publikacja 02.07.2008 18:31
Najsłynniejszy na świecie egzorcysta ma już 83 lata, a demony wypędzał już 70 tys. razy - przypomniała Polska.
Walkę z Szatanem toczy jednak nadal, od rana do wieczora i przez siedem dni w tygodniu - pisze Kazimierz Sikorski w dzienniku Polska. Ojciec Gabriele Amorth zawsze chodził własnymi ścieżkami, krył się przed wścibskimi dziennikarzami. Kiedy pół roku temu powiedział, że papież Benedykt XVI apeluje do swoich biskupów, by tworzyli drużyny egzorcystów i pomagali wypędzać Szatana, Stolica Apostolska zawrzała. Padły oficjalnie zaprzeczenia, ale wiadomo, że informacja była prawdziwa. Tylko jej wyciek był niepotrzebny. Oficjalny egzorcysta Watykanu uwielbia samotność, unika rozgłosu, namówić go na chwilę rozmowy to nie lada sztuka. Kryje się zawsze w surowych celach jednego z rzymskich klasztorów. Kiedy wreszcie pojawia się niepozorna postać, cichutko mówi, że nazywa się Gabriele Amorth i ma jak zwykle niewiele czasu. Proponuje spacer po wspaniałym ogrodzie, gdzie nie panuje tak przenikliwy chłód jak w klasztornych murach. - Nie jestem skromny, bo skoro wypędziłem demona z ludzi ponad 70 tysięcy razy, to mogę być z siebie dumny - mówi z lekkim uśmieszkiem człowiek uznawany za najsłynniejszego egzorcystę na świecie. Mimo skończonych 80 lat nadal przyjmuje tych, którzy mają problemy z diabłem. Po każdym seansie jest wymęczony i potrzebuje wielu minut, by odsapnąć. Pytania o to, czy boi się diabła, zbywa wzruszeniem ramion. Po chwili dodaje, że nie czuje bojaźni przed demonem, bo przecież ma z nim do czynienia każdego dnia. - Moja wiara jest silna, radzi sobie idealnie z diabłami - wyjaśnia i dodaje, że kiedy jest bardzo kiepsko, wzywa na pomoc archanioła Gabriela i ten od razu pomaga odepchnąć szatańskie moce. Jest duchownym ponad pół wieku i jednego może być już pewien: nikt mu nie zabierze tytułu honorowego prezesa Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów, chociaż niektórzy drwią z jego przekonania, że Hitler i Stalin byli opętani przez diabła. Mimo wieku o. Amorth trzyma się świetnie, tryska humorem i wspomina polskiego papieża, który - jak mówi - był także egzorcystą. I to jakim - zaznacza. - Wiem o kilku przypadkach odprawiania egzorcyzmów przez Jana Pawła II. Pierwszy miał miejsce w 1982 roku, a ten najbardziej znany pod koniec lat 80. na pl. św. Piotra, kiedy w pierwszym rzędzie pojawiła się pewna dziewczyna - wspomina. Amorth i inni pamiętają tę scenę doskonale. Dziewczyna miotała się, coś niewyraźnie mówiła, papież przez cały czas zachowywał kamienny spokój. Potem poprosił, by przyprowadzono dziewczynę do jednego z jego pomieszczeń. I tam pomagając sobie krucyfiksem i modląc się cały czas, wypędził z niej Szatana. Jaki był najtrudniejszy przypadek ojca Amortha? Bez chwili zastanowienia odpowiada, że chodziło o niejakiego Angelo Battistę.
W San Giovanni Rotondo, niewielkim miasteczku na południu Włoch, w miejscu, gdzie pochowany jest ojciec Pio, miejscowi pamiętają doskonale tego człowieka. Przez długi czas był dyrektorem miejscowego szpitala, największego w tej części Włoch. - To jego żona poprosiła mnie, bym się nim zajął - wspomina Amorth, który nie podejrzewał, że zajmie mu to całe siedem lat. W końcu jednak udało się, uwolnił go od złych mocy. Ten dyrektor już dawno nie żyje, ale są ludzie, którzy doskonale pamiętają tę sprawę. Do wypędzania demonów Amorth ma tylko jedną broń - krucyfiks. Do tego jeszcze stuła, no i żarliwa modlitwa. - Ta ostatnia jest najważniejsza i chodzi o to, by trafić z nią do nawiedzonego przez diabła. Wtedy daję z siebie dosłownie wszystko - wyjaśnia. W czasie tej ogromnej koncentracji omiata rękoma głowę nawiedzonego. W całym jego życiu było tak już ponad 70 tysięcy razy. A piszą do niego ludzie z całego świata, młodzi, starzy, biedacy i multimilionerzy. Ale nie chce mówić o swoich pacjentach, bo dla wielu wizyta u niego jest wstydliwa. Kiedy pytam, ile kosztuje taki seans, na twarzy Amortha pojawia się oburzenie. - Takich, co stawiają mi to pytanie, odprawiam z kwitkiem albo mówię: skoro jesteś taki bogaty, to nie żałuj ofiary na Kościół - tłumaczy. Kończy się czas rozmowy z Amorthem na dziedzińcu klasztoru kapucynów w Rzymie. Kojąca cisza, nie czuje się gwaru wielkiego miasta, który tętni za murami. Na koniec nie mogę nie zapytać go o jedno : Czy w moich oczach też widzi diabła? Na jego twarzy pojawia się uśmiech, mimochodem rzuca, że nasz czas się już kończy i dodaje, że to nie w oczach jest diabeł. Żegnam go i myślę sobie, że przecież tak niewiele brakowało, by Gabriele Amorth został... politykiem. Urodził się w 1925 roku w Modenie, na północy Włoch. Jego ojciec i dziadek byli prawnikami, brat był sędzią. Jako młody chłopak trafił do włoskiego ruchu oporu. Po wojnie był członkiem chrześcijańskiej demokracji. - Giulio Andreotti, tak, tak, ten późniejszy siedmiokrotny premier Włoch, był wówczas szefem chrześcijańskiej młodzieżówki, ja go zastępowałem - opowiada. Kiedy zaczął studiować prawo, zbliżył się do Kościoła. Jak został egzorcystą? - Czysty przypadek - kończy ojciec Amorth - to było 6 czerwca 1986 roku. Kardynał Poletti, wikariusz Rzymu, poprosił, bym był asystentem ojca Candido. A Candido to była legenda egzorcystów, i on był moim mistrzem. I tak to się zaczęło... Wielki powrót egzorcystów Od dekady egzorcyzmy w Kościele katolickim przeżywają prawdziwy renesans. W 1999 roku, po raz pierwszy od czterech wieków, zmieniono i uproszczono ryt egzorcyzmów, aczkolwiek stara procedura odmawiana po łacinie jest również dopuszczalna. W obu przypadkach egzorcyzmy polegają głównie na odmawianiu modlitw. Od tego czasu we Włoszech, m.in. za sprawą ojca Gabriele Amortha, liczba egzorcystów wzrosła dziesięciokrotnie i dziś przekracza 300 kapłanów. W ślady Italii idą także inne kraje, wśród nich Polska. Dziś każda diecezja katolicka w naszym kraju ma przynajmniej jednego mianowanego księdza egzorcystę. W całym kraju ich liczbę szacuje się na około 70. Plany mamy ambitne i w Poczerninie pod Szczecinem ma powstać nawet centrum leczenia opętanych.