Słono zapłacą za płacenie za seks

PAP |

publikacja 07.12.2013 07:24

Francuskie Zgromadzenie Narodowe przyjęło projekt ustawy, na mocy której na klientów prostytutek nałożone byłyby wysokie kary finansowe. Ustawa ma uderzyć w organizacje przestępcze, które przemycają kobiety do Francji i zmuszają je do prostytucji.

Słono zapłacą za płacenie za seks Henryk Przondziono /GN Francuscy deputowani przyjęli projekt ustawy wymierzonej w wykorzystywanie kobiet

Zgodnie z ustawą osoby przyłapane na korzystaniu z usług prostytutek musiałyby zapłacić grzywnę wysokości 1500 euro, a w przypadku recydywy - dwa razy wyższą.

Za przyjęciem projektu głosowało 268 deputowanych, przeciw było 138, 79 wstrzymało się od głosu. W Zgromadzeniu Narodowym zasiada 577 posłów. Ustawa trafi teraz do senatu, gdzie prawdopodobnie natrafi na większy opór niż w izbie niższej francuskiego parlamentu.

Projekt przewiduje też udzielanie pomocy kobietom, które chcą zerwać z prostytucją. W przypadku cudzoziemek - a według danych resortu spraw wewnętrznych jest to między 80 a 90 proc. prostytutek - ustawa pozwałaby na przyznawanie im sześciomiesięcznego, odnawialnego zezwolenia na pobyt we Francji.

Obecnie obowiązująca ustawa nie zakazuje prostytucji, która we Francji jest legalna. Zakazane jest stręczycielstwo, nagabywanie oraz korzystanie z usług nieletnich prostytutek. Według oficjalnych danych ma ją uprawiać około 20 tys. osób, jednak w ocenie specjalnej komisji Zgromadzenia Narodowego ds. praw kobiet, jest to raczej 40 tys.

Autorami projektu są socjaliści i część konserwatywnej opozycji. Przeciwni tej ustawie byli Zieloni, część opozycyjnej UMP oraz ultraprawicowy Front Narodowy; poparła ją też część deputowanych partii centrowych, w tym posłowie Unii Demokratów i Niezależnych (UDI).

Autorzy projektu ustawy zwracali uwagę podczas debaty parlamentarnej na fakt, że prostytucja zmieniła się radykalnie w ostatnich latach, a w 90 proc. kobiety uprawiające ten proceder są cudzoziemkami, które padły ofiarą organizacji przestępczych zajmujących się przemytem ludzi do Francji. Są zmuszane do prostytucji, często nie mają możliwości wyrwania się swoim prześladowcom, nie mają też dokumentów i nie mają dokąd uciec.

Dyrektor organizacji Mouvement du Nid, która co roku pomaga średnio 1500 kobietom wyrwać się z prostytucji, Gregoire Thery, był gorącym zwolennikiem ustawy. "Jak inaczej można pomóc tym kobietom, jak można zapobiegać, jeśli społeczeństwo nie tworzy pewnych zakazów?" - powiedział Thery w rozmowie z "Le Figaro".

Thery dodał też, że taka zmiana przepisów jest konieczna nie tylko ze względu na handel żywym towarem i zmuszanie do prostytucji nielegalnych imigrantek, ale też z uwagi na młode dziewczęta, które wpadają w sidła stręczycieli, bo uciekły z domu, uzależniły się od narkotyków, bądź pochodzą z bardzo dysfunkcyjnych rodzin.

Minister ds. kobiet w gabinecie premiera Jean-Marca Ayrault Najat Vallaud-Belkacem podkreśliła w wystąpieniu przed Zgromadzeniem Narodowym, że Francja musi zreformować przepisy w taki sposób, aby luki prawne nie pozwalały siatkom przestępczym na zarabianie na tym procederze. Dodała też, że autorom projektu ustawy nie chodzi o "tworzenie policji obyczajowej".

Zwolennicy ustawy argumentowali podczas kilkutygodniowej debaty medialnej poprzedzającej głosowanie w Zgromadzeniu Narodowym, że o ile każdy może dysponować swoim ciałem, o tyle nikt nie ma prawa do dysponowania ciałem innej osoby. Przeciwnicy projektu tłumaczyli, że "prostytuowanie się, to świadczenie usług, nieróżniących się niczym od innych, a ciało nie jest w ramach tego procederu sprzedawane, lecz wypożyczane" - relacjonował "Le Point".

Minister spraw wewnętrznych Manuel Valls zwrócił uwagę w wystąpieniu przed komisją Zgromadzenia Narodowego, której zadaniem było przeanalizowanie założeń proponowanej ustawy, że będzie ją stosunkowo trudno wprowadzić w życie, ponieważ policja nie może łatwo ustalić, że doszło do "kupna usług seksualnych".

AFP zwraca uwagę, że debata nad tą ustawą jest we Francji szczególnie gorąca, ponieważ jest kontynuacją dyskusji, jaką wywołała tak zwana afera Dominique'a Strauss-Kahna, byłego szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Strauss-Kahn został oskarżony o stręczycielstwo w tzw. aferze hotelu Carlton w Lille. Miał on uczestniczyć w przyjęciach z udziałem luksusowych prostytutek organizowanych przez siatkę stręczycieli. Od wybuchu tego skandalu francuska prasa poświęciła wiele uwagi temu, czy państwo powinno wprowadzać zakazy dotyczące prostytucji.

Wśród zdecydowanych przeciwników ustawy znalazła się grupa osób dość znanych, w tym adwokat Strauss-Kahna Richard Malka, Basile Koch, mąż Frigide Barjot, która zasłynęła z organizowania manifestacji przeciw legalizacji małżeństw gejów, czy Frederic Beigbeder, twórca magazynu "Lui" ("On"). Nazwali się oni "grupą 343 łajdaków" i podpisali manifest na rzecz "wolności chodzenia na dziwki" - pisze "Le Nouvel Observateur", podkreślając, że znaczna część "grupy 343" nie chciała odpowiedzieć na pytanie, czy korzysta z usług prostytutek.