"Jezus Chrystus Zbawiciel" Kinskiego od 5 grudnia w polskich kinach

KAI/jk

publikacja 28.11.2008 07:56

„Jezus Chrystus Zbawiciel" to film dokumentalny - zapis spektaklu-monodramu autorstwa Klausa Kinskiego, ekscentrycznego niemieckiego reżysera i aktora (ur. w 1926, zm. w 1991 r.) Premiera prasowa filmu odbyła się w Warszawie 27 listopada, zaś na ekran polskich kin dokument ten wejdzie 5 grudnia.

Zarejestrowane przedstawienie odbyło się 20 listopada 1971 roku w Deutschlandhalle w Berlinie. Było kompletną klapą oraz wywołało skandal. W zamyśle wybitnego aktora miał to być porywający spektakl o Jezusie dla kilku tysięcy widzów, ostatecznie po interwencji policji, do końca dotrwała około setka, która słuchała aktora w niemal religijnym natchnieniu. Po 37 latach od berlińskiego spektaklu reżyser Peter Geyer, znawca i wielbiciel twórczości niemieckiego aktora, otrzymał od wdowy taśmy z przedstawienia i stworzył niezwykły dokument. Klaus Kinski, ubrany w kolorową koszulę hipisa, sam na scenie, deklamuje tekst własnego autorstwa, mocno zainspirowany Ewangeliami. „Jezus Chrystus. Oskarżony o mącenie ludziom w głowach, skłonności anarchistyczne, spisek przeciw władzom państwowym” – przedstawia swojego bohatera Kinski. Deklamuje dobitnie słowa, z których wyłania się postać Chrystusa – osoby nieznanego pochodzenia, używającego pseudonimów Syn Człowieczy, Książę Pokoju, Światłość Świata. Takiego widział go Kinsky – jest robotnikiem, rewolucjonistą, przywódcą komuny, do której należeli anarchiści, bezdomni i bezrobotni, prostytutki. Kimś, kto był i jest blisko ludzi odrzuconych i cierpiących, płaczących matek w Wietnamie, kto nie stosował przemocy; pacyfisty, który sprzeciwiał się wojnie w każdej postaci… i nigdy nie nosił munduru. Jest to Jezus – bohater hippisowskich utopii i choć padają sformułowania bluźniercze, taśma dokumentuje, jak bardzo Kinski jest Nim zafascynowany. Magia sztuki nie działa jednak na wszystkich, po kilku minutach widzowie zaczynają sprzeciwiać się kierowanemu do nich przesłaniu. Domagają się, żeby wydane na bilet 10 marek się „zwróciło”, zarzucają aktorowi hipokryzję, wypominają, że zarobił miliony grając w mało ambitnych filmach. Kinski podejmuje dyskusję, wymyśla widzom od świń i motłochu. Słowa spektaklu „Gdybyście byli chociaż gorący albo zimni, ale wy jesteście tylko letni” nabierają niespodziewanego znaczenia, gdy są wypowiadane pod adresem opornych odbiorców, w końcu Kinski obraża się, schodzi ze sceny, próbuje ponownie mówić tekst, wreszcie interweniuje policja. Aktor, już po zejściu ze sceny, żali się publiczności, że musi wyrecytować 30 stron tekstu, a oni nie chcą słuchać. Inni widzą rozdźwięk między słowami a postacią, która je głosi. Zarzucają artyście faszyzm… „Przecież to jest jak przed dwoma tysiącami laty. Ten motłoch jest jeszcze paskudniejszy niż faryzeusze. Ci przynajmniej pozwolili Jezusowi skończyć, nim przybili go gwoździami” – skarży się artysta. W końcu, po interwencji policji, w hali zostaje ze sto osób. I to oni do drugiej w nocy słuchają tekstu, mówionego po raz kolejny, od początku. W doskonałej, modlitewnej ciszy. Kinsky patrzy na Chrystusa „bezpośrednio”, czyli bez pośredników, odrzucając księży i Kościół. Duchownych atakuje, identyfikuje z faryzeuszami, zarzuca im, że chcą zawładnąć Zbawicielem i odizolować go od garnących się do Niego tłumów. A ponieważ Kościół został odrzucony i zakwestionowany (w sposób bardzo sztampowy i powierzchowny), ktoś musi ludziom opowiedzieć o ich Zbawicielu, więc aktor bierze to na siebie. I dzieje się coś niezwykłego – wybitny talent artysty sprawia, że zaczyna się identyfikować z bohaterem spektaklu, jest bardzo prawdziwy, taśma zarejestrowała jego pot i łzy, a widzowie oglądający film, 37 lat po premierze dostrzegają, że los Zbawiciela, staje się w sposób nieplanowany częściowo udziałem aktora, który go gra. Odrzucenie przez „motłoch”, zakwestionowanie jego intencji, zarzucanie rozdźwięku między życiem i głoszonym przesłaniem. Nad ranem słucha go niewielka część osób, które wydały 10 marek. To oni wysłuchują ostatnich słów, prośby, skierowanej do Ojca, żeby sprawił, aby słowa Jezusa zostały usłyszane. W przeciwnym razie Jego śmierć nie będzie miała sensu...