Wpadka Gedeona

Nasz Dziennik/a.

publikacja 18.07.2008 19:52

Koncern farmaceutyczny Gedeon Richter okłamuje internautki korzystające z jego strony internetowej w sprawie kwalifikacji medycznych swojego głównego "eksperta od antykoncepcji". Po interwencji Naszego Dziennika z reklamy serwisu wycofał się warszawski ZTM.

Gedeon Richter - największy w Europie Wschodniej koncern farmaceutyczny, specjalizujący się przede wszystkim w produkcji środków antykoncepcyjnych i poronnych, jest właścicielem portalu będącego ich kryptoreklamą. Głównym "ekspertem" strony internetowej udzielającym "fachowych" porad jest ginekolog z Kluczborka, tytułujący się specjalistą. Tymczasem Ireneusz Gulewicz, bo o nim mowa, ma zaledwie podstawowy stopień specjalizacji, który w żadnym wypadku nie uprawnia go do posługiwania się mianem ginekologa specjalisty. Rzecznik prasowy Gedeon Richter Plc. S.A. Magdalena Bober udaje zdziwioną faktem, że na stronie "Wpadki" nie ma żadnych danych koncernu. - Na pewno nie jest to działanie zamierzone - zastrzega. - Taka informacja rzeczywiście powinna się znaleźć i ja to oczywiście przekażę do osoby, która jest odpowiedzialna za treść tej strony. Strona była ostatnio zmieniana, i to na pewno jest kwestia techniczna, a nie chęć ukrycia tego faktu, bo nie widzę nawet do tego powodu - tłumaczy Bober. Dość pokrętne to wyjaśnienia, ponieważ monitorujemy tę stronę od dawna: nigdy nie było tam informacji, iż jej właścicielem jest koncern Gedeon Richter ani ktokolwiek inny. Nie ma nawet wzmianki, kto jest jej administratorem. Jedyny numer telefonu, jaki można na tej stronie znaleźć - przy okazji regulaminu zakończonego już konkursu - to numer firmy Extended Media zajmującej się wykonaniem strony. - Wykonujemy tylko i wyłącznie strony, nie zajmujemy się marketingiem jako takim. To działanie zostało przeprowadzone prawdopodobnie przez właściciela, czyli przez firmę Gedeon Richter. Nie mamy z tym nic wspólnego. Wykonaliśmy i zarządzamy stroną wpadka.pl, natomiast nie jesteśmy właścicielem marki - poinformował nas jeden z pracowników agencji reklamowej. Zapytaliśmy prawnika z firmy telekomunikacyjnej, czy właściciele danej strony internetowej mają obowiązek umieszczenia tam swoich danych (np. logo czy telefonu kontaktowego). - W przypadku świadczenia usług drogą elektroniczną istnieje obowiązek podania adresu elektronicznego i innych danych, identyfikujących podmiot, który świadczy takie usługi. Obowiązek taki wynika z ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Obowiązku takiego nie mają natomiast osoby fizyczne, które np. dokonują wpisów w swoim blogu internetowym - usłyszeliśmy. Prawnik zwraca również uwagę na to, że za nieudostępnienie odbiorcom swoich danych grożą sankcje prawne. - W przypadku generalnego obowiązku, wynikającego z ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, są również przewidziane przepisy karne, sankcją jest grzywna - wyjaśnia. Niechęć do podpisania się na stronie "wpadki" jest całkiem zrozumiała, chociażby ze względu na chęć uniknięcia odpowiedzialności za propagowane na niej bzdury. Na stronie przeczytać można m.in., że ciąża zaczyna się dopiero od zagnieżdżenia zarodka w macicy, a więc antykoncepcja "po" nie ma działania wczesnoporonnego - co jest oczywistą bzdurą, przygotowaną na biznesowy użytek. Na domiar złego strona Gedeona wprowadza w błąd korzystające z niej internautki. Jej główny "ekspert" Ireneusz Gulewicz nie jest specjalistą, a tak jest prezentowany. Fakt, że Gulewicz nie posiada kwalifikacji do tytułowania się mianem specjalisty, potwierdza mec. Paweł Jannasz z zespołu radców prawnych Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie. Lekarz, mający jedynie pierwszy stopień specjalizacji, nie posiada kwalifikacji do tytułowania się mianem specjalisty. Dopiero "dwójka", i to jeszcze przy spełnieniu określonych wymogów, uprawnia do tego. Jerzy Jakubiszyn z Okręgowej Izby Lekarskiej w Opolu potwierdza informację, że Gulewicz uzyskał zaledwie pierwszy stopień specjalizacji.

Przejawy nieuczciwości Gedeona były już przedmiotem interwencji głównego inspektora farmaceutycznego oraz Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Serwis wpadka.pl ruszył w marcu 2003 roku. Oficjalnie miał charakter edukacyjno-rozrywkowy, jednak w rzeczywistości jego celem było reklamowanie antykoncepcji - szczególnie środków poronnych. Główny inspektor farmaceutyczny dopatrzył się w serwisie elementów reklamy produktu leczniczego Postinor Duo. W skład kampanii wchodził m.in. emitowany w telewizji spot reklamowy, odsyłający do treści zawartych na stronie internetowej, a w szczególności do innej strony internetowej prowadzonej przez lekarza. GIF uznał to za reklamę produktu leczniczego - w Polsce publiczna reklama produktów, które są dostępne wyłącznie na receptę, jest prawnie zabroniona. Decyzję "nakazującą natychmiastowe zaprzestanie ukazywania się reklamy Postinor Duo w serwisie internetowym" wydano 31 grudnia 2003 r., a jeszcze w połowie stycznia 2004 r. zakwestionowane elementy nie zostały z serwisu usunięte. W 2005 r. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wydała zakaz promowania tej strony za pośrednictwem nadawców Polsat i TV4. Kolejny raz GIF interweniowało w sprawie firmy Gedeon Richter w grudniu 2007 roku. Jednak Gedeon nie zrezygnował. W tym roku szeroko zakrojoną promocję antykoncepcji zorganizował na zakończonym niedawno Open'er Festiwal w Gdyni. Na terenie miasteczka festiwalowego rozstawione były stoiska, na których można było zaopatrzyć się w różne gadżety - koszulki, płaszcze przeciwdeszczowe itp. Pojawił się również namiot z napisem "wpadka.pl", Do stoiska ustawiała się gigantyczna kolejka. Możliwość wejścia na festiwal miały dzieci od piątego roku życia. Informacje, jakoby rozdawano tam prezerwatywy, dementuje rzecznik firmy Gedeon Richter Magdalena Bober. - Nie reklamowaliśmy antykoncepcji, nie było stoiska wpadka.pl - było stoisko, które nazywało się "Intime Zone by wpadka.pl" - tłumaczy. Bober wyjaśnia, że była to "akcja świadomościowa". - Na tym stoisku można było zasięgnąć konsultacji lekarza ginekologa, były organizowane konkursy - precyzuje. Twierdzi również, jakoby stoisko pojawiło się na festiwalu na zaproszenie organizatora. - Owszem, zwrócili się do nas organizatorzy festiwalu, a my na taką propozycję przystaliśmy. Zorganizowaliśmy właśnie ten namiot w ramach tej - nazwijmy to - kampanii edukacyjnej, świadomościowej, informacyjnej - mówi rzecznik Gedeona. Organizator Open'er Festiwal Alter Art (agencja eventowa i koncertowa) zaprzeczył tej informacji. - Wobec firmy Gedeon Richter Plc. SA nigdy nie zostało wystosowane żadne zaproszenie - mówi Małgorzata Kłos z Alter Art. Potwierdza jednak, że o samym stoisku firma wiedziała. Na stoisku wprawdzie nie sprzedawano środków antykoncepcyjnych, jednak za wiedzę o antykoncepcji można było otrzymać nagrody, np. kurtki. - Konkursy polegały na odpowiedzeniu na pytania dotyczące metod antykoncepcji - potwierdza Bober. Rzecznik, twierdząc, że nie było żadnej informacji o żadnych środkach antykoncepcyjnych, przeczy sama sobie. - Rozdawaliśmy np. przewodnik po antykoncepcji, gdzie opisane były wszystkie metody, łącznie z naturalnymi, i nie były propagowane żadne środki antykoncepcyjne - informuje. Owa broszurka zawierała wiadomości niemal identyczne z tymi, które można znaleźć na stronie internetowej Gedeona. Owszem, jest informacja, dotycząca naturalnych metod planowania rodziny, ale bardzo okrojona, koncentrująca się raczej na jej wadach niż zaletach. Całą sprawą zaskoczony jest jeden z patronów medialnych imprezy, TVP 2. Jak poinformowała nas Izabela Wojciechowska z Zespołu Rzecznika Prasowego TVP, Telewizja Polska objęła patronatem medialnym Heineken Open'er Festiwal, nie była natomiast jego organizatorem. Jako patron medialny nie miała wpływu na prowadzone w trakcie festiwalu akcje. Dla swoich widzów TVP przygotowała materiały "zza kulis" oraz relacje z koncertów. TVP SA nie została poinformowana o planowanej podczas Open'er Festiwal akcji promującej antykoncepcję "Intime Zone by wpadka.pl". Przedstawicielka TVP nie wyklucza, że gdyby wiedzieli o niej, nie byłoby zgody na patronat. Z reklamowania "wpadki" w autobusach wycofał się po interwencji "Naszego Dziennika" warszawski ZTM. Zarząd Transportu Miejskiego przeprosił za zaistniałą sytuację oraz zapewnił, "że w przyszłości dołoży wszelkich niezbędnych starań, aby podobna sytuacja się nie powtórzyła".