Niepamięć to wstyd

Karolina Pawłowska; GN 45/2013 Koszalin

publikacja 10.11.2013 07:40

Wciąż są, choć pamięć odeszła razem z tymi, którzy opłakiwali tu swoich zmarłych. Na porozbijanych 75 lat temu nagrobkach wyrosły drzewa, reszty zniszczenia dokonali powojenni mieszkańcy i czas. Ale są prochy, czekające na zmartwychwstanie.

 Jastrowski cmentarz zajmuje powierzchnię 0,7 hektara zdjęcia Karolina Pawłowska /gn Jastrowski cmentarz zajmuje powierzchnię 0,7 hektara

Pozostały niewyraźne ślady dawnych kirkutów, pęknięte macewy, coraz słabiej czytelne dwujęzyczne napisy, czyjąś ręką położone pojedyncze kamyki – znaki pamięci i modlitwy. Są też ludzie, którzy zabiegają o przywrócenie pamięci.

Macewy z Judenbergu

– To tablica z grobu Simona Bernhardta, który był kupcem zbożowym w Barwicach. Miał córkę Almę. Razem z mężem Feliksem zginęła w Auschwitz. A to nagrobek dziadka Giseli Miessner. Kiedy pani Gisela przyjechała pierwszy raz po wojnie do Świdwina w 2001 r., ta macewa jeszcze stała. Podczas drugiej dewastacji została rozbita. Nic nie pisaliśmy pani Giseli… tak bardzo się cieszyła, że udało się jej znaleźć grób dziadka – opowiada pastor świdwińskiego zboru Kościoła zielonoświątkowego Adam Ciećko, gdy brniemy pod górę po kostki w suchych liściach. W nocy z 9 na 10 listopada 1938 r., gdy na terenie całej Rzeszy posypało się szkło z okien żydowskich domów i sklepów, gdy zapłonęły synagogi i rozpoczęły się prześladowania mieszkańców wyznania mojżeszowego, antysemicka nienawiść nie ominęła też cmentarzy. Reszty dopełniły wandalizm i niepamięć.

– Wstyd się robi. Przetrwał noc kryształową, czasy nazizmu, przetrwał komunizm i kamieniarzy, którzy traktowali to jako źródło marmuru, a w wolnej Polsce się nie uchował – kiwa głową nad popękanym nagrobkiem. Razem z innym świdwinianinem Zbigniewem Czajkowskim o żydowski cmentarz upomnieli się 13 lat temu. – Jestem przyjezdny, nie znałem historii miasta. Z rozmów z mieszkańcami wiedziałem, że jest tu cmentarz. W głowie mi się nie chciało pomieścić, że to może tak wyglądać – wspomina pastor. Młodzi zielonoświątkowcy ze Świdwina i z niemieckiego Hamel wspólnie rozpoczęli sprzątanie. Wycinali krzaki, wywozili gruz i śmieci. – Pytanie: „To ty też jesteś Żydem?” pojawiało się nagminnie. Oczywiście pobrzmiewał w nim wyraz dezaprobaty – przyznaje ze śmiechem. – Tyle że to więcej mówi o tym, kto tak pyta niż o odpowiadającym. Na świdwińskim Judenbergu, jak nazywano przed wojną to miejsce, pochowano prawdopodobnie około pół tysiąca osób. Jest jednym z nielicznych na terenie Pomorza Zaodrzańskiego, które do dziś można jeszcze rozpoznać.

Słowo klucz

Nie wszystkim pomysł przywracania pamięci przypadł do gustu. Nekropolia była w poprzednich latach kilkakrotnie dewastowana. – Staramy się związać z cmentarzem ludzi różnych środowisk. Po tej największej dewastacji w 2007 r. z nieocenioną pomocą przyszedł ks. Roman Tarniowy, proboszcz świdwińskiej parafii pw. św. Michała Archanioła, który zorganizował spotkanie z katechetami. Przekazaliśmy im materiały, prosząc, żeby rozmawiali z uczniami. To chyba owocuje, bo od kilku lat na cmentarzu jest spokój. Ludzie są coraz wrażliwsi i rozumieją, że to cmentarz, że tu są pochowani ludzie, należy im się szacunek – mówi pastor. Odbyła się tu również ekumeniczna modlitwa w rocznicę nocy kryształowej. – Świdwin nie zaczął się w 1945 r. Był wcześniej, i był różnorodny kulturowo. Teraz tych ludzi nie ma, odeszli. Ludzie, którzy tu przyjechali, także zostawili gdzieś groby swoich bliskich i mają nadzieję, że nie zostaną zrównane z ziemią. Niepamięć to wstyd – dodaje pastor Adam.

Wstyd to słowo klucz także dla Krzysztofa Dymka, leśnika i prezesa Stowarzyszenia Inicjatyw Lokalnych „Horyzont” z Jastrowia, które opiekującego się miejscowym kirkutem. – Zrobiło nam się po prostu głupio, że miejsce poświęcone tak wygląda – mówi. Dwa lata temu za sprawą stowarzyszenia przeprowadzono inwentaryzację przyrodniczą razem z jastrowskim Zespołem Szkół Technicznych. Uprzątnięto z kirkutu śmieci i wykarczowano krzaki, a bramę zaopatrzono w tablicę informacyjną w czterech językach.  – Trochę zabawy z tłumaczeniem było, nieźle musiał się też namęczyć grafik, żeby przekonać program do układu tekstu od lewej do prawej. Nie wiem, czy zjawi się tu ktoś, kto będzie czytać w jidysz, ale uznaliśmy, że i w tym języku powinna pojawić się informacja – przyznaje z uśmiechem Piotr Kozłowski, gdy mijamy ceglaną bramę, z której ktoś dawno temu wyrwał gwiazdy Dawida.

Sekretarz „Horyzontu”, a zarazem inspektor ds. ochrony środowiska miejscowego magistratu zna kirkut od dziecka. W połowie XIX w. było w mieście ponad pół tysiąca Żydów. Z tego czasu pochodzi też najstarsza zachowana macewa Mosesa Jacoby, pochowanego w 1859 roku. Dwujęzyczne, w jidysz i po niemiecku, inskrypcje, dłonie na macewie zmarłego z rodu kapłanów (kohenów) i dzban oznaczający, że tu pochowano kogoś z rodu lewitów – wszystko to jeszcze można odczytać z przewracających się kolejno nagrobków. Dla Żydów, choć otaczają je szacunkiem, macewy mają znaczenie wtórne. Najważniejsza jest zasada nienaruszalności grobu, w którym zmarli oczekują na zmartwychwstanie. Nie ma dla nich „byłego” cmentarza. – Tu chodzi o szacunek dla zmarłych. Nie ma znaczenia, czy to cmentarz ewangelicki, żydowski czy stary katolicki. Chcieliśmy po prostu uporządkować tę przestrzeń. Tym bardziej, że jest ona ważna dla miasta. Ten skrawek ziemi wygląda tak od prawie 300 lat. No i jest odzwierciedleniem różnorodności kulturowej, która była obecna w mieście jeszcze przed wojną. Chcieliśmy to zachować – wyjaśnia Piotr Kozłowski.

Za opiekę nad jastrowskim kirkutem „Horyzont” otrzymał w zeszłym roku odznaczenie „Chroniąc pamięć”, przyznawane przez m.in. Ambasadę Izraela w Polsce i Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Dla Krzysztofa Dymka było to niemałe zaskoczenie. – Przecież nie zrobiliśmy nic wielkiego, po prostu posprzątaliśmy miejsce spoczynku zmarłych. Odbierając nagrodę, pomyślałem, że jeszcze dużo jest do zrobienia, skoro tak małe gesty są dla innych tak ważne – opowiada.

Przywracanie pamięci

Nie wszędzie uda się to, co zrobiono w Świdwinie czy Jastrowiu. Po większości kirkutów nie pozostał żaden ślad. Stoją na nich domy lub wyrosły parki. Można jednak próbować przywracać pamięć. W Słupsku dom przedpogrzebowy przy wchłoniętym przez współczesny cmentarz komunalny kirkucie przed dwoma laty zachwycił Piotra Nowotnego.

– Natychmiast wpadłem na pomysł, żeby spróbować zrobić tu ośrodek edukacyjno-kulturalny, wzorem „Pogranicza” w Sejnach czy lublińskiej „Bramy Grodzkiej” – opowiada. Zakopiańczyk od trzech pokoleń do Słupska przyjechał za swoją miłością. Teraz tutaj realizuje swoje rozliczne pasje. Jedną z nich jest zamiłowanie do kultury żydowskiej. O miejscowej społeczności żydowskiej dopiero powoli czegoś się dowiaduje. Niewiele po niej pozostało. Może ponadstuletni akt erekcyjny synagogi, który odkryto podczas prac budowlanych w miejscu, gdzie stała do nocy kryształowej, może tabliczka z nazwiskiem Maxa Josepha, ostatniego rabina, który dziś patronuje przycmentarnej ulicy, pamiątkowa tablica albo właśnie ten dom, w którym od niedawna działa powołane przez pana Piotra Stowarzyszenie „Dom na rozstaju kultur i religii”. 

Półtora roku temu we „wracającym do życia” domu przedpogrzebowym odbyła się wystawa macew, które znaleziono wokół budynku. Po raz pierwszy od 1938 r. została w tym miejscu odmówiona żydowska modlitwa za zmarłych. Teraz, za zgodą Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego, macewy leżą bezpieczne w pomieszczeniu. Niektóre z nazwisk i dat udało się odcyfrować Danielowi Kalinowskiemu, profesorowi Akademii Pomorskiej.

– W życiu nie ma przypadków. W 1984 r. okazało się, że moja prababcia była Żydówką. Zofia Taube zniknęła z historii rodziny, bo urodziła córkę i zmarła. Żeby było śmieszniej, moja mama, Anna Nowotna z Kossowskich, współpracując w Biurze Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej m.in. z Władysławem Bartoszewskim i Żegotą nie wiedziała, że sama jest Żydówką. I pewnie to nie przypadek, że moja siostra w latach 60. wyjechała do Anglii, gdzie poznała swojego męża… Żyda. Teraz mieszkają w Izraelu – przyznaje ze śmiechem prezes stowarzyszenia.

Jako człowiekowi teatru panu Piotrowi marzy się ośrodek teatralny. – Rozmawiałem z Leszkiem Mądzikiem ze Sceny Plastycznej KUL. Leszek przyjedzie tu z warsztatami teatralnymi dla młodych ludzi. Chcemy stworzyć też swoistą bibliotekę zapisków historycznych, zbierać informacje i relacje od żyjących jeszcze świadków historii. A w piwnicy otworzymy kawiarnię, oczywiście bez alkoholu, ze względu na miejsce – zdradza plany.