Rzeczpospolita bzdurzy o cenach "kościelnych rozwodów"

Rzeczpospolita/a.

publikacja 26.05.2008 18:19

Sporo nieprecyzyjnych sformułowań można znaleźć w artykule Rzeczpospolitej zatytułowanym "Rozwód kościelny w cenie" (26 maja 2008). Błąd jest już w tytule. A potem jest jeszcze gorzej.

To przykre, że renomowany dziennik, będący dla wielu ludzi źródłem wiedzy na temat prawa, opublikował tak niedopracowany materiał: Coraz więcej osób występuje o unieważnienie małżeństwa. Kościelne procesy różnią się jednak znacznie od cywilnych, dlatego rośnie nowa profesja prawników - kanonistów. Ostatnie wypowiedzi kardynała Christopha Schönborna, arcybiskupa Wiednia, dotyczące podejścia Kościoła do osób rozwiedzionych, wywołały dyskusję na temat tzw. rozwodów kościelnych. Okazuje się, że w Polsce sięga po nie coraz więcej osób. W ubiegłym roku wnioski o uznanie nieważności małżeństwa od samego początku (tak się poprawnie nazywa ów kościelny rozwód) złożyło 10 tys. osób, podczas gdy pięć lat wcześniej – tylko 3 tys. W samej archidiecezji warszawskiej liczba takich spraw wzrosła ze średnio 300 do 400 rocznie. Co więcej, rośnie też skuteczność takich pozwów. Kilka lat temu rozwodem kończył się co drugi wniosek rozpatrywany przez sądy kościelne, teraz już dwie trzecie. To efekt pracy prawników biegłych w prawie kanonicznym (kanonistów) – powstają coraz to nowe kancelarie świadczące takie usługi. W sądach państwowych rozwiodło się w zeszłym roku 65 tys. małżeństw. Na tym tle 10 tys. kościelnych skarg powodowych, jakie wpłynęły w tym czasie do 40 sądów diecezjalnych, to całkiem sporo. – To nic nadzwyczajnego – uważa biskup Tadeusz Pieronek, profesor kanonicznego prawa procesowego. – Zawsze były takie procesy. Przybywa ich, bo zmienia się człowiek, pojawiają się nowe podstawy do orzekania, że małżeństwo nie było ważnie zawarte, których wcześniej nie znano (np. medyczne, psychiczne). Te zmiany uwzględnia też prawo kanoniczne. Jaka jest w tych sprawach rola prawników? Ogromna, gdyż są to procesy, w których decydują normy prawne, a nie widzimisię stron czy sędziów. Kanoniści pomagają ustalić, czy w danym wypadku występują podstawy do unieważnienia małżeństwa. Należą do nich m.in. dolegliwości psychiczne, poważny brak rozeznania co do obowiązków małżeńskich (np. na skutek narkomanii czy alkoholizmu), założenie, jeszcze przed ślubem, niewierności, wykluczenie posiadania potomstwa czy ukrycie bezpłodności (kanony 1095 i nast. kodeksu prawa kanonicznego). Porada takiego prawnika kosztuje zwykle 100 – 200 zł, a prowadzenie sprawy "rozwodowej" – kilka lub nawet kilkanaście tysięcy zł. – Ja biorę od klienta równowartość jego pensji – mówi Marcin Krzemiński, adwokat kościelny, a jednocześnie aplikant radcowski.

O ile w procesie rozwodowym sąd państwowy bada, czy małżeństwo rzeczywiście się rozpadło (czy nastąpił tzw. zupełny i trwały rozkład pożycia), o tyle sąd kościelny koncentruje się na jego początkach. Sprawdza, czy istniały przeszkody niepozwalające na zawarcie małżeństwa. Zasadniczo więc jeden proces nie ma wpływu na drugi – dlatego dowody zgromadzone na potrzeby rozwodu cywilnego rzadko przydają się w kościelnym. Zresztą ok. 2/3 małżeństw jest już po rozwodzie orzeczonym przez sąd państwowy. – Takie osoby mają już zwykle nowe rodziny, ale męczy je nierozwiązana sprawa ślubu kościelnego – mówi Małgorzata Baran, kanonistka (absolwentka KUL), która doradza w tych sprawach w Stalowej Woli. – Chodzi o to, że np. nie mogą otrzymać rozgrzeszenia czy przystępować do komunii. – Mniej więcej jedna trzecia osób występujących o rozwód kościelny jest jeszcze, przynajmniej formalnie, w związkach cywilnych, a nieraz wręcz uzależnia zgodę na rozwód państwowy od uzyskania tego kościelnego – wskazuje Marcin Krzemiński. Przed sądami kościelnymi mogą bronić tylko specjalni adwokaci kościelni – do niedawna byli to wyłącznie księża, a teraz także osoby świeckie (trzeba mieć skończone prawo kanoniczne i specjalną "aplikację" kościelną). Proces kościelny trwa 1,5 – 2,5 roku, a dla stwierdzenia nieważności małżeństwa potrzebne są zgodne wyroki dwóch instancji (zwykle sądu diecezjalnego i metropolitarnego). Nie odbywają się rozprawy w potocznym znaczeniu, ale są np. przesłuchania świadków, w których nie uczestniczą małżonkowie. Tych ostatnich też wysłuchuje się osobno. Kuria nie wydaje żadnych dokumentów z procesu poza wyrokiem z uzasadnieniem. Dokumentem tym podsądni mogą dysponować dowolnie (np. złożyć go w sądzie państwowym). Opłaty sądowe są w poszczególnych sądach różne – zwykle wynoszą od 600 do 1000 zł. Bywa, że sądy uzależniają je od zarobków podsądnego (np. 2/3 pensji). Od redakcji portalu Wiara.pl Nie ma żadnych "kościelnych rozwodów". Nawet tak zwanych. Dlatego zdanie "W ubiegłym roku wnioski o uznanie nieważności małżeństwa od samego początku (tak się poprawnie nazywa ów kościelny rozwód)" jest skandalem. Rozwód jest rozwiązaniem związku, ktory został ważnie zawarty. W Kościele katolickim ważnie zawartego związku małżeńskiego rozwiązać się nie da. Można jedynie uznać, że związek nie został nigdy waznie zawarty. Dlatego autor, który pisze "Kilka lat temu rozwodem kończył się co drugi wniosek rozpatrywany przez sądy kościelne, teraz już dwie trzecie" daje dowód albo całkowitej ignorancji, albo złej woli (istnieje część publicystów, którzy świadomie używają terminu "rozwód kościelny", aby podważać katolickie nauczanie o nierozerwalności małżeństwa).