Abp Hoser: Należy poprzeć rozwiązania chroniące życie człowieka

KAI/J

publikacja 22.12.2008 20:22

W Polsce giną prawdopodobnie tysiące embrionów ludzkich. Jak najszybciej należy temu położyć kres - mówi KAI abp Henryk Hoser, stojący na czele Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski do spraw Bioetycznych.

„Dobrze, że przygotowany projekt ustawy stara się te negatywne elementy ograniczyć czy wręcz wyeliminować. Obowiązkiem sumienia polityków uważających się za chrześcijan jest poprzeć te zapisy” - dodaje. „Poseł powinien zdecydowanie poprzeć te ustawy, które są godziwe, a krytycznie odnosić się – zwłaszcza w sejmowej debacie - do tych elementów, które oceniamy jako szkodliwe czy wręcz niegodziwe” - wyjaśnia. Arcybiskup warszawsko-praski informuje też o swojej pracy jako pasterza niedawno objętej diecezji. KAI: Ksiądz Arcybiskup jest przewodniczącym świeżo powołanego Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski do spraw Bioetycznych. Na czym konkretnie praca tego gremium będzie polegać? Abp Henryk Hoser: Chodzi o stałe monitorowanie rozwoju biotechnologii. Zespół składa się z kompetentnych specjalistów w tym zakresie. Drugim obszarem monitoringu będą postępy legislacyjne, których konieczność jest zrozumiała. Wszystkie kraje mają dziś problemy z legislacją w dziedzinie bioetyki. Będziemy śledzić rozwój legislacji w Polsce i za granicą. Francja np. przygotowuje tzw. stany generalne bioetyki w przyszłym roku. Mają one przygotować reformę prawa bioetycznego, będącą wynikiem szerokiej społecznej dyskusji, z udziałem środowisk katolickich. Bardzo poważnie do tego przygotowuje się Konferencja Episkopatu Francji. Efektem pracy Zespołu będzie głos doradczy dla Konferencji Episkopatu Polski. Będziemy dostarczać opinii w tej sferze. Jak należy oceniać nowe zjawiska, które dotąd nie istniały oraz jak oceniać przygotowywane w Polsce ustawodawstwo. W Polsce kwestie bioetyczne ma uregulować ustawa przygotowana pod kierunkiem posła Jarosława Gowina. Projekt jaki już powstał ograniczać ma negatywne skutki in vitro, w tym likwidowanie embrionów ludzkich - chyba w sposób najbardziej rygorystyczny w Europie. Czy Kościół poprze te rozwiązania? - Regulacja prawna w tym zakresie jest sprawą bardzo pilną. Nie można tego delikatnego obszaru - gdzie w grę wchodzi ludzkie życie - pozostawiać działaniom niekontrolowanym. Brak jasnej kontroli prawnej otwiera szerokie pole do wykorzystywania tej sfery także w sensie ekonomicznym i biznesowym. Ustawa powinna te sprawy w dość surowy sposób reglamentować, ze względu na centralny problem, jakim jest ludzkie życie. W obecnej sytuacji giną w Polsce prawdopodobnie tysiące embrionów ludzkich. Jak najszybciej należy temu położyć kres. Wielu polityków czeka na jasne stanowisko Kościoła w tej sprawie. Co powiedziałby Ksiądz Arcybiskup posłowi katolikowi: jak powinien głosować? Ustawa – na obecnym etapie - akceptuje co prawda in vitro, jednakże zabrania likwidacji embrionów, czyli jest dużym krokiem naprzód w zakresie ochrony życia ludzkiego. - Los posła nie jest łatwy. Jeśli zdecydował się działać w polityce, to wie, że często działać będzie w sytuacji konfliktu sumienia. Poradziłbym posłom, aby działali zgodnie ze swoim sumieniem. Podkreślam: zgodnie z prawym sumieniem. Czyli konkretnie? - Poseł powinien zdecydowanie poprzeć te ustawy, które są godziwe, a krytycznie odnosić się – zwłaszcza w sejmowej debacie - do tych elementów, które oceniamy jako szkodliwe czy wręcz niegodziwe. Niegodziwe z pewnością jest zabijanie ludzkich istnień w postaci embrionów. Programuje się śmierć jakiejś liczby embrionów po to, aby zwiększyć wydajność metody, która jest mało wydajna – zaledwie w 20 procentach. Drugim niegodziwym elementem praktyki in vitro są efekty teratogenne, dotyczące selekcji genetycznej. Normalna prokreacja wewnątrzustrojowa zapewnia niesłychanie złożony system selekcji gamet, zwłaszcza męskich. Jest on pomijany w procedurze zapłodnienia pozaustrojowego, gdzie materiał genetyczny męski podawany jest bezpośrednio do komórki jajowej. Jest to bardzo niebezpieczna gra, która może powodować, że człowiek stanie się organizmem genetycznie modyfikowanym jak pietruszka czy marchewka. Wchodzi tu zagrożenie eugeniczne, wyrażające się w produkowaniu dziecka niejako na zamówienie, które ma mieć niebieskie oczy czy być blondynem. Umożliwia to dobieranie z banku gamet odpowiednich profili. To jest koszmar z przeszłości. Znów się pojawia, tym razem na poziomie mikroskopowym.

Dobrze, że przygotowany projekt ustawy stara się te negatywne elementy ograniczyć czy wręcz wyeliminować. Obowiązkiem sumienia polityków uważających się za chrześcijan jest poprzeć te zapisy. Z pełną oceną ustawy musimy jednak poczekać do ogłoszenia tej wersji projektu, jaki po dyskusji wewnątrz PO zostanie zgłoszony do laski marszałkowskiej. George Weigel napisał kiedyś, że główną osią sporu Kościoła ze światem w XXI wieku będą kwestie bioetyczne. Czy Ksiądz Arcybiskup zgadza się z tą opinią? - Intuicja George’a Weigla jest właściwa i adekwatna do tego co się dzieje. Diagnoza ta jest uwarunkowana dwoma procesami. Po pierwsze obserwujemy lawinowy rozwój technik biotechnologicznych, które są aplikowane na materiale ludzkim, nawet w stadium eksperymentalnym. Wiąże się to z ogromną pokusą, aby natychmiast wykorzystywać nowe możliwości, jakie stwarza ta dziedzina, bezpośrednio w zastosowaniu do człowieka. Jest to – powiedziałbym - pokusa demiurga. Drugim procesem są szybkie przemiany kulturowe, które wpływają na niekorzystną zmianę w zakresie antropologicznej wizji człowieka. Socjologowie kultury twierdzą, że przemiany te są coraz szybsze. Prowadzą one w kierunku zakwestionowanIa tej wizji człowieka, jaka powstała w trakcie rozwoju naszej cywilizacji i z pewnością była podstawą europejskiego humanizmu. Proces ten sprowadza się do coraz powszechniejszej negacji istnienia specyficznej natury człowieka, poprzez twierdzenie, że jest ona wyłącznie produktem kultury. Coraz bardziej też człowiek jest traktowany jako materiał biologiczny, który można kształtować w zależności od potrzeb. W ślad za tym następuje zakwestionowanie tradycyjnej definicji ludzkiej płciowości. Dlatego chyba jednym z głównych przedmiotów troski Jana Pawła II była obrona godności i praw człowieka. Streszczało to przewodnie hasło jego programowej encykliki: „Drogą Kościoła jest człowiek”. Czy wciąż można traktować je jako istotny element programu obecności Kościoła w świecie współczesnym? - Kościół nieustannie broni pełnej wizji człowieczeństwa, choć spotyka się często z ostrą polemiką. Kościołowi – szczególnie wobec tych nowych nurtów redukujących sposób postrzegania człowieka - chodzi o obronę ludzkiej specyfiki, tzn., że człowiek jest bytem wyższego rodzaju – powiedziałbym - z wyższej ontologicznej półki. Jest bytem, który nie ma sobie podobnego. Przypominanie kim jest człowiek było faktycznie przewodnim motywem pontyfikatu Jana Pawła II. Sprawa ta dziś jest równie aktualna. Być może nawet bardziej, w związku z nowymi odkryciami w sferze biotechnologii, umożliwiającymi różnorodne manipulacje. Antropologia chrześcijańska jest antropologią uniwersalną. Spór ten nie jest zatem wyłącznie sporem pomiędzy wizją chrześcijańską a antychrześcijańską, lecz – skrótowo mówiąc - sporem miedzy światem ludzkim, a nieludzkim. Uwidacznia się on także na polu dyskusji o miłości, seksie i prokreacji? - W połowie XX wieku nastąpiło radykalne rozdzielenie ludzkiej płciowości od płodności, co spowodowało też bardzo głębokie pęknięcie w sposobie postrzegania człowieka. Jest to tragiczna spuścizna tzw. rewolucji seksualnej. Rewolucji tej towarzyszyła szeroka promocja antykoncepcji, a szczególnie środków hormonalnych, które w sposób systematyczny blokują płodność, jednocześnie ją osłabiając a nawet niszcząc. Rozdzielenie to spowodowało – co jeszcze raz podkreślam – kolejne pęknięcie w wizji człowieka. Dwie rzeczywistości, które zawsze powinny współistnieć – płciowość i płodność - zostały radykalnie rozdzielone. W powszechnej świadomości narzucony został bardzo twardy reżim kontroli płodności. Paradoksalnie nie towarzyszą temu żadne zasady regulacyjne w zakresie ludzkiego życia płciowego Kolejną fazą rozejścia się płciowości i płodności jest zapłodnienie in vitro. Tak jak przed czterdziestu laty, w czasie publikacji encykliki „Humane vitae”, Kościół koncentrował się na obronie ludzkiej płodności, tak dziś bronić musi także ludzkiej płciowości. Jej piękna, niepowtarzalności i naturalnego charakteru. Tymczasem rewolucja seksualna ten akt kompletnie zbanalizowała. Traktowany jest on niemalże jak „wytarcie nosa”.

Chodzi o obronę płciowości, która w formie aktu najbardziej intymnego miłości małżonków, kobiety i mężczyzny, umożliwia powstanie nowego życia. „Akt małżeński” ma dwojaki charakter: przekazywania nowego życia i budowania miłości. Rozerwanie tych sfer jest bardzo niebezpieczne. Dlaczego? - Miłość pełna jest duchową i zmysłową zarazem. Jest ona formą najgłębszej przyjaźni między osobami a nie tylko jakimś „naskórkowym” kontaktem. Ma być to miłość wierna i wyłączna, płodna, a nie sterylna. Te wszystkie elementy wyraża akt miłości małżeńskiej. Ma on charakter komunikacji i symbolu. Komunikuje dwie najważniejsze sprawy: miłość i przekazywanie życia. Jest symbolem jedności dwóch osób, które stają się wspólnotą osobową. To co przezywamy duchowo, odbija się w naszym ciele i odwrotnie. Ten wymiar bardzo silnie wyrażał Jan Paweł II, poczynając od przełomowych katechez: „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”. Stanowiły one „przewrót kopernikański” w nauczaniu Kościoła o miłości i płciowości. Zakończyły – mam nadzieję raz na zawsze - istnienie w katolicyzmie odprysków manicheizmu, co bardzo silnie przez wieki dotykało miłości i seksu, niepotrzebnie rozdzielając je. Manicheizm miał nobliwą twarz w postaci platonizmu. Nauczanie Jana Pawła II pomaga nam znacznie lepiej zrozumieć tę fundamentalną jedność cielesności i duchowości. Zresztą wynika ona z samej istoty tajemnicy Wcielenia. Dlatego więc dziś z Kościół z takim zaangażowaniem broni godności aktu miłości małżeńskiej. Broni przed banalizacją i instrumentalizacją. Stąd więc sprzeciw wobec zapłodnienia pozaustrojowego. Co należy radzić parom bezpłodnym, których ilość w lawinowy sposób wzrasta, gdyż jest to choroba cywilizacyjna? - Wzrost niepłodności następuje przede wszystkim w krajach technicznie rozwiniętych i przeżywających te mutacje kulturowe, o których już mówiliśmy. Przyczyny narastającej niepłodności są dobrze znane. Najpoważniejszą z nich są zachowania w zakresie płciowości ludzkiej, jakie są dziś promowane w postaci niezobowiązującego i nieodpowiedzialnego „uprawiania seksu” A są to: wczesne podejmowanie życia seksualnego i częste zmiany partnerów. Zwiększają one zagrożenie po pierwsze epidemiologiczne, możliwość nabycia chorób przenoszonych drogą płciową. Do tego dochodzi trwające przez lata niszczenie płodności poprzez antykoncepcję systemową: hormonalną bądź śródmaciczną. Jeszcze inną przyczyną problemów związanych z płodnością jest późne podejmowanie decyzji o poczęciu dziecka. Coraz częściej zapada ona po trzydziestce, kiedy kobieta jest już mniej płodna. W związku z tym pierwszą rzeczą winno być zapobieganie niepłodności poprzez zmniejszenie tego ryzyka, wynikającego z zachowań, o których mówiłem. Drugą sprawą jest samo leczenie niepłodności. Jest ona najczęściej objawem całego szeregu patologii, znajdujących się w organizmie kobiety czy mężczyzny. Trzeba zidentyfikować co jest przyczyną w konkretnym przypadku, i zastosować odpowiednie leczenie. Skuteczność takiego leczenia obecnie jest o wiele większa niż reprodukcja ina vitro. Na dodatek nie rodzi to żadnych kłopotów natury etycznej i nie ma skutków ubocznych. Jestem więc za tym, aby w Polsce stworzyć narodowy program zapobiegania i leczenia niepłodności. Zamiast inwestować ogromne pieniądze w ryzykowne techniki w rodzaju in vitro, lepiej przeznaczyć je na leczenie zdrowia osób mających kłopoty z płodnością. Spowoduje to, że wiele małżeństw, które były niepłodne, staną się płodne i będą mogły cieszyć się dziećmi. Przejdźmy do spraw diecezji warszawsko-praskiej, której Ksiądz Arcybiskup jest pasterzem. Podczas ingresu mówił Ksiądz Arcybiskup, że „niektórym Kościół wydaje się prorokiem nieszczęścia”. W jaki sposób Kościół winien przekazywać Ewangelię dzisiejszemu człowiekowi, tkwiącemu „po uszy” w tej kulturze, jaka go otacza? - Pojęcie „prorok nieszczęścia” pochodzi ze Starego Testamentu, kiedy perspektywy zbawienia, takiej jaką dziś mamy, nie było. To zasadnicza różnica między Starym, a Nowym Przymierzem.

Dzisiaj – tym bardziej gdy zbliża się Boże Narodzenie – uświadamiamy sobie, że Zbawiciel pojawił się bardzo blisko nas i wpisał się na stałe w historię. Zatem powinniśmy być głosicielami Dobrej Nowiny, która jest przeniknięta optymizmem i radością. Jednostronne widzenie świata jako złego jest niebezpiecznym uproszczeniem. Dobra jest mnóstwo w naszym otoczeniu, ale trzeba więcej wysiłku aby je dostrzec. Ponadto zło jest nie tylko na zewnątrz, ale i w nas. Zacznijmy więc od tego aby samemu się reformować. Biorąc pod uwagę to, co Bóg nam daje, mamy szanse wyjść z każdej opresji. Wiele czasu spędził Ksiądz Arcybiskup w jednej z największych metropolii Europy, w Paryżu. Jakie są wspólne problemy duszpasterskie wielkich metropolii, także Warszawy? - Urbanizacja oznacza anonimowość życia. Człowiek – żyjąc w takim wielkim mieście – często wydaje się jednostką zawieszoną w ogromnej masie ludzkiej, dla której jego los jest obojętny. Ludzie przeżywają coraz bardziej radykalną samotność. Jaka na to winna być odpowiedź Kościoła, parafii? - Rolą parafii jest integrowanie ludzi. Potrzebna jest solidarność ze wszystkimi osobami, a szczególnie tymi najbardziej opuszczonymi i samotnymi. We Francji miałem wiele kontaktów z merami socjalistycznymi, którzy bardzo doceniali obecność księdza na ich terenie. Jak więc budować wspólnotę w parafii wielkomiejskiej, która ma też masowy charakter? - Nie jest to łatwe ani proste. Sama ekipa duchownych nie da rady aby stworzyć taki rodzaj interpersonalnego kontaktu z parafianami o jakim mówiliśmy. Bardzo ważna jest rola apostolstwa świeckich. Istnienie w parafii licznych grup i wspólnot charyzmatycznych. Myślę np. o działalności Caritas, która winna być aktywna wobec wielu trudnych czy wręcz granicznych sytuacji. Niezastąpiona jest rola parafialnego poradnictwa rodzinnego, które powinno przychodzić z pomocą małżeństwom. Uważam, że na terenie każdej parafii potrzebna jest symbioza trzech instytucji: rodziny, szkoły i Kościoła - na zasadzie wzajemnego zaufania i współpracy. Pokazuje to jak parafia może integrować społeczeństwo. W diecezji warszawsko-praskiej powstają wielotysięczne nowe osiedla. Składają się z ludzi, którzy zjeżdżają z całej Polski. Łącznie z miejscowymi władzami zdajemy sobie sprawę, że to parafia będzie jednym z czynników, które ich zbliżą między sobą. Będą mieli jakiś punkt odniesienia w postaci kościoła parafialnego w centrum osiedla. Ksiądz Arcybiskup mówi o roli apostolstwa świeckich. Na czym polegać ma ich odpowiedzialność za parafię, diecezję czy inne dzieła apostolskie? Czy obowiązujący obecnie, dość klerykalny model jest adekwatny wobec dzisiejszych wyzwań? - Przekształcenia modelowe w Kościele są bardzo powolne. Nie wolno zapominać, że od czasów komunistycznych upłynęło zaledwie 20 lat. A reformy modelowe wymagają nierzadko rotacji pokoleń. W czasach komunistycznych świeccy w większości należeli do przysłowiowych „Nikodemów”. Przychodzili nocą i anonimowo pytali o radę. Nie manifestowali otwarcie swojej wiary w życiu publicznym. Dzisiaj pod tym względem jest dużo lepiej. Ta ewolucja trwa. Nie dostrzegamy jej, gdyż jest zbyt powolna. Świeccy winni stopniowo przejmować odpowiedzialność za to wszystko, co nie wymaga charakteru kapłańskiego, czyli święceń. W zakresie traktowania świeckich Kościół w Polsce może się nauczyć bardzo wiele od Kościoła na misjach.

Czego konkretnie? - Przede wszystkim masowej obecności świeckich w życiu Kościoła. Nie tylko jako przedmiotu naszego przepowiadania i oddziaływania, ale jako aktywnych chrześcijan, którzy organizują życie Kościoła i przyjmują za nie współodpowiedzialność. Ksiądz Arcybiskup powołuje w swej diecezji „rejony duszpasterskie”. Na czym będą one polegać? - Dla obszaru tak dużej diecezji jak warszawsko-praska, duszpasterstwo nie może być standardowe, ale powinno uwzględniać specyfikę jej poszczególnych terenów. W naszej diecezji mamy trzy główne, ale i odmienne obszary. Wschodni – wiejski: wioski stają się tam coraz bardziej wyludnione, zostają starsi ludzie a ziemie są nieurodzajne. Drugim jest wielki obszar dojazdowy, podwarszawski. Problemem jest nieobecność ludzi w miejscu zamieszkania. Ich po prostu nie ma w ciągu dnia, a np. dzieci pozostają bez dostatecznej opieki. Organizujemy tam świetlice w parafiach i przedszkola. Wreszcie, sama Warszawa z typowymi problemami dla obszarów wielkomiejskich. W związku z tym praca w poszczególnych dekanatach musi być zróżnicowana. Mamy 20 dekanatów w diecezji i uważam, że każdy z nich winien być przykładem duszpasterstwa inkulturowanego. Co to konkretnie znaczy? - Dostosowanego do potrzeb swoich parafian i specyfiki miniregionu. Pragnę dać w tym zakresie dużą autonomię dziekanom i proboszczom, gdyż oni najlepiej znają problemy lokalnych społeczności. Pytanie z pozoru banalne: co to znaczy być księdzem? Jaka jest różnica między powołaniem a wykonywaniem zawodu? Obserwujemy różne modele sprawowania misji kapłańskiej. Jaki model promuje Ksiądz Arcybiskup? Czego wymaga od swych księży? - Sam Kościół bardzo poważnie się nad tym zastanawia. Kapłanem jest się przez 24 godziny na dobę. W przypadku kapłana nie ma wyraźnego rozróżnienia między życiem prywatnym a życiem pastoralnym. Jego naczelnym hasłem winna być „miłość duszpasterska”. Miłość duszpasterska polega na tym, że jest się otwartym ciągle na potrzeby każdego człowieka. Jest to bardzo wymagające. Pojawiają się – zwłaszcza w młodych rocznikach księży – próby „profesjonalizacji” powołania kapłańskiego, na wzór kontraktu. Ja natomiast sądzę, że kapłan nie ma prawa do życia prywatnego, choć oczywiście musi mieć prawo do odpoczynku. Kapłan nie przestaje nim być nawet na spotkaniu prywatnym czy towarzyskim. Musi mieć świadomość, że gdziekolwiek jest, jest tam świadkiem Chrystusa. Ma wnosić coś nowego. A jeśli Kościół ma być znakiem sprzeciwu w pewnych sytuacjach, to i kapłan musi taką rolę pełnić. Jakie są szczególne ośrodki życia duchowego na terenie diecezji? - Mamy Loretto pod Wyszkowem, jako sanktuarium, gdzie - szczególnie latem - podążają liczne pielgrzymki. To jednak nie wystarczy. Ważne jest też by w diecezji były miejsca stałej adoracji, połączone ze spowiedzią. Chcę aby w każdym dekanacie był przynajmniej jeden taki punkt. Teraz otworzyliśmy kaplicę adoracji w kościele w Kobyłce. Na pierwszy apel proboszcza zgłosiło się 100 osób, żeby zapewnić stałą obecność w ciągu całego tygodnia. Nieustanna modlitwa to bardzo ważny wymiar Kościoła. Dziękuję za rozmowę Rozmawiał Marcin Przeciszewski