W drodze do Bobrujska

ks. Tomasz Horak

Ciekawe, ilu czytelników wie, co to Bobrujsk...

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Miasto na równinnym rozlewisku w widłach Berezyny i Bobrujka. Dzisiejsza Białoruś, prawie pośrodku. W 1918 Bobrujsk był miejscem koncentracji polskich wojsk. Ile lat miał mój Tato, gdy z kolegą uciekli z domów we Lwowie, by dotrzeć do Bobrujska? Może 15. Wiedzieli o owej koncentracji wojsk. Nie dotarli, pisałem o tym we wrześniu. Ale patriotyzmu nie zatracili. Ani oni, ani dwaj starsi bracia Taty, którzy zginęli za Polskę, gdy ledwie odrodzić się zdołała. W okrojonych granicach się odrodziła. W skomplikowanej i niestabilnej sytuacji zewnętrznej i z ogromnymi wewnętrznymi napięciami. To właśnie jest dzień 11 listopada...

Tyle, że w międzyczasie wiele się zmieniło. Patrzę na to z perspektywy mojego adresu zamieszkania: Śląsk Opolski. Tereny dawnego księstwa biskupów wrocławskich. Do roku 1821 formalna przynależność do metropolii gnieźnieńskiej. Politycznie ziemie i ludzie przez wieki związani z Austrią, od 1742 z Prusami. A więc dominująca kultura niemieckojęzyczna. Tamtych ludzi tu nie ma. Stalin dokonał ogromnego „machniom”. Ziemią i ludźmi. Dlatego wiele milionów Polaków mieszkając tam, gdzie powojenne losy rzuciły ich bądź ich rodziców czy dziadków, wciąż czuje się obco. A co najmniej nie u siebie. Jasne, każdy reaguje inaczej, a wszystkie reakcje w tej dziedzinie zależą też od wielu innych czynników społecznych, lokalnych ekonomicznych i nie tylko. „U siebie” to także regionalne tradycje. Mają je Górale – i są u siebie. Mają Wielkopolanie i Podlasiacy – i nie tylko. Pod tym względem kilka milionów ludzi nie jest u siebie. A patriotyzm musi się zaczynać od własnego podwórka i najbliższej okolicy. Mojego podwórka, mojego miasteczka, mojej okolicy. I ich historii.

Nie wiem, jak jest w innych rejonach Polski. Tu, gdzie mieszkam, na 11 listopada i na 3 maja niewiele domów jest ozdobionych biało-czerwoną flagą. Ozdobionych? To więcej niż ozdoba. To wyraz dumy z tego, że tu mieszkają Polacy. Czy nie wiedzą, że są Polakami, bo kilka dziesięcioleci komunistycznej propagandy zrobiło swoje? Czy przestali być dumni ze swej Ojczyzny? Nad plebanią już wywiesiłem flagę państwową. W kościele stoi sześć flag: biało-czerwona, czyli Polska. Obok niej żółto-niebieska, czyli Opole. Po drugiej stronie żółto-czerwona, to Wrocław. To historia tych ziem. Po przeciwnej stronie ołtarza barwy religijne – parafialny sztandar Chrystusa Króla, a obok niego biało-niebieska flaga maryjna i biało-żółta papieska. To też nasze dziedzictwo.

Trochę smutny i nostalgiczny mój felieton. Wszelako cieszę się, że mój Tato do Bobrujska jechał, choć cesarsko-królewski żandarm zawrócił go do Lwowa. I że kilka lat później pod Piłsudskim bolszewików na wschód pędził. I że cała rodzina zanurzona była w patriotycznej tradycji – choć równocześnie otwarta na innych. Bo patriotą jest nie ten, który innymi gardzi albo, nie daj Bóg, ich nienawidzi. Patriotą jest ten, kto dumny ze swych korzeni, tradycji, duchowej spuścizny, społecznych więzi, religijnego zapału, piękna języka, bogactwa kultury... Państwo tylko wtedy będzie owocnie służyło narodowi, jeśli będzie dostrzegało te i sporo innych obszarów i wartości życia. A tego brakuje. Czy nie tak jest, skoro „szczyt klimatyczny” przesłania święto Ojczyzny? Rzecz nie do pomyślenia choćby w Paryżu w dniu 14 lipca...

PS Potraktujcie mój felieton jako kartkę z życzeniami. Wcale nie smutnymi. Mam wiele powodów do radości. Jako Polak.