nielegalnych aborcji. W obu przypadkach większość kobiet zapewne nie wie o skutkach ubocznych, nie idzie na kontrolę po zażyciu środków i jeśli ciąża nie została usunięta, to dowiaduje się o tym z opóźnieniem. Czy tak powinno być? Farmakologiczna aborcja, za pomocą pigułki znanej m.in. jako RU486, jest legalna w części UE i w USA, w różnych krajach można ją podawać do 49., a nawet do 63. dnia ciąży. Oczywiście pod kontrolą lekarza. Usunięcie ciąży polega na przyjęciu tabletki z 200 (w USA 600) mg mifepristonu, który neutralizuje progesteron - hormon niezbędny do podtrzymania ciąży. Taką tabletkę nie trudno zdobyć, co pokazała moja wizyta w internecie. Tylko ile kobiet odróżnia tabletkę amerykańską od europejskiej i wie, co musi zrobić potem? A od tego, jaka to tabletka, zależy, jaką dawkę mizoprostolu i kiedy należy przyjąć. Wtedy dochodzi do skurczów macicy i krwawienia - zarodek jest usuwany, co przypomina naturalne wczesne poronienia. Postępowanie jest skuteczne w 92-97 proc. przypadków. Najczęstszym ubocznym skutkiem są silne bóle brzucha i obfite krwawienie (nawet powyżej dwóch tygodni), które może być przyczyną anemii. Ile kobiet wie, że nie wolno im w tym czasie stosować niektórych dostępnych bez recepty preparatów przeciwbólowych, bo krwawienie się jeszcze nasili? Albo że tak samo niebezpieczne mogą być niektóre antybiotyki, preparaty ziołowe czy sok grejpfrutowy? Opisana wyżej metoda jest kosztowna (kilkaset euro), bo mifepriston jest chroniony patentem. Skąd Polki wiedzą o takich metodach, polecanych kobietom z krajów Trzeciego Świata? Z internetu. a) mifepriston z RU486 można "zastąpić" metotreksatem. To lek przeciwnowotworowy i przeciwreumatyczny znany od kilkudziesięciu lat. Nie chronią go zatem patenty. I jest tani! Po 48 godzinach podaje się mizoprostol, by usunąć zarodek. Dla bezpieczeństwa kobiety cała ta procedura musi odbywać się pod kontrolą lekarza. W Polsce od lat metotreksat jest stosowany w przypadkach ciąży pozamacicznej. Jest dostępny teoretycznie tylko w szpitalach. Tylko teoretycznie. W marcu sąd w Toruniu skazał na siedem lat mężczyznę, który przez cztery lata (!) handlował metotreksatem. Lek kupował na podrabiane recepty. Ogłaszał się w gazetach ("Farmakologiczne przywracanie miesiączki"). Kiedy wpadł, znaleziono u niego kilkaset sztuk leku, którego nie zdążył sprzedać. Przyznał się tylko do 16 transakcji. Jedna z kobiet zmarła. Cztery jego klientki nie były w ciąży, zaopatrywały się u niego "profilaktycznie", traktując lek jako antykoncepcję. b) mizoprostol bywa też używany samodzielnie jako preparat poronny. Preparaty mizoprostolu są dostępne jako leki przeciwreumatyczne czy przeciwwrzodowe i łatwo zdobyć na nie receptę. Metoda "na mizoprostol", głównie ze względu na niski koszt (kilka dolarów), jest powszechnie stosowana w krajach Ameryki Łacińskiej. Ale - jak podkreśla serwis internetowy Women on Waves -w krajach, gdzie aborcja jest legalna, metoda ta nie powinna być używana, bo jest szkodliwa dla zdrowia. Jednak internet ci doradzi: "Mizoprostol jest zarejestrowany pod nazwą [A - nie podamy tej nazwy] i [B - też nie]. [A] jest stosowany przy chorobach żołądka, [B] - przy bólu stawów. Kupując te środki w aptece, możesz powołać się na te schorzenia lub powiedzieć, że potrzebujesz leku dla babci, która z bólu nie może się poruszać, a ty nie masz pieniędzy, (Albo czasu) żeby stać w kolejce do lekarza po receptę. Być może bliskiemu ci mężczyźnie będzie łatwiej kupić lek w aptece. W razie problemów zwróć się do lekarza z prośbą o wydanie recepty". Tak w Polsce wygląda ochrona zdrowia kobiety i zdrowia i życia płodu w Polsce. Powyższy tekst opublikowała w Gazecie Wyborczej lek. med. Małgorzata T. Załoga "Wiedza i Życie" Od redakcji portalu Wiara.pl To kolejny artykuł dowodzący, że ochrona życia dzieci nienarodzonych jest w Polsce pod wieloma wzglądami fikcją. W tym akurat nazwy zabijających leków zostały ukryte. Ale sprawa jest. Obowiązkiem odpowiednich organów państwa jest troska o przestrzeganie obowiązujacego prawa. Dlaczego państwo polskie nie wykonuje w tej dziedzinie swoich obowiązków?