publikacja 29.11.2008 11:58
Bezdzietność stanowi dramat rodziny, który wymaga naszej chrześcijańskiej pomocy, współczucia, solidarności, nie zaś łatwych potępień czy plotek. - napisał m.in. w liście pasterskim na I niedzielę Adwentu metropolita lubelski.
Za stroną kurii lubelskiej publikujemy pełną treść listu: Drodzy Bracia i Siostry, Czas adwentowego oczekiwania na przybycie Chrystusa uświadamia nam, że Bóg nierzadko zaskakuje człowieka sposobem Swego przyjścia. Wówczas, gdy Izrael oczekiwał na zwycięskiego Mesjasza okazującego Swą moc i siłę, Chrystus przyszedł w postaci bezsilnego dziecka zawierzonego opiekuńczym dłoniom młodej Matki. Także i dziś Bóg przychodzi w postaci różnej od naszych oczekiwań. Potrzeba wtedy dużej wrażliwości i refleksji, abyśmy potrafili Go rozpoznać, przygotować otoczenie na Jego przyjście, jak najpełniej otworzyć przed Nim nasze serca. Niechaj najbliższy okres Adwentu stanie się dla nas wszystkich czasem oczekiwania na Boga, który - w postaci czekającego na adopcję dziecka - pragnie włączyć się w życie naszych rodzin. Wcielony Bóg pragnie dzielić nasze troski i umacniać naszą radość; zastanówmy się, jak w adwentowe dni najpełniej wyrazić oczekiwanie na Niego. Tajemnica Bożego Wcielenia Pierwsze przyjście Jezusa na świat dokonało się w rodzinie ubogiego cieśli z Nazaretu – prowincjonalnego miasteczka, którego nigdy nie wspomina Stary Testament. Także i dziś wielkie Boże sprawy związane z obecnością Boga wśród Jego ludu dokonują się w rodzinach dotkniętych przez cierpienie, zmagających się z troskami, szukających nowej nadziei. Jedną z ważnych trosk, z którą boryka się wiele polskich rodzin, jest obecnie bezdzietność. Jest ona tym bardziej bolesna, że nierzadko spotyka się z niezrozumieniem najbliższego środowiska, które niesłusznie uważa bezpłodność i brak dzieci za oznakę kary Bożej lub następstwo wcześniejszych działań zawinionych przez rodziców. Podobne opinie są teologicznie bezpodstawne i bardzo często niesprawiedliwie ranią wrażliwych bliźnich, którym szczególnie potrzeba duchowego wsparcia. Bezdzietność stanowi dramat rodziny, który wymaga naszej chrześcijańskiej pomocy, współczucia, solidarności, nie zaś łatwych potępień czy plotek. Aby nie pozostawić w samotności tych wszystkich, którzy w daremnym oczekiwaniu na dziecko zmagają się z bólem życia, mianowałem w ostatnim okresie archidiecezjalnego duszpasterza małżeństw bezdzietnych. Jego zadaniem jest również pomoc psychologiczna dla wszystkich, którzy cierpią z powodu braku dzieci. Jedną z form współdziałania będzie organizacja rekolekcji zamkniętych i dni skupienia, podczas których podzielą się swym doświadczeniem te rodziny, które potrafiły w swym kręgu rozwiązać najtrudniejsze problemy i ponownie odkryć głęboki sens swojego życia. Ufamy, że ta wzajemna wymiana doświadczeń stanie się także dla wielu innych lekcją odbudowania nadziei pozwalającej odkryć nowy sens życia, znaczonego dramatem cierpienia. Poszukując nowej nadziei, zechciejmy objąć naszą uwagą także poranione, samotne dzieci czekające na adopcję. Łatwiej jest gorszyć się nieślubną ciążą niż zauważyć dramat dziecka oczekującego na rodzinne ciepło. Małżonkowie, którzy wyrażą chęć adopcji, nierzadko bywają w swym środowisku uważani za dziwaków, w skrajnych zaś przypadkach są niezrozumiani nawet przez teściów posuwających się do grożenia zerwaniem wszelkich kontaktów w przypadku adopcji. Tymczasem w sytuacji tej chodzi nie o rodzinną inwestycję, która będzie stanowić powód do dumy, lecz o cierpiącą i poranioną osobę ludzką, która poszukuje swego miejsca na własną stajnię betlejemską, marząc o tym, aby w nowej rodzinie mogła przezwyciężyć poczucie osamotnienia i odrzucenia oraz uleczyć piekące rany. W poczuciu pustki i zagubienia dziecko takie czuje się gorsze, niechciane, poranione. Co możemy uczynić, aby pomóc mu odnajdywać się w życiu, zdobywać wiedzę, planować własną rodzinę? Tworzenie klimatu życzliwości Nasza chrześcijańska odpowiedzialność za los bezradnych dzieci winna znaleźć wyraz w tworzeniu klimatu życzliwego adopcji. To właśnie w dzieciach oczekujących na adopcję przychodzi do nas bezsilny, słaby i bezradny Chrystus, który czeka na nasze ręce wyciągnięte w geście otwarcia i przyjęcia. Przychodzi On do nas powtarzając: „wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci najmniejszych, mnie uczyniliście.” Jan Paweł II pisał zaś w swym „Liście do Rodzin”: „Byłem dzieckiem osieroconym, a wy adoptowaliście mnie, wychowując jak własne dziecko” (List do rodzin, 22). Przychodzący Zbawiciel wielokrotnie podkreśla, iż wspólnota wiary tworzona przez wierność Jego Słowu tworzy więzy silniejsze niż wspólnota krwi i genów. Aby budować tę właśnie wspólnotę wiary i łaski, jesteśmy potrzebni Bogu tak, jak była potrzebna Maryja ze swoim „niech się stanie”. Nie wszyscy potrafią w maryjnym stylu przyjmować przychodzącego Zbawcę. Zamknięte drzwi domów w Betlejem świadczą, iż można zamknąć się na przychodzącego Zbawiciela, zignorować Jego przyjście; na miłość odpowiedzieć obojętnością.
Opisując czasy mesjańskie, prorok Izajasz twierdzi, że „trysną zdroje wód na pustyni i strumienie na stepie; spieczona ziemia zamieni się w pojezierze, spragniony kraj w krynice wód” (Iz 35, 6n). Aby zapowiedź ta mogła się urzeczywistnić i nowe życie wstąpiło w szarą codzienność, potrzeba naszej współpracy z łaską przychodzącego Boga. Między innymi trzeba skierować naszą uwagę w stronę samotnych dzieci oczekujących na adopcję; dopiero, gdy zauważymy, iż mogą one stanowić Boży dar dla naszych rodzin – ożywi się step i nowe uczucia wypełnią przestrzeń dotychczasowej samotności. Adwentową delikatność serc umiejmy okazać przez tworzenie atmosfery szacunku wobec tych rodziców, którzy zdecydowali się na adopcję dzieci. Słowa szczególnej wdzięczności chcę wyrazić tym rodzicom, którzy do grona własnych dzieci potrafili dołączyć dziecko adoptowane, czyniąc je również jak najbardziej „własnym” i okazując szczególną wrażliwość na Chrystusa przychodzącego w dzieciach pozbawionych rodzinnego ciepła. Wyrazy uznania kieruję także w stronę tych, którzy zdecydowali się na tworzenie rodzin zastępczych. Dzięki ich postawie dzieci z rodzin o pokomplikowanej sytuacji prawnej mogą przynajmniej częściowo odzyskać ciepło utraconego dzieciństwa. Solidarni z cierpiącymi W dyskusjach dotyczących trudnej sytuacji rodzin bezdzietnych, niektórzy skłonni są sądzić, że polscy biskupi nie rozumieją dramatu środowisk cierpiących z powodu bezpłodności. Za przejaw katolickiej znieczulicy serc uznaje się wtedy krytyczną postawę wobec prostych propozycji skorzystania z możliwości stwarzanych przez zastosowanie zapłodnienia in vitro. Trzeba jednak pamiętać, że zarówno w nauczaniu Jana Pawła II, jak i w praktyce przyjmowanej obecnie przez katolików na całym świecie uznaje się godność ludzkiego embrionu i przeciwstawia tym propozycjom, w których bolesne sprawy bezdzietnych rodzin usiłuje się rozwiązywać przez zabijanie lub niszczenie zarodków. Cel nie uświęca środków. W pierwszych etapach ludzkiego rozwoju każdy z nas był zarodkiem czyli embrionem. Dlatego też z piątym przykazaniem Dekalogu nie można pogodzić tych technik zapłodnienia, w których stosuje się zabijanie embrionów lub ich długotrwałe zamrażanie prowadzące ostatecznie do zniszczenia. Nie wolno rozwiązywać dramatów przez stosowanie technik noszących piętno tragedii. Adwentowy czas tęsknoty i oczekiwania na przychodzącego Zbawcę kształtuje w naszych duszach atmosferę więzi z Bogiem, który przychodzi w tym, co niepozorne, słabe, nieefektowne. Atmosfera świąt Bożego przyjścia niesie niepowtarzalny nastrój, w którym niebo łączy się z ziemią i w jednej wielkiej tajemnicy zespalają się cicha noc, wielkie wyciszenie betlejemskich stepów, tęsknota, niepowtarzalny klimat rodzinnej więzi. Tę atmosferę trzeba rozwijać w kręgu naszych rodzin. Równocześnie zaś otwarcie na przychodzącego Boga należy łączyć z otwarciem na ból smutnych, odrzuconych dzieci, które chciałyby poprzez adopcję „zamieszkać między nami” i dzielić problemy naszych rodzin. Umiejmy okazać tę wrażliwość i skuteczność działania, której brakło mieszkańcom Betlejem w tamtą noc Narodzin. Zechciejmy także w okresie świątecznym zaopiekować się dziećmi z domów dziecka czy ubogimi kolegami z tej samej klasy, którzy dyskretnie znikają, gdy ich bliscy idą do szkolnej stołówki na drugie śniadanie. Niech nasza miłość złączy nas z troskami wszystkich, z którymi będziemy się łamać opłatkiem. Jeśli w naszym środowisku zbierane będą prezenty dla dzieci w ramach akcji „Pomóż dzieciom przetrwać zimę” – pamiętajmy o najbiedniejszych, bezradnych, oczekujących na drobny gest serca i życzliwości. Pamiętajmy także o ich wspólnocie w wigilijny wieczór. Jest wiele rodzin, dla których przygotowanie wigilijnej wieczerzy okazuje się zbyt wielkim wydatkiem. Niech więc zarówno nasza wrażliwość na potrzeby naszych bliźnich, jak i nasz udział w nabożeństwach roratnich staną się wyrazem adwentowej wspólnoty serc, w której jednoczy nas Chrystus przemieniający nasze troski w nową nadzieję zakorzenioną w tajemnicy jego Wcielenia. Dziękując za Wasze solidarne otwarcie na ból człowieka i na niosące nadzieję przyjęcie Boga, błogosławię na takie przeżywanie Adwentu, w którym rozpoznamy Chrystusowe rysy w potrzebach naszych cierpiących bliźnich. Wasz Pasterz Abp Józef List ten proszę odczytać w pierwszą niedzielę adwentu 30 listopada br.