Kongo: Sytuacja polskich misjonarzy dalej niepewna

KAI/jk

publikacja 04.11.2008 09:07

W Demokratycznej Republice Konga, na terenach objętych wojną w regionie Jeziora Kiwu, w północno-wschodniej części kraju, uaktywniają się nowe bojówki a obiecywana pomoc humanitarna może w ogóle nie dotrzeć do potrzebujących - informują polscy misjonarze z Rutshuru. Tę położoną 70 km od Gomy miejscowość przed kilkoma dniami zajęli rebelianci.

Polskich misjonarzy w Rutshuru ucieszyła wiadomość, że być może już dziś dotrze do miasta pierwszy konwój pomocy humanitarnej. Natychmiast jednak rozniosła się plotka, że jego zawartość przejmą rebelianci. Jest to jak najbardziej możliwe – tłumaczy s. Dominika Laskowska, pallotynka - ponieważ w mieście nie ma żadnej innej władzy. Administracja państwowa nie działa, miasto opuściły wszystkie międzynarodowe organizacja pozarządowe, w tym ONZ. Tak więc konwój, jeśli dotrze, na pewno przejmą rebelianci – wyjaśnia misjonarka. Z Europejczyków, oprócz nas, pozostało jeszcze kilka osób z organizacji Lekarze bez Granic - dodaje zakonnica. Kolejną przyczyną niepokoju polskich misjonarzy są informacje o uaktywnianiu się bojówek Interhamwe, czyli partyzantów z plemienia Hutu, którzy w 1994 r. dokonywali rzezi członków plemienia Tutsi w Rwandzie. Są to wiadomości niepotwierdzone, ale bardzo niepokojące, gdyż bojówkarze Interhamwe chcą przeniknąć do Rwandy, co spowodowałoby rozszerzenie konfliktu – tłumaczy zakonnica. W samym Rutshuru panuje spokój, głównie ze względu na zawieszenie broni na czas prowadzenia negocjacji. Jak twierdzi s. Dominika, podobno już nawet dotarł jakiś samochód z Gomy, co świadczyłoby o pewnej normalizacji. W mieście powoli otwierają się małe sklepiki z żywnością, ale ceny są horrendalnie wysokie. Pozostali polscy misjonarze są bezpieczni, nawet w Keshero, 7 km od Gomy. W poniedziałek rano informowali misjonarzy w Rutshuru, że panuje u nich względny spokój. Jednak wszyscy wiedzą, że jest to spokój tylko na czas rozmów – komentuje s. Dominika.