Obudzić parafię

Joanna M. Kociszewska

Czy polskie parafie trzeba zasilać ewangelizacyjnie pomocą z zewnątrz, czy może mają one w sobie niewykorzystany potencjał?

Obudzić parafię

O ewangelizacji mówi się dzisiaj bardzo wiele. Warto nie przegapić pytania, jakie w tym kontekście postawił mediolański proboszcz, ks. Perini, podczas Kongresu ewangelizacyjnego w Gliwicach: Najważniejsze pytanie brzmi: czy polskie parafie trzeba zasilać ewangelizacyjnie pomocą z zewnątrz (np. zapraszając ruchy, wspólnoty), czy mają one w sobie niewykorzystany potencjał, siłę? Myślę, że prawdziwa jest druga odpowiedź. I podał sposób na obudzenie tego potencjału.

Jaki to sposób?

Punkt wyjścia to adoracja Najświętszego Sakramentu. Bez tego nie uda się ruszyć ani o milimetr. Żadna ewangelizacja nie dokonuje się ludzką mocą i na ludzki sposób. Ale na adoracji się nie kończy.

Ks. Perini zastosował w swojej parafii system komórek parafialnych. Ściągnął pomysł od Amerykanów. Gdy pojechał dowiedzieć się, na czym to polega, usłyszał pytanie, które nim wstrząsnęło: Czy ksiądz żyje Chrystusem? Czy ksiądz jest już nawrócony?”. To kolejny krok: własne życie Chrystusem. Księży i tych, którzy do ewangelizacji się zabierają.

Co dalej? Dalej powstają w parafii małe grupy. Spotykają się na modlitwie, razem słuchają tekstów formacyjnych, dzielą się doświadczeniem Boga… i zobowiązują się do wzajemnego wspierania zarówno w wymiarze moralnym, jak i materialnym. Innymi słowy: zaczynają tworzyć bardzo realną wspólnotę. Doświadczają we własnym życiu miłości Boga i tego, czym jest Kościół.

To chyba w Polce jeden z trudniejszych kroków. Przełamanie mentalności, która zamyka ludzi w przestrzeni osobistej i rodzinnej.

Ewangelizować mają swoje otoczenie. Rodziny. Przyjaciół. Znajomych z pracy. Jak? Po pierwsze, zaczynają od modlitwy za konkretną osobę. Kolejny krok to bezinteresowna pomoc. Naprawdę bezinteresowna. Moment na mówienie o Chrystusie przychodzi wtedy, gdy pada pytanie: dlaczego to robisz? Nie, nie po to, żebyś się wreszcie nawrócił! Dlatego, że Bogu, którego kocham i któremu wierzę, na Tobie zależy.

A przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi, czyż nie?

Ta metoda do mnie przemawia. Hasło „Jezus cię kocha” powtarzane jest już tak szeroko, że brzmi jak slogan. Zwłaszcza, że czasem można je złośliwie dokończyć „… ja już nie muszę.” To nie jest ewangelizacja. To antyewangelizacja, żeby nie powiedzieć alergizacja. Uczulenie na slogany bez treści.

Ruchy i wspólnoty są wspaniałą drogą, ale dotrą tylko do niektórych. Parafia nie może budować wyłącznie na nich, bo konsekwencją będzie po pierwsze, utrata poczucia wspólnotowości parafii jako takiej, po drugie wyrzucenie poza nurt jej życia tych, którzy do wspólnot nie należą. Komórki są dla wszystkich, a ich zadaniem jest pączkowanie.

To droga długofalowa, to prawda. Może jednak warto?