ONZ pewnie jak zwykle obudzi się za późno

Radio Watykańskie/jk

publikacja 03.11.2008 21:16

Z bp Edwardem Kussalą, który wezwał sudański rząd, aby natychmiast podjął działania zmierzające do przywrócenia pokoju, rozmawia Radio Watykańskie. Biskup zaapelował o ukrócenie poczynań rebeliantów. Jego zdaniem warunkiem rozmów pokojowych powinno być uprzednie uwolnienie porwanych kobiet i dzieci.

Porywane dzieci i kobiety. Wyludnione ze strachu wsie i przepełnione miasta. Coraz realniejsze widmo głodu – to dramatyczna sytuacja południowego Sudanu. Dociera tam międzynarodowa pomoc, jednak nie do ludności cywilnej, a do ugandyjskich rebeliantów z Armii Oporu Pana. ONZ chce w ten sposób skłonić ich przywódcę Josepha Kony’ego do zaakceptowania pokoju. Równocześnie przymyka oko na jego bandyckie poczynania. Rebelianci Kony’ego w marcu przystali na porozumienie pokojowe z rządem Ugandy, jednak ostatecznie nigdy go nie podpisali. Przenieśli się na tereny Ekwatorii Zachodniej w okolice miasta Jambio. W obronie ludności cywilnej stanął tamtejszy biskup, Edward Hiiboro Kussala. Bp E. Kussala: Tak, ta sytuacja jest wręcz rozpaczliwa. Jestem wstrząśnięty obecnością rebeliantów w Jambio. Od osiągnięcia porozumienia pokojowego na tym terenie nigdy spokoju nie było. Zadomowili się tu rebelianci ugandyjscy i ma to tragiczne skutki dla ludności cywilnej. Organizacja Narodów Zjednoczonych wraz z sudańskim rządem wspólnie przystały na ich obecność w naszym kraju. Oni sprawy pokoju nie traktują jednak poważnie. Słyszeliśmy o zawarciu porozumień pokojowych, jednak konkretnych rezultatów nie widzimy. Przywódca rebeliantów Joseph Kony żyje tu pod ochroną Narodów Zjednoczonych i od nich dostaje prowiant. Jego obóz jest na terenie jednej z moich parafii. Od czasu do czasu rebelianci porywają ludzi. Osobiście mam poważne pytania do rządu i wspólnoty międzynarodowej, jak to jest możliwe, by zostawiać ludzi na pastwę rebeliantów, nie podejmując żadnych działań, by ukrócić ich poczynania. Samych porwanych dzieci na chwilę obecną jest ponad pół tysiąca... - Do tych porwań dochodzi w diecezji Księdza Biskupa? Bp E. Kussala: Tak, w naszej diecezji. Dokąd te dzieci zabierają? Kiedy pozwolą im wrócić do domu? Kto ich zmusi, aby wypuścili te dzieci? Te pytania to krzyk rozżalonych rodziców. Wizytowałem parafie i nieraz słyszałem: biskupie, porwali mi dzieci. Jak mam je odzyskać? - Dlaczego Organizacja Narodów Zjednoczonych zaopatruje rebeliantów Kony’ego? Bp E. Kussala: Chce ich ugłaskać, udobruchać i skłonić do rozmów pokojowych. Tego człowieka jednak nie interesuje porozumienie pokojowe. Wiemy, że się zbroi, wzmacnia siły i że właściwie wszystko może się zdarzyć. Moim zdaniem wspólnota międzynarodowa obudzi się jak zawsze za późno. Kiedy biegu wydarzeń nie da się już zatrzymać, to zaczną nam powtarzać: „Chcemy wam pomóc”. Bardzo poważne rzeczy dzieją się jednak już teraz i rozwój wydarzeń jest tylko kwestią czasu. Pytamy, czy rząd Sudanu angażuje się w tę sprawę na serio. Wiem, że zapomniał już o niej rząd ugandyjski, gdyż przywódcy rebeliantów nie ma już w Ugandzie i nie stwarza tam już problemów. Pytam jednak, kiedy mój rząd, sudański, zacznie się naprawdę przejmować tą sytuacją? - Czy na tym terenie jest dużo uchodźców? Bp E. Kussala: Tak, bardzo wielu. Ci ludzie ze wsi pouciekali do miast, które są przeludnione. Nie da się już mieszkać na wsi. Do lasu ludzie boją się uciekać, aby nie wpaść w ręce rebeliantów. Skutkiem tego jest głód i poważna potrzeba pomocy. Brakuje podstawowych rzeczy. Pytamy: kto zwróci nam dzieci porwane przez rebeliantów? Kto uwolni kobiety i wszystkich innych porwanych? Kto zaprowadzi tu pokój? Na te pytania nie mamy odpowiedzi. Tragedia polega na tym, że przywódca rebeliantów dopuścił się tu okropności z zabójstwami włącznie. Potem zadeklarował, że gotów jest do rozmów pokojowych, jednak znów wraca i od początku zaczyna to samo, przysparzając ogromnych cierpień miejscowej ludności. Nikt na to nie reaguje, nikt nic nie robi, aby go powstrzymać.