Akcja burzenia cerkwi na Chełmszczyźnie w 1938 r. w oczach badaczy

KAI/J

publikacja 15.10.2008 09:45

Międzynarodowe sympozjum naukowe poświęcone akcji burzenia cerkwi na Chełmszczyźnie i Południowym Podlasiu w 1938 r. zakończyło dwudniowe uroczystości w rocznicę tych wydarzeń. Na obradach w Chełmie spotkali się 13 października polscy i ukraińscy badacze, aby rozmawiać na temat uwarunkowań, reakcji i skutków akcji zaplanowanej i przeprowadzonej przez państwo polskie 70 lat temu.

Sympozjum poprzedziły uroczystości w niedzielę 12 października, podczas których poświęcono monument upamiętniający wydarzenia na Chełmszczyźnie, kiedy to w czasie niespełna trzech miesięcy wyburzono 127 cerkwi. Z tej okazji listy nadesłali prezydent RP i premier. List prezydenta odczytał minister Michał Kamiński. Lech Kaczyński podkreślił w liście, że dramatyczne wydarzenia, które rozegrały się w tej części Polski w 1938 r., przez dziesiątki lat kładły się cieniem na relacjach międzywyznaniowych w Polsce. Zauważył, że władze chcąc nadać państwu charakter spoistego i silnego organizmu, posuwały się do metod i działań niedopuszczalnych. „Ówczesne działania władz państwowych nie mieszczą się w standardach cywilizacyjnych i demokratycznych nie tylko obowiązujących dzisiaj, ale również w tych wówczas powszechnie w Polsce uznawanych. Nie mieszczą się one także w sferze tradycji i wartości, jakie od wieków przyświecają Rzeczypospolitej i bliskie są sercom Polaków, a wśród których najważniejszymi pozostają idee wolności, godności i solidarności” – napisał prezydent. „Wyrażając żal z powodu przewin naszych przodków, pragniemy dzisiaj ze szczególną mocą podkreślić wolę dalszego budowania Polski jako państwa, w którym równouprawnienie wyznań jest normą obowiązującą i bezwzględnie respektowaną” – kończy się list. W liście premiera, odczytanym przez ministra Tomasza Simioniaka znalazły się słowa o tym, że chełmska uroczystość „jest wyrazem przełamywania barier historycznych i narodowościowych w duchu wzajemnego porozumienia i dialogu”. Premier wyraził przekonanie, że należy dawać świadectwo prawdzie historycznej o tych wydarzeniach i przekazywać ją następnym pokoleniom. „Jestem przekonany, że chełmskie uroczystości staną się okazją do umacniania braterskich więzi między wspólnotami religijnymi oraz narodami polskim i ukraińskim” – napisał. Otwierając poniedziałkową konferencję, dr Grzegorz Kuprianowicz, przewodniczący Komitetu Organizacyjnego podkreślił, że jest to pierwsze sympozjum naukowe poświęcone temu problemowi. - Mimo, że nasza wiedza historyczna na ten temat dostarcza informacji, jest wiele tematów niezbadanych. Mam nadzieję, że pozwoli to na nowe spojrzenie na te wydarzenia, smutne i wymagające refleksji – mówił. Na wagę naukowego poznania tych zagadnień wskazywał także prawosławny metropolita chełmsko–lubelski abp Abel. - Trudno zrozumieć, jak to się stało, że w chrześcijańskim kraju niszczono chrześcijańskie świątynie, że ci, którzy zostali powołani do sprawowania władzy dla powszechnego dobra, wykorzystali tę władzę do walki ze swoimi współobywatelami innego wyznania i narodowości – mówił hierarcha. - Poznanie własnej historii jest niezbędnym warunkiem funkcjonowania każdej społeczności, zachowania pamięci historycznej, ciągłości tradycji. W przeszłości zrobiono bardzo wiele, aby taką ciągłość w przypadku Kościoła prawosławnego na Chełmszczyźnie i Podlasiu przetrwać - dodał. Stwierdził, że Kościół prawosławny przez wiele dziesięcioleci nie mógł troszczyć się o dokumentowanie życia Kościoła czy prowadzenie badań, bo w XX wieku „musiał walczyć o przetrwanie na tej ziemi”. Wyraził nadzieję, że sympozjum stanie się początkiem systematycznych badań i będzie miało wpływ na świadomość społeczną, w której te wydarzenia nie są obecne. Zaznaczył, że bez tej wiedzy nie sposób zrozumieć dziejów Kościoła prawosławnego i społeczności ukraińskiej na Chełmszczyźnie i Podlasiu, dlatego też wielkie znaczenie mają słowa dwóch najwyższych przedstawicieli państwa polskiego, którzy dokonali jednoznacznej oceny akcji burzenia cerkwi. - Czekaliśmy na to 70 lat. Było to szczególnie ważne przede wszystkim dlatego, że akcja ta prowadzona była przez państwo i w jego imieniu – powiedział abp Abel.

Zauważył też, że skutki akcji burzenia cerkwi w 1938 r. ciążą na polskim prawosławiu do dziś. - Potencjał Kościoła prawosławnego poprzez wydarzenia 1938-39 roku został zredukowany do stanu szczątkowego. To posłużyło też zastraszaniu wiernych Kościoła prawosławnego. Dzisiaj przypominanie tych historycznych aktów nie należy odbierać jako jątrzenia, jest to po prostu otwarte mówienie prawdy o tych wydarzeniach - podkreślił. Dodał, że obecność na sympozjum z referatem duchownego Kościoła rzymskokatolickiego, pozwala otworzyć nową perspektywę i w relacjach ekumenicznych, i w codziennym współistnieniu dwóch siostrzanych Kościołów, od zawsze współistniejących na tym terenie. O powszechnej świadomości tego, co działo się na Chełmszczyźnie i Południowym Podlasiu 70 lat temu świadczą słowa posła Eugeniusza Czykwina, przewodniczącego sejmowej komisji mniejszości narodowych i etnicznych. Poseł przygotował projekt uchwały, poprzez przyjęcie której Sejm odniósłby się do tych wydarzeń, wyrażając żal. Spośród około 50 posłów, których poprosił o podpisanie projektu, tylko dwóch wiedziało, że taka akcja w ogóle miała miejsce. Czykwin zadeklarował, że poprzez działania komisji będzie starał się, by informacje o akcji burzenia cerkwi trafiły do nowych podstaw programowych nauczania historii. Wykład otwierający obrady sympozjum przedstawił abp białostocko-gdański Jakub. Ukazał on znaczenie świątyni w kontekście historycznym, a także powody i konteksty jej niszczenia. Wskazał, że problem niszczenia świątyń chrześcijańskich pojawił się wraz z ekspansją islamu, a powracał przy okazji rewolucji, Francuskiej czy Październikowej. - Niszczenie świątyń miało dwa różne cele: pierwszy to walka z chrześcijaństwem. Jeśli chrześcijaństwo było utożsamiane z konkretną narodowością czy państwowością, w ten sposób realizowano również drugi cel, likwidację narodu czy państwa. Te dwa cele przeplatają się w historii we wszystkich przypadkach niszczenia świątyń – mówił prelegent. Podkreślił jednak, że samo zniszczenie budynku, nie zawsze musiało oznaczać zniszczenie wspólnoty wierzących, zgodnie ze słowami św. Pawła „Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście”. Uwarunkowania i skutki polityczne masowego burzenia cerkwi u schyłku II Rzeczypospolitej przedstawiła w referacie wybitna znawczyni historii prawosławia w Polsce, prof. Mirosława Papierzyńska-Turek. Zauważyła, że po I wojnie światowej władze polskie musiały poradzić sobie z integracją terytorialną i społeczną państwa, co było trudne zwłaszcza na ziemiach wschodnich. Z jednej strony siły ukraińskie nadal przejawiały dążenia separatystyczne, a z drugiej ludność prawosławna oczekiwała pomocy w odbudowie zrujnowanych w czasie wojny cerkwi, uregulowania sieci parafii oraz sytuacji prawnej Kościoła. Według badaczki, polityka narodowościowa i związana z nią wyznaniowa w odniesieniu do mniejszości ukraińskiej i białoruskiej w tym czasie była budowana na zmurszałych fundamentach, a jej założenia były sprzeczne z logiką rozwoju historycznego po I wojnie światowej w Europie. Wskazywała, że ład powersalski opierał się na uznawaniu podmiotowości politycznej narodu, a w przypadku państwa wielonarodowego i wielowyznaniowego, na ochronie praw mniejszości. Poza tym, jej zdaniem, władze polskie nie chciały uznać faktu odrębności mniejszości narodowych, wreszcie w polityce państwa ogromną rolę odegrało dziedzictwo historyczne, które zawierało utrwalone w świadomości narodowej stereotypy, przekonanie o wyższości kultury polskiej, ogromne pokłady pretensji i nierozwiązanych problemów. - Bez brania pod uwagę tej spuścizny, zrozumienia wpływu, jaki miała historia na mentalność narodową i nastroje społeczne w tamtym okresie, niepodobna w ogóle zrozumieć polityki władz wobec mniejszości ukraińskiej i białoruskiej i ich Kościołów – zaznaczyła prof. Papierzyńska-Turek.

Dodała, że także Kościół prawosławny nie był postrzegany jako część własnego dziedzictwa narodowego i spuściznę dawnej Rzeczypospolitej, ale wyłącznie jako relikt rozbiorowej przeszłości. Prelegentka wykazała, że działania skierowane przeciw prawosławiu wynikały z przekonania, że religia to ważna część tożsamości narodowej, a najlepszym sposobem na rozwiązanie problemu mniejszości jest asymilacja. - W świadomości polskiej dość powszechne było przekonanie o możliwości rozwiązania problemu ukraińskiego i białoruskiego przez asymilację, ponieważ zakładano wielką atrakcyjność kultury polskiej, a równocześnie nie wierzono w dojrzałość narodową mniejszości. W przeszłości rzeczywiście zaznaczyła się wśród ukraińskiego i białoruskiego etosu tendencja do religijnych konwersji i polonizacji. O ile jednak wtedy odbywała się ona głównie pod polskim ciśnieniem kulturowym, gospodarczym i politycznym, to w II RP zaczęła być postrzegana jako najskuteczniejsze narzędzie w rekach państwa w polityce narodowościowej. Ta polityka znajdowała odbicie w stosunku do Kościoła prawosławnego – mówiła Papierzyńska-Turek. Prelegentka zauważyła, że ponieważ Kościół prawosławny był postrzegany jako siła utwierdzająca tożsamość narodową, zmierzano konsekwentnie do ograniczenia jego terytorialnego zasięgu i społecznego wpływu. Prof. Papierzyńska-Turek stwierdziła, że akcja wyburzania cerkwi w 1938 roku nie miała formalnych podstaw prawnych, a wręcz była niezgoda z duchem konstytucji. Także sprawy sądowe zakładane chłopom, którzy protestowali wobec burzenia, nie miały uzasadnienia. Wskazała, że przeciwko prowadzonej przez wojsko akcji pojawiały się w polskim społeczeństwie ostre głosy krytyki. Mówiąc o skutkach akcji, prelegentka podkreśliła, że przede wszystkim dotknęła ona boleśnie Kościół prawosławny, ale równocześnie okazała się szkodliwa z punktu widzenia integracji państwa i jego autorytetu, spowodowała wzrost nastrojów wrogich wśród ludności, doszło też do wytworzenia klimatu wrogości między ludnością prawosławną a katolicką. - Możemy analizować okoliczności, doszukiwać się motywacji podjęcia tego czynu, ale tak naprawdę, to nie sposób zrozumieć, jak do tego mogło dojść. Dlaczego władze zdecydowały się na ten krok, łamiąc prawo, nie mając poparcia Kościoła katolickiego, przewidując skutki, działając w momencie radykalizującego się ruchu ukraińskiego i wzrastającego zewnętrznego zagrożenia dla Polski, po prostu wbrew rozsądkowi? – zastanawiała się. Podkreśliła, że skutki okazały się szkodliwe i bardzo trwałe, bowiem do dziś w pamięci prawosławnych zachował się obraz niszczonych świątyń, a wierni mają poczucie krzywdy i winy państwa polskiego. O reakcjach na działania władz mówił m.in. dr Mirosław Szumiło z Lublina. Przedstawił on kroki, jakie podjęła ukraińska reprezentacja parlamentarna. W odpowiedzi na jedną z interpelacji, złożonych przez posła Stefana Barana, wypowiedział się premier. Jak zauważył prelegent, odpowiedź nie dotarła do posłów ukraińskich, gdyż tego samego dnia Mościcki rozwiązał izby ustawodawcze, zachowała się jednak w archiwach. Premier Felicjan Sławoj-Składkowski pisał w odpowiedzi na zapytania posła, że „pozostała po zaborczym rządzie rosyjskim sieć cerkwi prawosławnych na terenie woj. lubelskiego nie stała w żadnym stosunku do istotnych potrzeb ludności prawosławnej”, a zbędne cerkwie „były ponadto w ciągu szeregu lat częstokroć ośrodkami antypaństwowej działalności politycznej poszczególnych duchownych prawosławnych, co powodowało zamęt we współżyciu lokalnej ludności”. Stwierdził też, że wobec tego „należało zbędne świątynie zlikwidować, co w sposób spokojny, częstokroć przy udziale miejscowej ludności prawosławnej zostało dokonane”. Zaprzeczył też większości zarzutów dotyczących zachowania wojskowych i policjantów.

Do zarzutów kierowanych pod adresem Kościoła katolickiego w związku z akcją burzenia cerkwi odniósł się ks. dr Krzysztof Grzesiak z Lublina. Rozpoczął od zarysowania sytuacji na terenie ówczesnej katolickiej diecezji lubelskiej, gdzie ważną rolę odgrywała sprawa zajęcia przez Kościół prawosławny w XIX w. mienia pounickiego w efekcie likwidacji unickiej diecezji chełmskiej przez carat. Te i następne wydarzenia miały wpływ na stosunek do prawosławnych w późniejszym czasie. Prelegent zaznaczył, że znaczna cześć unitów nie pogodziła się ze zmianami, wielu skorzystało z okazji, by zadeklarować się jako katolicy, gdy dał im taką możliwość ukaz tolerancyjny w 1905 r. Dopiero po I wojnie światowej katolicy podjęli zabiegi na rzecz przejęcia części świątyń, przed rokiem 1915 w posiadaniu prawosławnych. Wobec tego, że i Kościół rzymskokatolicki, i prawosławny, czuły się właścicielami, role dysponenta infrastruktury pocerkiewnej przejęło państwo. Wśród katolików jednak, jak zaznaczył prelegent, reaktywacja placówek duszpasterskich prawosławnych wywoływała niepokój. Ks. Grzesiak zauważył, że inspirację akcji przypisywano Stolicy Apostolskiej, bo w tym samym czasie prowadzone były rozmowy w sprawie ziem pounickich. Wobec tych pogłosek Episkopat wystąpił z oficjalnym komunikatem, stwierdzając, że jest to całkowicie niezgodne z prawdą. Wcześniej jeszcze zabrał głos metropolita Andrzej Szeptycki, który w skonfiskowanym przez władze liście do wiernych zdecydowanie potępił akcję, postrzegając ją jako objaw wielkiego zła, uczynionego idei zjednoczenia Kościołów. W opinii metropolity, burzenie cerkwi było efektem działania środowisk masońskich, wrogich całemu chrześcijaństwu. Prelegent podkreślił, że także lubelski biskup Marian Fulman był zdecydowanie przeciwny burzeniu cerkwi. Przytoczył dokument, który o tym świadczył. W odpowiedzi dziekanowi hrubieszowskiemu, który w końcu maja zwrócił się do biskupa z pytaniem, czy nie domagać się od władz budulca z rozbieranych cerkwi pochodzenia unickiego, biskup napisał, że władze niszczą cerkwie „na swoją rękę i odpowiedzialność”, a „praktykowane metody co do kasowania i niszczenia domów Bożych nie mogą być akceptowane” ze strony Kościoła. Ks. Grzesiak dodał, że istnieją jeszcze inne dokumenty wskazujące, że akcja rozbiórkowa nie była uzgodniona z władzą kościelną. Mówca stwierdził, że jeśli chodzi o duchowieństwo, to choć niektórzy kapłani liczyli na to, że likwidacja struktur ułatwi pracę misyjną wśród wyznawców prawosławia, to duchowni odnosili się bardzo krytycznie do zastosowanych metod. Świeccy wyrażali zróżnicowane poglądy. - Osoby związane z akcją rewindykacyjno-polonizacyjną, uważały rozbiórki za finałowy etap wyrównywania rachunków, za akt dziejowej sprawiedliwości wobec wrogiego prawosławia. Ogół katolików był zdania, że również w wolnej Polsce prawosławie było uprzywilejowane, jeśli chodzi o ilość świątyń i parafii w przeliczeniu na ilość mieszkańców. Z czasem jednak zaczęły dominować opinie odmienne – mówił. Wskazał na „opłakany wpływ rozbiórek na relacje sąsiedzkie, fakty zaprzestania pomocy w pracach polowych, rwanie kontaktów towarzyskich, odmowa wspierania ubogich innego wyznania, atmosfera wrogości”. - W miarę upływu lat utrwalała się negatywna opinia akcji, która dominuje do dziś. Akcja rozbiórkowa musi być oceniana w sposób jednoznacznie krytyczny – podkreślił. Referaty w czterech sesjach chełmskiego sympozjum przedstawili także m.in. prof. Jurij Makar z Uniwersytetu w Czerniowcach, dr Mykoła Kuczerepa z Łucka, dr Paweł Borecki z Warszawy. Dotyczyły skutków akcji oraz jej miejsca w badaniach i pamięci historycznej. W części „Mikrohistorie” przedstawiono także dzieje konkretnych zburzonych cerkwi. Organizatorami obchodów 70. rocznicy burzenia cerkwi była Prawosławna Diecezja Lubelsko-Chełmska, Towarzystwo Ukraińskie w Lublinie i Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Chełmie.