Mieszanie wiedzy

Franciszek Kucharczak

GN 48/2013 |

publikacja 28.11.2013 00:15

Wiedza jest sprzeczna z religią tam, gdzie sama staje się religią.

Mieszanie wiedzy rysunek franciszek kucharczak /gn

Nic nie zostanie nam oszczędzone. Joanna Kluzik-Rostkowska została nowym ministrem edukacji. Tak jakby po poprzedniej szefowej resortu nie zostało dość problemów. Bo już w tej chwili dokonuje się pełzająca seksualizacja naszych dzieci, zupełnie nielicząca się z przekonaniami rodziców. Przedszkola „równościowe” i podobne genderowe propozycje dla dzieci wczesnoszkolnych wdzierają się do systemu edukacji pod pozorem troski o tolerancję, równość i szacunek. A ludzie to kupują, bo dają się zwyczajnie oszukać gładko brzmiącymi hasłami. Zatrzymać to mógłby tylko ktoś o stanowczych poglądach, kto bez patyczkowania się pogoniłby „edukatorów seksualnych” i innych deprawatorów za koło polarne (niestety, byłby to prawdopodobnie koniec Eskimosów). Kluzik-Rostkowska jest zaprzeczeniem kogoś takiego. Zresztą nie pozwoliła się łudzić co do swoich zamierzeń. Tuż po objęciu nowego stanowiska błysnęła w programie Moniki Olejnik „Kropka nad i” stwierdzeniem: „Nie wolno mieszać wiary z wiedzą. Religia jest sferą ducha i wiary i absolutnie nie wyobrażam sobie, żeby była przedmiotem maturalnym”.

No to mamy jasność – pani Kluzik-Rostkowska kontynuuje bolszewicką propagandę o religii jako czymś kłócącym się z wiedzą. Może w młodości nie chodziła na religię i dlatego nie ma pojęcia, że nie uczą tam roztapiania się w nirwanie, tylko konkretnej wiedzy. A może i chodziła, ale trudno to stwierdzić, bo sama, pytana przed wyborami czy jest wierząca, odpowiedziała, że nie powie, bo to jej „bardzo osobista sprawa”. A przecież o „bardzo osobistej sprawie” nie będziemy rozmawiali na maturze, prawda?

Tak więc wiadomo już, że katechizacja będzie jeszcze bardziej spychana do szkolnego narożnika, bo ponoć nie ma związku z wiedzą. Za to, jak można się domyślić, ścisły związek z wiedzą będzie miała „edukacja seksualna”, forsowana pełną parą przez środowiska lewackie i feministyczne, którym resort edukacji otwiera coraz szerzej pole działania. Przypomnijmy tylko warszawską konferencję „Standardy edukacji seksualnej w Europie”, gdzie już dla czterolatków oferowano temat: „Radość i przyjemność z dotykania własnego ciała, masturbacja we wczesnym dzieciństwie”.

Konferencja odbywała się, a jakże, pod auspicjami MEN. Bo to ma wszystko wyglądać na głęboko naukowe. Bo to jest wiedza, proszę państwa! Gender i inne takie się studiuje, proszę państwa!

A otóż właśnie „edukacja seksualna” i takie rzeczy jak gender nie są wiedzą! To czysta ideologia, oparta na wierze, że, na przykład, antykoncepcja uczy odpowiedzialności i zapobiega aborcji. I jest to wiara fanatyczna, bo ignoruje fakty, które jej przeczą. W takiej Wielkiej Brytanii seksedukacja sięgnęła już niemal becika, a liczba ciąż wśród nastolatek bije rekordy. Wiara chrześcijańska natomiast, pani minister, zawsze się sprawdza. Jeśli się nie sprawdza, to tylko tam, gdzie się jej nie stosuje. A nie stosuje się jej tam, gdzie się o niej nie mówi. Jeśli nie chce się pani do niej przyznać, to przynajmniej niech pani na jej temat milczy.

Zawód ankieciarzy

Kardynał Peter Erdö, delator generalny przyszłorocznego synodu biskupów nt. rodziny i ewangelizacji, przypomniał, że na poprzedzającą synod ankietę mają odpowiedzieć głównie biskupi. Zamieszanie co do tego powstało z powodu zamieszczenia ankiety przez episkopat Anglii i Walii w internecie. Podobnie postąpili biskupi w Szwajcarii. Skutek jest taki, że w sprawie nauki Kościoła nt. rodziny wypowiadają się nie tylko katolicy i nie tylko ludzie wiary. Jest to sprzeczne z założeniami ankiety. – Nie chcemy uzależniać Dobrej Nowiny lub nauki Kościoła od przeglądu poglądów – zauważył kard. Erdö. Warto przy tej okazji zauważyć także, że synody są nie po to, żeby zmieniać naukę Kościoła, lecz żeby ją w zmieniających się warunkach zachować.

Co za nadzwyczajność

Lubelscy właściciele sieci pizzerii „Nirvana” zmienili ich nazwę na „Plackarnia”. Na stronie internetowej napisali m.in.: „Dla nas nazwa »Nirvana« nie jest obojętna i stoi w sprzeczności z tym, w co wierzymy. (...) Dlatego wraz z naszym nawróceniem dojrzeliśmy do decyzji, aby zmienić nazwę naszych restauracji. W świetle naszej wiary stara nazwa nie da się obronić”. Pytany o tę decyzję przez „Kurier Lubelski” właściciel „Plackarni” Andrzej Demczuk doprecyzował: „Byliśmy zawsze chrześcijanami, ale nasze dojrzewanie w wierze sprawiło, że chcemy nazwę zmienić, w końcu nasza firma to duża część naszego życia”. O zmianie gazeta napisała we wstępie, że nie byłoby w niej nic nadzwyczajnego, „gdyby nie religijne tło całej sprawy”. No właśnie: chrześcijanin decyduje się żyć jak chrześcijanin – taka nadzwyczajna rzecz. A gdyby katolik został buddystą, to by raczej nie prowadził lokalu „Święty Antoni”. I to by akurat było dla wszystkich oczywiste.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.