Kim jest człowiek? Debata o życiu i śmierci

jk

publikacja 17.01.2009 22:25

Kolejne z cyklu spotkań Areopag na Freta dotyczyło zagadnień bioetycznych.

Organizatorzy: Dominikańskie Duszpasterstwo Akademickie i Klub Inteligencji Katolickiej zaprosili do udziału: w pierwszej części - prof. Jacka Hołówkę, etyka, członka zespołu Gowina, o. dr. Artura Filipowicza SJ, bioetyka i moralistę oraz dr. Leszka Bosaka, prawnika, członka zespołu Gowina i współautora projektu ustawy; w drugiej: p. Marię Środoń, dyrektora fundacji Matercare zrzeszającej katolickich ginekologów i dr. hab. Tomasza Dangela, anestezjologa i specjalistę medycyny paliatywnej, twórcy pierwszego hospicjum dla dzieci i przewodniczącego rady fundacji Warszawskie Hospicjum dla Dzieci. Pierwszą część poświęcono problematyce zapłodnienia in vitro i określenia, od kiedy można mówić o człowieku. Na początek swoje stanowisko w tej sprawie przedstawił prof. Hołówka, który zastrzegł na początku, że jest zwolennikiem opcji liberalnej. Kluczowe dla jego stanowiska jest stwierdzenie, że zarodek jest wprawdzie egzemplarzem ludzkiego gatunku, nie jest natomiast człowiekiem. Według niego kryteriów człowieczeństwa może być bardzo wiele, natomiast status człowieczeństwa musi być jasno określony i stały, a raz nadany jest nieodwoływalny. Status ten jest kulturo-zależny i nadaje go większość społeczeństwa. Status zarodka jest w naszej kulturze specjalny: zarodek nie jest ani człowiekiem (większość społeczeństwa nie nadaje zarodkowi takiego statusu), ani rzeczą. W związku z tym prof. Hołówka dopuszcza selekcję zarodków, gdyż „nie dokonuje się na ludziach”, a jest jedynie „niedopuszczeniem do rozwoju niektórych egzemplarzy gatunku ludzkiego” (a nie człowieka). Z innych kwestii szczegółowych: zgadza się, że nie ma pozytywnego prawa do dziecka, w którego uzyskaniu społeczeństwo miałoby obowiązek parze młodych ludzi pomagać wszelkimi środkami, ale uznaje prawo pary młodych ludzi do samodzielnego decydowania o posiadaniu lub nie potomstwa. Posiadania potomstwa nie można zakazać (nawet jeśli drogą do jego uzyskania będzie zapłodnienie in vitro). Ostatnia uwaga dotyczyła stosowania prawa w sytuacji, gdy poglądy społeczeństwa są różnorodne. Prawo nie może służyć ani reewangelizacji, ani też propagacji poglądów ateistycznych większej, niż to wynika z ich rozpowszechnienia w społeczeństwie. W takich sytuacjach według niego w prawie powinny obowiązywać dwie zasady: zapewnienia powszechnego bezpieczeństwa i dotrzymywania umów. W następnej kolejności swoje stanowisko w sprawie statusu ontologicznego ludzkiego zarodka i konsekwencji moralnych z tego wynikających przedstawił o. dr Artur Filipowicz. Wymienił on cztery kryteria, które w jego opinii każą uznać człowieczeństwo zarodka. Pierwsze to kryterium genetyczne: w momencie zapłodnienia istnieje organizm, którego kod genetyczny odpowiada kodowi genetycznemu człowieka. Drugi punkt to brak jakiejkolwiek wyraźnej cezury w rozwoju biologicznym, która mogłaby zostać uznana za początek człowieczeństwa (wskazuje na to choćby wielość proponowanych kryteriów biologicznych). Trzeci punkt to tożsamość: od momentu powstania jest to ta sama osoba. W końcu czwarty to potencjalność: z zarodka ludzkiego powstaje człowiek. W tym miejscu dr Filipowicz podjął polemikę z prof. Hołówką, który ową potencjalność negował, mówiąc że z zarodka ludzkiego może powstać nie tylko człowiek, ale także np. dwoje czy troje ludzi (bliźnięta), linia komórkowa, którą następnie można wykorzystać w medycynie, czy klon ludzki, ponadto oczywiście zarodek może się nie zagnieździć i zostać utracony. Dr Filipowicz mówił w odpowiedzi, że od średniowiecza wyróżniana jest nie tylko potencjalność obiektywna (teoretyczna możliwość zaistnienia), ale także subiektywna, czyli uaktywnienie potencjału danej osoby. W tym świetle nie tyle zarodek ma potencjał stania się osobą, ile jest osobą z potencjałem rozwoju (podobnie jak osobą z potencjałem jest małe dziecko). Pierwszą część panelu zamknął dr Leszek Bosak, który zaczął od stwierdzenia, że w sytuacji, gdy nie da się określić w sposób pewny od kiedy możemy mówić o człowieczeństwie, należy przyjąć, że istnieje ono od początku, gdyż życie człowieka powinno być chronione od samego początku. Wspomniał krótko, że w Polsce mamy „stan zaniechania legislacyjnego” dotyczący kwestii bioetycznych. Dalszą część wypowiedzi poświęcił przypomnieniu mało znanych fragmentów ustawy Gowina, m.in. (faktycznie ta kwestia nie pojawiła się w mediach) zwiększenia zasiłku opiekuńczego dla rodziców dzieci, które urodziły się jako niepełnosprawne ze 150 zł (uzależnionego od dochodu w rodzinie) do 1000 zł bez ograniczeń dochodowych. Dodał także, że w ustawie została „przyzwoicie napisana” klauzula sumienia, co było konieczne w przypadku, gdy „prawo w pełnym zakresie nie może zrealizować postulatu moralności.”

W drugiej części również powrócono do tematu zapłodnienia in vitro. O jego konsekwencjach w kontekście naruszenia godności nie tylko dziecka, ale (najpierw) małżonków mówiła Maria Środoń. Powoływała się w tym na doświadczenia ludzi – kobiet i mężczyzn – którzy zgłosili się do lekarzy pracujących w ramach Fundacji po doświadczeniach z zapłodnieniem in vitro. Wspominała także o tym, że rozwój zapłodnienia in vitro spowodował w Europie zaniechanie rozwoju sposobów terapii niepłodności, np. zabiegów naprawczych, przede wszystkim mikrochirurgii jajowodów. Skomentowała też opinie o braku regulacji prawnych w Polsce – wg niej to, co się dzieje obecnie w klinikach wykonujących zapłodnienie in vitro jest nie do pogodzenia z par. 157 kodeksu karnego. Wskazała również na problem, jaki stanowią już zamrożone zarodki. To kwestia bardzo trudna do rozwiązania. Czy kobieta, która kiedyś poddała się zapłodnieniu in vitro i ma w banku kilkanaście zamrożonych zarodków, powinna kilkanaście razy zajść w ciążę? Opowiedziała o wypracowanym w ich ośrodku sposobie postępowania, który doradzają takim rodzicom. Sprzeciwiają się adopcji zarodków, natomiast zalecają udanie się do ośrodka wraz z księdzem, poproszenie o wydanie zarodków, warunkowe ich ochrzczenie i pochowanie (wydanie zarodków oznacza ich rozmrożenie, a zatem śmierć nawet tych, które jeszcze żyją). Odpowiadając na pytania użytkowników dopowiedziała jeszcze krótko o tym, na czym polega naprotechnologia: wspomniała o bardzo dokładnej obserwacji cyklu, dążenia do uzyskania maksymalnej skuteczności chirurgii naprawczej oraz starań, by rozpoznać wszystkie (nie tylko główne) przyczyny niepłodności, zarówno u kobiet jak i u mężczyzn. Zaznaczyła, że jest to metoda, która wymaga dużego nakładu pracy, ale jest skuteczna. W drugiej części debaty mówiono też o uporczywej terapii i eutanazji, także w kontekście testamentu życia. Wiele o uporczywej terapii, niepotrzebnym podłączaniu do respiratora pacjentów onkologicznych i obciążającym leczeniu, które w pewnych warunkach skraca życie, mówił dr Tomasz Dangel. Opowiadał o swoich doświadczeniach z pracy anestezjologa, gdy – wołany do reanimacji dziecka – nie miał czasu na zapoznanie się z jego dokumentacją i ocenę celowości takiego postępowania. Realnie o tym, czy reanimacja zostanie podjęta np. u dziecka umierającego na nowotwór mózgu decydowała naciskająca guzik wezwania pielęgniarka, a naciśnięcie guzika zwykle zależało od obecności lub nie rodziców. Jeśli dziecko udało się reanimować, umierało pod respiratorem przez kilka kolejnych dni. Dr Dangel jest zwolennikiem możliwości pozostawienia testamentu życia. Jak mówił, nie chciałby, by jego reanimowano. Tłumaczył, że jako człowiek i katolik stara się żyć tak, by być gotowym na śmierć. Nieco innego zdania w kwestii regulacji prawnych była p. Maria Środoń, która opierając się na swoich obserwacjach brytyjskich wskazywała, że istniejące protokoły i procedury postępowania mogą zdejmować z lekarza odpowiedzialność i znieczulać sumienie. Zwracała uwagę, że nie da się wiedzy medycznej lekarza przepisać na ustawę, i że nic nie zastąpi zaufania do lekarza i jego sumienia. Dr Dangel opowiedział również, w jaki sposób prowadzone jest w ich hospicjum żywienie w przypadkach, gdy dziecko nie może samodzielnie przyjmować pokarmów (karmienie i pojenie zgodnie ze stanowiskiem Kościoła nigdy nie może być uznane za środek nadzwyczajny, od którego można odstąpić). Odpowiedział, że jeśli przewidywany czas życia dziecka jest dłuższy niż kilka czy kilkanaście dni proszą chirurgów o założenie gastrostomii i żywią wprost do żołądka, jeśli jest krótszy, uzgadniają z rodzicami, czy dziecku zakładać sondę do karmienia, czy od tego odstąpić (przy kilkudniowej perspektywie życia brak żywienia nie ma istotnego wpływu na stan – przyp.)

Z sali padło pytanie, kto i dlaczego prosi o eutanazję. Dr Dangel odpowiadał na podstawie badań swojego holenderskiego kolegi, który pracuje w hospicjum dla dorosłych. Większość ludzi zwracających się o eutanazję czegoś się obawia i jeśli w hospicjum odzyskają spokój w tym względzie, wycofują prośbę. Druga grupa to osoby z depresją. Wprawdzie u osoby umierającej na nowotwór która wcześniej nie miała takich problemów nie sposób rozpoznać depresji, jednak leki przeciwdepresyjne czasem pomagają. Trzecia grupa obawia się zależności od innych. W końcu czwarta to ci, których cierpienie jest nie do opanowania. W tym miejscu dr Dangel wspomniał, że jeśli nie ma innej możliwości opanowania bólu czy duszności istnieje możliwość wyłączenia świadomości chorego za pomocą leków. To metoda dopuszczalna, także w opinii Kościoła, jeśli człowiek zakończył swoje sprawy na ziemi (z rodziną, Bogiem). W dodatku – co zaznaczył – odwracalna, tzn. jeśli powstanie sytuacja, w której ten człowiek powinien uczestniczyć, można po prostu przestać podawać leki i doprowadzić do wybudzenia. Komentarz – Joanna Kociszewska Debata miała służyć nie tyle uzgodnieniu stanowisk, co pogłębieniu swojej wiedzy na tematy bioetyczne. Z pewnością wiele zagadnień nie zostało w tym czasie poruszonych. Chciałabym skomentować dwie kwestię. Po pierwsze: procedury postępowania z już istniejącymi zarodkami. Nie ma w tej chwili dobrego rozwiązania, Kościół wypowiedział się negatywnie w kwestii adopcji. Niemniej to, które opisywała pani Maria Środoń wydaje mi się potworne. W końcu fakt ochrzczenia nie zmienia podstawowego faktu, że dla zarodków, które uznajemy za ludzi, oznacza to śmierć. Po drugie: teorii prof. Hołówki. Chciałabym mu zadać pytanie (niestety nie wystarczyło czasu), czy kulturowe i większościowe umocowanie człowieczeństwa go nie niepokoi. W końcu sam powiedział, że nie można rozważać teorii abstrahując od ich konsekwencji. Jedynie kulturowe (nie "przyrodzone" czyli w prawie naturalnym) umocowanie człowieczeństwa oznacza przecież, że jeśli zmieni się świadomość społeczna i większość uzna, że np. dzieci upośledzone umysłowo nie są ludźmi, to od tego momentu żadne dziecko urodzone jako chore nie będzie miało praw ludzkich, mimo że te, które miały szczęście urodzić się przed tą regulacją ludźmi będą (bo statusu człowieka nie można odwołać). Przepisy prawne o uznaniu ludzi za podludzi już istniały, nie można mówić, że to się nie stanie. I nie ma znaczenia, czy będą dotyczyły tych, co już żyją, czy tylko tych, co dopiero się narodzą. Umocowanie kulturowe definicji społeczeństwa uważam za dramatycznie groźne dla człowieka.