Abp Mokrzycki o ukraińskim Kościele

KAI/a.

publikacja 23.05.2008 19:32

O ekumenicznym kulcie s. Marty Wieckiej, silnej religijności Ukraińców oraz potrzebie współpracy z Polską mówi KAI abp Mieczysław Mokrzycki, arcybiskup koadiutor i wikariusz generalny metropolii lwowskiej obrządku rzymskokatolickiego.

O ekumenicznym kulcie s. Marty Wieckiej, której beatyfikacja nastąpi 24 maja we Lwowie - mówi KAI abp Mieczysław Mokrzycki, arcybiskup koadiutor i wikariusz generalny metropolii lwowskiej obrządku rzymskokatolickiego. Arcybiskup lwowski mówi przy okazji o silnej religijności cechującej ogół Ukraińców i podkreśla ich proeuropejskie nastawienie. Dzieli się nadzieją na wsparcie przez Polskę dążeń Ukrainy do integracji z Unia Europejską. „Brama Ukrainy do Europy wiedzie przez Polskę” – stwierdza. KAI: Jakie znaczenie ma beatyfikacja sługi Bożej siostry Marty Wieckiej dla Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie, a szczególnie dla archidiecezji lwowskiej? Abp Mieczysław Mokrzycki: Beatyfikacja siostry Marty Wieckiej jest wielkim darem Opatrzności dla naszego Kościoła. Do lat 90. XX w. cieszyliśmy się jedynie wstawiennictwem bł. Jakuba Strzemię. Po 1991 r. i upadku komunizmu nasz Kościół duchowo rozkwita, czego dowodem jest m. in. to, że mamy coraz więcej błogosławionych i świętych. W 2005 r. Benedykt XVI kanonizował św. Zygmunta Gorazdowskiego i św. Józefa Bilczewskiego. Siostra Marta, jej świętość na pewno wzbogaci duchowość naszego Kościoła. Przypomnijmy także, że Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo (szarytek), wiele wniosło i wnosi w życie wiernych naszej archidiecezji. Ponadto kard. Marian Jaworski od początku swojej posługi we Lwowie starał się, aby archidiecezja miała coraz więcej swoich orędowników, dlatego wielką wagę przykładał do każdego procesu beatyfikacyjnego, w tym do beatyfikacji siostry Marty. Kiedy przebywał w Rzymie zawsze odwiedzał Kongregację ds. Kanonizacyjnych i interesował się przebiegiem danego procesu. Dlatego dla kardynała jest to wielka satysfakcja i radość, że doszło do beatyfikacji siostry Marty. KAI: Jak rozwija się kult siostry Marty w lwowskim Kościele? - Jej kult rozwijał się nie tylko wśród katolików obu obrządków. Była niezwykle ceniona także przez Żydów. Można w przypadku jej osoby mówić o prawdziwym ekumenizmie oddolnym. W czasach komunistycznych pamięć o niej trwała żywo w ludziach. Gdy kościoły były zamknięte na jej grób w Śniatyniu przybywało wielu wiernych. Przychodzili i modlili się przy jej grobie rzymscy katolicy, grekokatolicy, prawosławni oraz wyznawcy judaizmu. Siostra pracując w szpitalu z wielkim oddaniem i miłością otaczała opieką wszystkich chorych bez względu na wyznanie. KAI: Także Żydzi otaczają siostrę wielkim szacunkiem....

- W czasie okupacji hitlerowskiej dzięki wstawiennictwu siostry Marty cudownie ocalała prowadzona na śmierć Żydówka z dzieckiem. Kiedy w Śniatynie pędzono Żydów na rozstrzelanie, tuż koło cmentarza kobieta z małym dzieckiem uciekła z szeregu i dobiegła do grobu siostry Marty. Położyła się na mogile razem z dzieckiem. Hitlerowcy, którzy pobiegli za nią nie zauważyli jej. Wszyscy inni z tej grupy zginęli. Ocalałe od śmierci dziecko później jako osoba dorosła przyjeżdżało do Śniatynia na grób błogosławionej. KAI: Jak wygląda dziś kult siostry Marty? - Do dzisiaj na grób siostry przybywa wiele osób i to nie tylko z Ukrainy i Polski. Przede wszystkim modlą się tam ludzie młodzi prosząc o wstawiennictwo w różnych okolicznościach życia, czy to przed egzaminami maturalnymi i innymi ważnymi życiowymi decyzjami i otrzymują wypraszane łaski. Przy grobie siostry Marty modlą i składają kwiaty młode małżeństwa zawierzając jej opiece swoją przyszłość. Przychodzą wierni innych wyznań czego dowodem są pozostawiane na grobie różne symbole ich wiary. KAI: Ciało błogosławionej pozostało w grobie. Nie myślano o jego przeniesieniu? - Pamiętajmy, że siostra Marta zmarła na tyfus. Siostry szarytki konsultowały wcześniej ewentualne przeniesienie jej szczątków, lecz służby sanepidu raczej tego odradzały, które zastrzegły, że nadal istnieje, choć niewielka, możliwość zarażenia się wirusem, na który zmarła siostra. Dlatego matka generalne zgromadzenia podjęła słuszną, w pewnym stopniu heroiczną, decyzję, aby jej ciała nie ekshumowano. Siostry tłumaczą to, że skoro siostra Marta oddała życie za człowieka, którego chciała uchronić przed zarażeniem, to nie można stwarzać ryzyka zarażenia kogoś obecnie. Także wierni prosili siostry szarytki, aby jej grób pozostał w niezmienionej postaci, aby mogli nadal modlić się tam i oddawać cześć błogosławionej. KAI: Będzie to wielkie wydarzenie nie tylko dla Kościoła, ale i dla Lwowa i Ukrainy. Beatyfikacji dokona sam sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Tarcisio Bertone. Ile osób jest spodziewanych na uroczystości? - Ze względu na wagę tej beatyfikacji kard. Jaworski poprosił Ojca Świętego, aby dokonał jej sam sekretarz stanu. Benedykt XVI życzliwie odniósł się do prośby rozumiejąc sytuację naszego Kościoła, który cały czas jest wspólnotą rozwijającą się i potrzebuje umocnienia po latach komunistycznych prześladowań. Spodziewamy się ok. 7 tys. osób, w tym ok. 1 tys. Polaków. Z Polski przyjadą m. in. kard. Stanisław Dziwisz, kard. Henryk Gulbinowicz, abp Kazimierz Nycz. Będą grekokatolicy z kard. Lubomyrem Huzarem i prawosławni. Wśród zgromadzonych będzie także osoba uzdrowiona za wstawiennictwem siostry Marty. Liturgia zostanie odprawiona w języku łacińskim, czytania w języku ukraińskim i polskim, modlitwa wiernych zostanie odmówiona m. in. w języku francuskim i rosyjskim. Jedno z czytań Liturgii Słowa odczyta diakon greckokatolicki. ] KAI: Od pół roku Ksiądz Arcybiskup wspomaga w pracy kard. Jaworskiego. Jak wygląda obecna sytuacja archidiecezji?

- Na Ukrainę przyjechałem po raz pierwszy w 1988 r. W latach 90. wielokrotnie przebywałem tutaj z kard. Jaworskim oraz przez kilkanaście lat przebywałem w Rzymie na bieżąco śledząc sytuację ukraińskiego Kościoła. Po powrocie z Rzymu w 2007 r. widzę w naszej archidiecezji duże zmiany. Powstało wiele parafii, odrestaurowano wiele zabytkowych świątyń, wybudowano nowe kościoły, a księża mają lepsze warunki pracy. W archidiecezji jest czynnych ponad 300 świątyń i istniej 170 parafii. Pracuje 160 kapłanów i zakonników, w tym 80 z Polski. Pozostali to księża rodzimi, z których w ciągu 15 lat posługi 62 wyświęcił kard. Jaworski. KAI: A jak sytuacja powołań kapłańskich? - W latach 90. przeżywaliśmy duży wzrost powołań kapłańskich, ok. 60. Teraz ich liczba spadła i wynosi ok. 30 kleryków. Nie jest to jednak tendencja niepokojąca wiąże się to z niżem demograficznym oraz emigracją zarobkową młodych Ukraińców. Tą samą sytuację obserwujemy w innych diecezjach czy też w Kościele greckokatolickim, w którym na początku epoki wolności było 3 – 4 kandydatów na jedno miejsce w seminarium duchownym. W tej chwili jest ich półtora na jedno miejsce, ale to wciąż dużo. Musimy położyć większy nacisk na promocję powołań kapłańskich, przede wszystkim wśród ministrantów. Musimy jeszcze bardziej zbliżyć się do młodzieży wskazując im piękno i wartość poświęcenia swego życia Bogu. KAI: Jakie ruchy religijne rozwijają się w obrębie Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie? - Najszerzej rozwija się ruch „ Światło-Życie”, który przeszedł tu w naturalny sposób z Polski. Dobrze też rozwijają się wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. Pierwsze kroki stawia też Droga Neokatechumenalna, która na terenie naszej diecezji nie jest jeszcze uznana, ale wykazuje już dynamizm. Neokatechumenat bardziej zakorzeniony jest na Ukrainie wschodniej. Natomiast wśród grekokatolików silnie rozwijają się Wspólnoty św. Idziego czy „Wiara i Światło”. Dołącza też do nich młodzież obrządku łacińskiego. KAI: Przed 1945 r. Kościół rzymskokatolicki na Ukrainie był w większości Kościołem mieszkających tu Polaków. Po II wojnie światowej większość z nich wyjechała z tych terenów. Kościół stał się wspólnotą wielonarodową. Jakie wygląda to teraz? - Dawniej w miastach przeważała ludność polska, a na wsiach ukraińska. Teraz te granice pozacierały się, choć nadal istnieją regiony zamieszkałe w większości przez ludność pochodzenia polskiego. We Lwowie dzięki dwóm szkołom polskim wielu młodych ludzi mówi po polsku. Na wsiach poza osobami starszymi większość nie posługuje się tym językiem. Np. we lwowskiej katedrze nadal odprawia się Msze św. i nabożeństwa tylko w języku polskim, na wsiach już tego nie można robić. Wiele małżeństw to związki narodowościowo mieszane. Księża dostosowują się do tej sytuacji i wprowadzają język ukraiński. Stąd mimo coraz większej ukrainizacji naszego Kościoła to nadal wśród katolików obrządku rzymskiego trwa świadomość ich polskich korzeni. Kapłani powinni nadal umacniać wśród wiernych pamięć o przodkach, przypominać o historii i tradycji Polski. KAI: Jakie miejsce zajmuje obecnie Kościół rzymskokatolicki w ukraińskim społeczeństwie? - Władze lokalne i państwowe otaczają nas szacunkiem i Kościół cieszy się autorytetem. Wszyscy widzą nasze duże zaangażowanie w życie społeczne, szczególnie na płaszczyźnie charytatywnej, pracy z dziećmi i chorymi - bez względu na wyznanie. KAI: Ksiądz Arcybiskup mówi, że nie ma problemów jeśli chodzi o relacje Kościoła rzymskokatolickiego z władzami. Jak jednak przedstawia się sprawa odzyskiwania świątyń? Chyba największe problemy są z tym właśnie we Lwowie? - Nie widzę wielkich problemów. Jeśli chodzi o Lwów, to najpilniejszą potrzebą jest budowa kościołów na peryferiach miasta, w nowo wybudowanych dzielnicach. Tam mieszka obecnie najwięcej młodych ludzi.

W centrum miasta jest czynna katedra rzymskokatolicka oraz kościół pw. św. Antoniego jak i kościół św. Marii Magdaleny. Choć ten ostatni należy do państwa i wykorzystywany jest jako sala koncertowa, to odprawiane są tam Msze św. Świątynie te wystarczają do obsłużenia wiernych mieszkających w śródmieściu. Problem dotyczy wciąż rozwijających się dzielnic na obrzeżach. KAI: Czy są szanse na zwrot kościoła św. Marii Magdaleny, który – jak mówi Ksiądz Arcybiskup - wciąż jest w rękach państwa? - Kościół ten – w świetle mojej wiedzy - jest na prezydenckiej liście świątyń, które przeznaczone są do oddania. Jednak do dziś to nie nastąpiło, w związku z czym wciąż jest tam sala koncertowa. Ale katolicy mogą korzystać zeń i odprawiać Msze św. Państwo dba o ten kościół i go remontuje, co jest dla nas wygodne. Ufam, że kiedyś zostanie on przekazany w pełni naszemu Kościołowi. To kwestia czasu. KAI: A toczący się we Lwowie spór o kościół Matki Gromnicznej, użytkowany dotąd przez grekokatolików. Ich wspólnota miała przeprowadzić się do należącego wcześniej do rzymskich katolików kościoła św. Kazimierza, ale wciąż to nie nastąpiło? - Faktycznie jest to problem. O zwrot kościoła pw. Matki Bożej Gromnicznej już dawno zwróciła się wspólnota rzymskokatolicka. Kard. Jaworski prosił o to władze już w 1992 r. Jednak kilka lat potem władze miasta przekazały ten kościół Kościołowi greckokatolickiemu, wbrew woli prezydenta Ukrainy. Wydał on decyzję: oddać prawowitym właścicielom! A prawowitym właścicielem był kościół rzymskokatolicki. W 2002 r. kard. Jaworski zwrócił się do kard. Lubomyra Huzara, aby katolicy mogli tam odprawiać na zmianę z grekokatolikami. Kard. Huzar taką zgodę wyraził dodając, że jest to rozwiązanie tymczasowe. Obiecał, że grekokatolicy przekażą kościół, kiedy sami otrzymają inny. W odpowiedzi na to kard. Jaworski poinformował władze, że mogą przekazać grekokatolikom dawny rzymskokatolicki kościół św. Kazimierza. Oświadczył, że Kościół rzymskokatolicki nie będzie czynił starań o ten kościół. Następnie kard. Huzar i obecny greckokatolicki metropolita lwowski Igor Woźniak wyrazili pisemną zgodę, że jeśli kościół św. Kazimierza zostanie im przekazany, to oni z kolei przekażą nam kościół pw. Matki Bożej Gromnicznej. Trzy miesiące temu przekazano im kościół św. Kazimierza wraz z całym dawnym klasztorem. Jednak władze Kościoła greckokatolickiego – wbrew obietnicom i zawartemu porozumieniu - nie oddały nam tego kościoła. Tłumaczą, że nie leży to w ich kompetencji, gdyż prawnym właścicielem świątyni jest miejscowa wspólnota parafialna. Wspólnota tego sobie nie życzy, a biskup tłumaczy, że nie ma na nią wpływu. KAI: Jak generalnie – oprócz tych trudnych przypadków – układają się relacje z Ukraińskim Kościołem Greckokatolickim, który jest Kościołem większościowym na zachodniej Ukrainie? - Powiedziałbym, że tak jak w życiu rodzinnym. W zależności od miejsca i sytuacji i od konkretnych ludzi, którzy te relacje tworzą. Nieraz mamy lepszych sąsiadów, nieraz gorszych. Na ogół jednak nie ma dużych problemów. Pewne spory oprócz Lwowa występują np. w Stryju, gdzie trwa spór o odzyskanie placu. W większości miejsc mamy dobre racje. KAI: A czy są podejmowane wspólne działania: na niwie duszpasterskiej, na polu nauki czy kultury?

- Jako biskupi często spotykamy się i prowadzimy otwarte rozmowy. Już dwukrotnie byłem zapraszany na Uniwersytet Katolicki, prowadzony we Lwowie przez grekokatolików. Niebawem odbędą się wspólnie organizowane sympozja na temat obrony życia, ekumenizmu i na inne ważne tematy. Choć nie istnieje wspólna Konferencja Episkopatu, to ostatnio Benedykt XVI zachęcał do takich wspólnych spotkań. Uczynił to podczas wizyty ad limina, jaką złożył mu niedawno episkopat greckokatolicki. Zachęcał, aby przynajmniej wraz w roku odbywało się wspólne spotkanie biskupów greckokatolickich i łacińskich z Ukrainy, gdzie omawiane byłyby podstawowe problemy duszpasterskie oraz możliwości współdziałania. Nad tym obecnie będziemy pracować. KAI: Wielkim marzeniem Kościoła greckokatolickiego jest uzyskanie samodzielnego Patriarchatu z siedzibą w Kijowie. Co ksiądz Arcybiskup o tym sądzi? - Jest to największy spośród katolickich Kościołów wschodnich i z pewnością ma on do tego prawo. Jan Paweł II był bardzo pozytywnie ustosunkowany do tego projektu. Nie chciał jednak działać wbrew woli niektórych członków Kolegium Kardynalskiego, spośród którego nie wszyscy podzielali tę opinię. Kościół greckokatolicki ma jednak do tego prawo i ufam, że decyzja ta szybko dojrzeje i otrzymają oni status patriarchatu. KAI: Jak układają się relacje z innymi wyznaniami, np. z Kościołem prawosławnym, który na Ukrainie jest podzielony? - Z prawosławnymi we Lwowie mamy dobre relacje. Prawosławni uczestniczą w różnych naszych nabożeństwach. Nie udało mi się jeszcze nawiązać kontaktów w tutejszą wspólnotą żydowską. Ale mam to w planie, gdyż we Lwowie jest ona znacząca. KAI: A jeśli chodzi o wspólnotę ormiańską? - W odróżnieniu od czasów II Rzeczypospolitej nie ma tutaj Ormian katolików. Ich dawna katedra została przekazana Ormiańskiemu Kościołowi Apostolskiemu. Niestety już nie ma Ormian katolików, którzy byli w dawnym Lwowie liczącą się społecznością wyznaniową, mającą własnego arcybiskupa. KAI: Jak ocenia Ksiądz Arcybiskup religijność społeczeństwa ukraińskiego? - Żywa religijność i przywiązanie Ukraińców dla wiary jest dla mnie nawet pewnym zaskoczeniem. Wiem bowiem, że w tradycji Kościołów wschodnich: prawosławia i greckokatolickiego, nie było nigdy systematycznej katechezy czy rekolekcji. Duchowość ludzi Wschodu jest inna. W sposobie wyznawania wiary przez Ukraińców widzimy olbrzymią rolę symboli i gestów. Choć wydawać by się mogło, że stawianie świecy przez ikoną ma charakter rytualny, to widzę, że tu na Ukrainie wyraża to głęboką wiarę wiernych. Jeśli chodzi o Ukraińców, to – mimo wieloletnich komunistycznych prześladowań - w ich duszach pozostała wiara i przywiązanie do Kościoła. Wspaniałe świadectwo przywiązania do wiary dali ukraińscy grekokatolicy, którzy nie ulegli prześladowaniom a ich wspólnoty przetrwały w podziemiu. Jest to Kościół męczenników, a męczeństwo w historii Kościoła zawsze owocowało. KAI: Czy wiara jest obecna także wśród młodego pokolenia Ukraińców? - Widzę, że młodzi też się garną do swoich Kościołów, i to niezależnie od wyznania. Odnosi się wrażenie, że wiara – podobnie jak w Polsce – jest dla nich czymś naturalnym. Jest ona przekazywana z pokolenia na pokolenie. KAI: Nie żałuje Ksiądz Arcybiskup, że został wysłany do Lwowa, po jedenastu latach spędzonych w Watykanie przy boku dwóch Papieży?

- Pobyt w Rzymie był to dla mnie pięknym i wspaniałym czasem. Była to jednak praca bardziej kancelaryjna. Tutaj natomiast mam większy kontakt z wiernymi, realizuję swoje powołanie duszpasterskie, o czym zawsze marzyłem. Daje mi ona bardzo wiele radości i zadowolenia. KAI: Co Ksiądz Arcybiskup najbardziej zawdzięcza Janowi Pawłowi II. Jaki był jego „prywatny testament” dla Księdza? - Od Jana Pawła II uczyłem się przede wszystkim człowieczeństwa. Papież ten każdego starał się zrozumieć i wysłuchać darząc niezwykłym wprost szacunkiem. Był też człowiekiem wielkiego wewnętrznego pokoju. To od niego promieniowało. Ludzie wychodzili po spotkaniu z Jenem Pawłem II uspokojeni, wyciszeni i wypełnieni wewnętrzną radością i nadzieją. KAI: Ksiądz Arcybiskup ma nadzieję, że Jan Paweł II będzie szybko beatyfikowany? - Tak. Proces toczy się bardzo dobrze. Myślę, że beatyfikacja będzie ogłoszona w przyszłym roku. KAI: Los Kościoła katolickiego na Ukrainie bardzo leżał na sercu Janowi Pawłowi II. Czy podobnego wsparcia może oczekiwać od Benedykta XVI? - Benedykt XVI jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary bardzo interesował się Kościołem na Ukrainie. To jego zainteresowanie – już jako papieża - miałem okazję odczuć osobiście, pełniąc przez dwa lata funkcję jednego z jego osobistych sekretarzy. Wielokrotnie pytał mnie o sytuację Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie. Z dużym zainteresowaniem słuchał, kiedy mówiłem mu na ten temat. KAI: Czy będąc w Rzymie Ksiądz Arcybiskup przewidywał, że – jako kapłan archidiecezji lwowskiej – zostanie kiedyś tu posłany? - Choć pochodzę z tej części archidiecezji lwowskiej, która pozostała w Polsce, to na etapie wychowania seminaryjnego, zawsze podkreślano jej związek ze Lwowem. Bp Marian Rechowicz utworzył w Lublinie także wspólnotę kapłanów z tych terenów. Zawsze byłem więc wychowywany w duchu archidiecezji lwowskiej, choć jako młodzi księża nie wiedzieliśmy, że kiedykolwiek będziemy mogli tu wrócić. KAI: Jak Ksiądz Arcybiskup widzi przyszłość Ukrainy: wielkiego kraju między Wschodem i Zachodem, położonego między Rosja a Europą? - Ukraina jest krajem podzielonym językowo, ale o silnej własnej tożsamości narodowej. Fakt, że ktoś posługuje się ukraińskim czy rosyjskim , nie oznacza różnic w pojmowaniu swej narodowej tożsamości. Posługiwanie się na codzień językiem rosyjskim na Wschodzie Ukrainy nie musi oznaczać wcale tendencji ku unifikacji z Rosją. We wschodniej Ukrainie mówi się po rosyjsku, ale wcale nie oznacza dążenia ku Rosji czy tęsknoty za nią. Język nie dzieli Ukraińców, mają oni silne poczucie własnej narodowości i cechuje ich silny patriotyzm. W sumie przeważa orientacja ku Zachodowi. Swoją kulturę postrzegają zdecydowanie jako cześć kultury europejskiej. Ufam, że w Europie przeważą tendencje ku przyjęciu Ukrainy do europejskiej wspólnoty narodów. Mam nadzieję, że przyjęcie Ukrainy do Unii Europejskiej nastąpi najpóźniej w 2020 roku. Wtedy też łatwiej będzie obu Kościołom katolickim na Ukrainie. Zarówno wierni naszego Kościoła, jak i Kościoła greckokatolickiego opowiadają się za włączeniem Ukrainy do Unii Europejskiej. Wielkie nadzieje Ukraińcy wiążą ze wsparciem ich proeuropejskich dążeń przez Polskę. Są świadomi, że brama Ukrainy do Europy wiedzie właśnie przez Polskę. KAI: Czego by sobie Ksiądz Arcybiskup życzył na najbliższe lata? - Chciałbym, aby kościoły - które mamy na terenie archidiecezji lwowskiej - wypełniały się coraz bardziej, aby też było coraz więcej powołań do posługi kapłańskiej. Modlę się o to, abym potrafił naszym wiernym dawać coraz więcej otuchy i nadziei oraz pomagać im w rozwoju duchowym. Rozmawiali: Marcin Przeciszewski i Krzysztof Tomasik