W Chinach Konfucjusz wypiera Marksa

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 26.08.2008 18:54

Zbiór wykładów o Konfucjuszu jest hitem książkowym, szkoły konfucjańskie wyrastają jak grzyby po deszczu, a oficjalnym hasłem reżimu jest głoszona przez starożytnego mistrza harmonia - donosi Gazeta Wyborcza.

30 km od Pekinu, w dużej willi, mieści się konfucjańska Szkoła Czterech Oceanów, gdzie dzieci uczą się tak jak 2 tys. lat temu. W środku zamiast obowiązkowego portretu Mao jest duży obraz przedstawiający Konfucjusza. Starożytnego mędrca (551-479 r. p.n.e.) jeszcze w XIX w. chińscy reformatorzy odrzucili jako zbyt konserwatywnego. Twórca komunistycznych Chin Mao Zedong nie tylko nakazał zburzyć dom Konfucjusza, ale w 1973 r. ogłosił kampanię walki z mistrzem, bo był synonimem przesądów i feudalizmu. W przestronnej sali z widokiem na ogród przy dwóch niskich stołach siedzą małe dzieci z książkami w ręku. Czytają na głos, raz po raz, bez znużenia. Zaglądamy do pierwszej książki czteroletniej Ho Qi Chao. To "Dialogi konfucjańskie", zbiór wypowiedzi mistrza. 46 uczniów mieszka w szkole, budzą się o 6.30, od 8 zaczynają "czytać" dzieła mistrza. To właściwie rodzaj rytmicznej recytacji pod kierunkiem nauczyciela. - Ale one nie rozumieją tego, co czytają - dziwię się. - To nieważne - odpowiada założyciel szkoły Feng Zhe. - Na początek każde dziecko musi recytować tekst po tysiąc razy, aż wbije mu się w głowę. Takie jest założenie szkoły. W wieku od trzech do sześciu lat dzieci uczą się Konfucjusza na pamięć, od szóstego do dziewiątego roku życia zaczynają go rozumieć, jako nastolatki mogą go interpretować. To powrót do tradycyjnego sposobu nauczania. W szkole nie ma komputerów, a w programie przedmiotów ścisłych. Celem nauki jest odrodzenie moralne. Przez tysiące lat Konfucjusz nauczał Chińczyków, by byli uczciwi, życzliwi dla innych, szanowali rodziców. Jego nauki były podstawą wielkiej - Chińczycy wierzą, że największej - cywilizacji w historii. - Dzisiejsi Chińczycy są chciwi, bezwzględni i pazerni - stwierdza ze smutkiem dyrektor Feng. Uczniowie odkładają książki i szykują się do kolacji, którą zjedzą w klasie. Kuchnia jest wegetariańska i to również jest część ideologii tej dziwnej szkoły. Dyrektor uważa, że na moralność wpływa dieta, a mięso wspomaga agresję. W czasie posiłku nie wolno rozmawiać, jedynym dźwiękiem, jaki słychać, jest dźwięk tradycyjnego instrumentu guqin. Po kolacji uczniowie znowu wyjmą książki. W Chinach, gdzie rodzice walczą o karierę dziecka jak lwy, gdzie dzieci od najmłodszych lat wkuwają angielski oraz chodzą na kursy komputerowe i gdzie o wszystkim decyduje na koniec państwowy egzamin na studia, coraz więcej rodziców posyła dzieci do tradycyjnej szkoły. Płacą za nią rocznie 3 tys. dol. i godzą się na surowy reżim - najmłodsze dzieci jadą do domu raz na tydzień, nieco starsze raz na miesiąc.

Zwolennicy tradycyjnej szkoły twierdzą, że wracając do własnej kultury, Chińczycy odzyskają do siebie zaufanie. - Przez pokolenia uczyliśmy się tylko wartości zachodnich, z marksizmem włącznie, a odrzucaliśmy własne korzenie. W ten sposób wbiliśmy się w kompleks niższości - tłumaczy dyrektor Feng. Założyciel szkoły urodził się w biednej rodzinie na granicy prowincji Anhui i Henan. Na jednej z chińskich uczelni studiował nauki Marksa. Konfucjusza odkrył dopiero w Hongkongu. - To była rewelacja - mówi Feng. Przez lata jeździł po Chinach z wykładami o mistrzu i sale pękały w szwach. Dziś aż 10 mln chińskich dzieci uczy się Konfucjusza w szkołach i na kursach. Idolem młodych Chińczyków jest 41-letnia profesor literatury Yan Dan. Dwa lata temu do jej wykładów o starożytnym mędrcu w telewizji CCTV widzowie zasiadali jak do najlepszego serialu. Jej książka „Refleksje Yu Dan na temat »Dialogów konfucjańskich «” sprzedała się już w 10 mln egzemplarzy i jest na liście bestsellerów. Yan szuka w pismach mistrza odpowiedzi na pytania, które zadają sobie współcześni Chińczycy. Ich kraj przeszedł w ciągu ostatnich 30 lat przemiany, które gdzie indziej były rozłożone na stulecie. Nie wiedzą, czym się kierować, jak zachować równowagę i jak uporządkować własne życie. W Chinach jest zapotrzebowanie na mistrza, a Yan Dan świetnie weszła w tę rolę. W Pekinie młodzi Chińczycy, pracujący w dużych firmach, mówią mi, że postanowili chodzić na wykłady Yan, bo "mówi ważne dla nas rzeczy". - Chiny chcą czymś wypełnić próżnię duchową po rewolucji kulturalnej - mówi prof. filozofii Daniel A. Bell, pierwszy cudzoziemiec zaproszony na wykłady przez elitarny uniwersytet Qinghua. Amerykanin śledzi odradzanie się konfucjanizmu w komunistycznym Państwie Środka, wydał o tym niedawno książkę "Nowy konfucjanizm Chin". W rodzinnym mieście Konfucjusza Qufu na południu Chin odnowiono jego świątynię, a urodziny mistrza obchodzone są z pompą. Bell uważa, że humanizm Konfucjusza, idea pokoju światowego i harmonii może być alternatywą dla narastającego chińskiego nacjonalizmu. W 2006 r. komunistyczny przywódca Hu Jintao, niczym cesarz z czasów Konfucjusza, ogłosił nawet zasady moralne dla narodu pt. "Osiem rzeczy chwalebnych i osiem rzeczy haniebnych". To ma być rdzeń socjalistycznego systemu: kochaj kraj, nie szkódź ojczyźnie, żyj skromnie, ciężko pracuj, nie pław się w luksusach itd. Bell uważa, że w ten sposób chińscy komuniści przygotowują grunt, by w przyszłości pożegnać Marksa i w jego miejsce powitać Konfucjusza.