publikacja 30.01.2009 22:20
Spotykam czasem lokalnych działaczy mówiących w taki sposób jak gdyby byli "półduchownymi". Dążenie świeckich, aby zastępować księdza, jest ucieczką z własnego pola misji - mówił abp Nycz w wywiadzie dla KAI.
Kolejny priorytet to studenci. W Polsce studia wyższe kończy 50 proc. populacji. Za czasów PRL-u w Warszawie było 70 tys. studentów, dziś jest ich 300 tys. Dlatego tak ważne są duszpasterstwa akademickie. Nie wystarczą tylko te „z pierwszej półki”, jak dominikańskie czy jezuickie, święta Anna, św. Jakub. Niezbędne są kręgi duszpasterstwa akademickiego w parafiach, tam gdzie studenci mieszkają, gdyż niewielki procent studentów mieszka dziś w akademikach. Błagam księży by je tworzyli. Jeśli młody człowiek spędzi kilka lat w takiej grupie, pozostawi to w nim trwały ślad. Duszpasterstwo studentów nie wystarczy, pracę w tej formie zacząć trzeba na poziomie szkół licealnych, by nie przerwać formacji młodych. My tymczasem intensywnie zajmujemy się młodzieżą do momentu bierzmowania. Oprócz katechizacji w szkole spotykamy się z młodzieżą w parafii w małych grupach, dbamy o ich rozwój. Na początku liceum się to urywa. Tymczasem jak się kogoś zgubi w parafii przed maturą, później się go już nie odnajdzie w kościele. Na tym odcinku chcemy podjąć różne działania w obu warszawskich diecezjach, wspólnie z abp. Henrykiem Hoserem. Postanowiliśmy przygotować materiały duszpasterskie, które odpowiadałyby potrzebom młodych. Myślimy też o dłuższym przygotowaniu do bierzmowania, z możliwością bierzmowania bardziej dojrzałej młodzieży w liceum. KAI: A czy dostrzega Ksiądz Arcybiskup załamanie religijności wśród młodzieży? Socjologowie twierdzą, że polska młodzież jest mniej religijna od rodziców. - Młodzi prawie zawsze są mniej religijni niż starsi. To jest stara prawidłowość. Pamiętam, że o nas 40 lat temu też tak mówiono. Problem w tym, czy w tej dziedzinie nie nastąpiło jakieś przyspieszenie. Nie można mówić o załamaniu. Dostrzegam poszukiwanie wartości wśród młodych, ale i zagubienie, zwłaszcza na płaszczyźnie moralnej. W świadomość młodzieży bardzo silnie wkrada się zasada, która leży u podstaw moralności dzisiejszego świata - że sam chcę stanowić co jest dobre, a co złe. Nie respektuję prawdy o dobru, która istnieje poza mną. KAI: Jak temu przeciwdziałać? - Powinniśmy ukazywać zasady moralności chrześcijańskiej jako wartość, a nie tylko jako obowiązek i system zakazów i nakazów. Robię coś nie dlatego, że Kościół tak nakazuje. Kościół coś przypomina, gdyż jest to dobre dla człowieka, a ja to czynię dlatego, że jestem przekonany, że to jest dobre. KAI: Czyli respekt dla wartości jako drogi do szczęścia? - W tym momencie dotykamy definicji szczęścia. Leszek Kołakowski powiedział: „Szczęście jest ubocznym skutkiem dobra”. Jeżeli człowiek za wszelką cenę dąży do szczęścia, a nie do dobra, to często szczęście definiuje jako przyjemność. A to są dwie różne rzeczy. I w tę pułapkę wpadają młodzi ludzie, a zwłaszcza ukształtowani przez tzw. wychowanie bezstresowe. Obiecuje się młodemu człowiekowi, że będzie szczęśliwy bez wysiłku. Nie pokazuje się mu trudnego i pełnego stresów życia, lecz mówi: będziesz szczęśliwy, zawsze będzie ci przyjemnie. Gdy człowiek tego nie osiąga, wpada w depresję, albo szuka namiastek szczęścia. Mówiąc o młodzieży mówiłbym raczej o zjawisku „falowania religijności” w różnych okresach życia. Jesteśmy bardziej religijni będąc dziećmi, później to słabnie, a wreszcie znów szukamy wiary. Spadająca religijność młodzieży nie koniecznie musi oznaczać laicyzację.
KAI: Dużą rolę przywiązuje Ksiądz Arcybiskup do nowych ruchów apostolskich. Latem zorganizowały one „Sydney w Warszawie”. Jaka powinna być rola tych środowisk w ewangelizacji stolicy? - Mam nadzieję, że współpraca ruchów będzie kontynuowana, choćby w formie Rady Ruchów Katolickich. Oprócz Sydney trzeba by wymienić wiele innych ważnych wydarzeń, zorganizowanych przez środowiska świeckich, chociażby Orszak Trzech Króli na Placu Zamkowym W tym roku kolejnym etapem tej współpracy będą wydarzenia w czerwcu na Placu Piłsudskiego i w Wilanowie: 30-lecie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski oraz II Dzień Dziękczynienia, przygotowywane przez Centrum Opatrzności Bożej, Centrum Myśli Jana Pawła II, Ruch Światło Życie i wszystkie ruchy. Chcemy żeby w przyszłości ruchy te włączyły się w „Misję Miast”, czyli tydzień ulicznej ewangelizacji, organizowany przez wspólnotę „Emmanuel”. Poprzedzić ją musi przynajmniej dwuletnia praca przygotowawcza. Chciałbym by włączyły się w to liczne parafie po obu stronach Wisły. KAI: Na jakich jeszcze polach Ksiądz Arcybiskup zacieśni współpracę z diecezją praską i jej pasterzem abp. Hoserem? - Obaj wychodzimy z założenia, że wielość problemów duszpasterskich w obu diecezjach jest podobna. Zorganizowaliśmy już wspólne dodatki do „Gościa Niedzielnego” i do „Niedzieli”. Praski tygodnik „Idziemy” funkcjonuje w obu diecezjach. Ideałem byłoby jedno radio katolickie dla obu diecezji, nad czym też pracujemy. Mamy też pomysły jeśli chodzi o katechizację. Przygotowujemy wspólną serię podręczników katechezy dla uczniów z obu diecezji. W przeciągu 3 lat licząc od 2010 r. - kiedy wszystkie przedszkolaki wejdą do szkól – będą gotowe nowe wspólne podręczniki. Opracowujemy wspólne materiały przygotowujące do bierzmowania. KAI: Wielkie miasto to duży procent niewierzących i poszukujących. W Warszawie ważną rolę w dialogu z niewierzącymi – już od lat trzydziestych - odegrało środowisko Lasek. Jak ta inspiracja jest dziś kontynuowana w życiu archidiecezji? - Gdyby w diecezji istniało 15 takich środowisk jak Laski w swoim najlepszym okresie, to cel dialogu z poszukującymi i z niewierzącymi zostałby dużo lepiej zrealizowany. Chodzi mi o eklezjologię Soboru Watykańskiego II. Myślę o zarysowanych na Soborze „kręgach przynależności i przyporządkowania” do Kościoła. Składają się nań po pierwsze ci, którzy są ochrzczeni i pozostają w pełnej łączności z Kościołem. Po drugie ochrzczeni, ale nie mający związku z Kościołem. Następnie ochrzczeni, ale przynależący do innych Kościołów (cała sprawa ekumenizmu), wyznawcy innych religii, niewierzący, ludzie dobrej woli. Najwyższy czas, aby księża i wierni uświadomili sobie, że ludzie należący do poszczególnych kręgów nie żyją gdzieś w krajach misyjnych, lecz w obrębie naszej parafii. I jesteśmy wezwani do ewangelicznego dialogu ze wszystkimi. Musimy zrozumieć, że są to często nasi parafianie, o których zapomnieliśmy, a przecież ponosimy za nich ewangelizacyjną odpowiedzialność. Tu nie chodzi o zaborczość ze strony Kościoła, ani o żaden prozelityzm. Należy ku nim wyjść, nie z nachalnym, ale delikatnym głoszeniem Jezusa Chrystusa.Trzeba też umieć zobaczyć człowieka w jego duchowej pojemności. Dawać mu tyle, ile potrafi przyjąć. Nie należy z ewangelizacji robić przesytu, który odpycha. Laski umiały i umieją to wyważyć. Te proste siostry skupione wokół Matki Róży Czackiej i ten mądry ksiądz Władysław Korniłowicz byli ludźmi nie bojącymi się dialogu, ale nie w formie irenizmu. Nigdy nie stracili własnej tożsamości. Dzisiaj często uciekamy od dialogu, zamykamy się, gdyż boimy się stracić tożsamość. Często dlatego, że jest ona kiepska i słaba. Mówienie zaś na ambonie wyłącznie o zagrożeniach - nie jest głoszeniem Ewangelii. Ewangelia jest radosną Nowiną. Kościół musi być otwarty. Winna być to mądra otwartość, której towarzyszy umiejętność oczyszczania się z tych negatywów, jakie mogą napływać z zewnątrz. KAI: Jako biskup diecezji, jest Ksiądz Arcybiskup odpowiedzialny za księży. Czego od nich wymaga? Jakie cechy winny charakteryzować dobrego duszpasterza? - Im dłużej jestem księdzem i biskupem tym bardziej widzę, jakie to są cechy, sprawiające, że ludzie idą za kapłanem. To co powiem jest pewnie banalne. Spotykałem księży, którzy nie byli wybitnymi intelektualistami, byli po prostu dobrymi, głęboko wierzącymi ludźmi. Ksiądz najpierw musi być ciepłym i normalnym człowiekiem, który na tym fundamencie zyskuje zaufanie, a dopiero potem prowadzi do Boga. Ludzie to natychmiast odczytują. Ksiądz nas lubi, ksiądz nas szanuje. To pierwsza sprawa. Druga, to pobożność księdza, którą się wyczuwa. Z prawdziwej pobożności rodzi się autentyczność. Człowiek taki żyje po bożemu, a to, co mówi, płynie z serca i zapada w serca. Mądrze to się nazywa, że ksiądz jest świadkiem Boga, modlitwy, Transcendencji. Trzecia rzecz to dyspozycyjność. Ludzie nie będą słuchać i cenić księdza, który nie ma dla nich czasu. Księdzem jest się przez 24 godziny. Jan Paweł II ostrzegał przed „etatyzacją” powołania. Idealnie jest, jeśli te trzy cechy występują razem u tej samej osoby i są podparte gruntowną wiedzą, wykształceniem i kulturą. Wtedy mówimy o spójnej postawie konkretnego kapłana. Benedykt XVI, kiedy był w Warszawie powiedział księżom, że wierni nie oczekują od nich, by byli ekspertami w ekonomii, finansach czy budownictwie. Oczekują aby księża byli ekspertami w dziedzinie życia duchowego. To się streszcza w słowach: pasterz, ojciec i starszy brat. KAI: A jak jest z powołaniami w archidiecezji warszawskiej? W całej Polsce spadają. - Nie chcę zapeszyć, gdyż nie mieliśmy w ostatnich latach żadnego spadku. W 2008 r. zgłosiło się 28 kandydatów do naszego seminarium diecezjalnego oraz 12 do seminarium Redemptoris Mater. Połowa nowych kleryków to ludzie po wcześniejszych studiach świeckich. Większość z nich przeszła formację w ruchach. Najwięcej ma za sobą przeszłość ministrantów i lektorów. To charakterystyczne! Jednak należy być czujnym. Szukamy nowej koncepcji duszpasterstwa powołań. Nie mogą to być „akcje”, lecz modlitwa przez cały rok. Apelowanie do młodych o przyjęcie powołania jako drogi życia, niezależnie, czy jest realizowana w kapłaństwie czy małżeństwie. Ktoś kto jest przygotowany do bycia ojcem czy matką, jest równie dobrze przygotowany do bycia księdzem czy zakonnikiem.
KAI: Myśli Ksiądz Arcybiskup o uruchomieniu diakonatu stałego? W sposób roztropny będę dopuszczał tę możliwość. Warunkiem do wyświęcenia stałego diakona musi być to, że konkretny proboszcz widzi taką potrzebę w parafii i jest przygotowany do współpracy. KAI: Ksiądz Arcybiskup odziedziczył ideę budowy świątyni Bożej Opatrzności. Udało się zapalić do niej rodaków pod hasłem „Dnia Dziękczynienia”. - Przyszedłem, kiedy budowa świątyni była zaawansowana. Była wybudowana do wysokości 25 metrów. Wszedłem w te „buty”. Postanowiłem jednak zmienić sposób promowania idei świątyni Opatrzności poprzez promocję postawy dziękczynienia. Wszyscy za mało dziękujemy. Rozpoczynamy więc od zwykłego słowa „dziękuję”. Kiedy jestem zdolny dziękować na płaszczyźnie międzyludzkiej, mogę dziękować Bogu za to, co się dzieje wokół mnie i za to, co przynosi On w historię. Będę chciał dziękować Opatrzności Bożej. Główny akcent stawiamy na dziękczynienie za ostanie 30 lat od wyboru papieża i odzyskania wolności. Chodzi o to wszystko, co się wydarzyło na skutek „Solidarności” i kolejnych pielgrzymek Jana Pawła II. Jako datę Dnia Dziękczynienia wybraliśmy czerwiec, gdyż w tym miesiącu wydarzyło się w Polsce najwięcej, były papieskie pielgrzymki do Polski, a w czerwcu 1989 r. zaświtała wolność na płaszczyźnie narodowo-państwowej. Towarzyszy temu nowe podejście do budowania świątyni. Pierwszym krokiem było rozdzielenie świeckiej i kulturalnej misji w Centrum Opatrzności Bożej, od misji sakralnej. Do wsparcia projektu Centrum – w ramach którego istnieje świątynia - udało się zaangażować poważnych sponsorów, pomoc Państwa oraz - dzięki przychylności biskupów i księży proboszczów - pomoc wiernych we wszystkich parafiach w Polsce. Dzięki temu w ubiegłym roku udało się wybudować pomieszczenia narracyjnego muzeum Jana Pawła II i Kardynała Wyszyńskiego. Muzeum pełni też rolę stropu świątyni. Zostały nam jeszcze do zbudowania ciągi komunikacyjne i kopuła. KAI: Muzeum Jana Pawła II i kard. Stefana Wyszyńskiego - jak słyszymy – ma ambicję stać się muzeum bardziej ambitnym od waszyngtońskiego centrum Jana Pawła II. - Jesteśmy skromni i z nikim nie chcemy konkurować. Zajmuje się tym 18-osobowy międzynarodowy zespół. Tworzą go historycy, muzealnicy i teologowie, m. in. George Weigel i Rocco Buttliglione. Będzie to muzeum narracyjne, przekazujące nowoczesnymi środkami uniwersalny wymiar pontyfikatu Jana Pawła II i posługi Prymasa Tysiąclecia. Jednocześnie papież zastanie ukazany jako ktoś, kto wyrasta z kontekstu polskiej historii i kultury. Czuję potrzebę takiego przekazu, gdyż dla młodego pokolenia jest to wiedza historyczna. Przeciętny młody Polak nic, albo całkiem niewiele wie o kardynale Wyszyńskim. Taki sam los czekać będzie Jana Pawła II, o ile nie zaczniemy w sposób zrozumiały go pokazywać. Nie tylko historię, ale co z jego nauczania jest dziś do wykorzystania, a co może być programem na jutro. KAI: Jak przebiegać będzie najbliższy „Dzień Dziękczynienia”? - Przypadające na 7 czerwca br. obchody będą szersze niż przed rokiem. Złożą się nań rocznice: 20-lecia wolności, 30-lecia pierwszej pielgrzymki do Polski oraz 10-lecia pobytu Jana Pawła II w Parlamencie. W wigilię „Dnia Dziękczynienia” na Placu Piłsudskiego odbędzie się ogólnopolskie czuwanie modlitewne. Liczymy na ponad 30 tys. młodzieży z całej Polski. Będą to uczestnicy Ruchu Światło Życie z całego kraju. Towarzyszyć temu będzie poświęcenie 9-metrowego krzyża na placu Piłsudskiego, wystawionego przez władze Warszawy. W miejscu, gdzie Jan Paweł II dwukrotnie odprawiał Mszę Świętą: w 1979 i w 1999 roku. Młodzi pozostaną tam przez noc, a rano wyruszą na Pola Wilanowskie. Tam zostanie odprawiona Msza św. będąca centralnym punktem obchodów. Liczymy na odzew tego II Dnia Dziękczynienia w całej Polsce. KAI: Jaką rolę duszpasterską widzi Ksiądz Arcybiskup dla świątyni pw. Opatrzności Bożej? - Widzę ją jako szczególne sanktuarium. Mam nadzieję, że ludzie będą tam przychodzić jako do miejsca modlitewnego dziękczynienia. Dziękczynienia za to, co się dzięki Opatrzności Bożej dokonało w ich życiu oraz w historii naszej Ojczyzny. Może nauczymy się bardziej w duchu dziękczynienia przeżywać swoje życie i nasze narodowe rocznice. A w przeżywaniu tego dziękczynienia pomogą te trzy wymiary, obecne w Centrum Opatrzności Bożej: Świątynia, Muzeum Jana Pawła II i Kardynała Wyszyńskiego oraz Panteon wielkich Polaków. Do tego należy też Instytut Jana Pawła II. KAI: W ostatnich miesiącach grupa katolickich prawników - z inspiracji posła, który był redaktorem naczelnym katolickiego miesięcznika - przygotowała projekt ustawy bioetycznej. Jakie jest stanowiska Księdza Arcybiskupa w tej sprawie? - Stanowisko Kościoła wyraził komunikat Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych z 22 grudnia. Kościół zawsze będzie przypominał niezmienną naukę o niezbywalnej godności człowieka w każdym momencie życia. Ta niezbywalna godność człowieka obejmuje także sposób jego poczęcia. Kościół mówi, że zapłodnienie in vitro jest moralnie niegodziwe i podaje argumenty na rzecz takiego stanowiska. Jest to nauczanie niezmienne i profetyczne, jest to apel moralny do sumień, rodziców, lekarzy, naukowców, polityków. W tej płaszczyźnie moralnej żaden kompromis nie jest możliwy. Od tej płaszczyzny moralnej trzeba odróżnić płaszczyznę prawa stanowionego. Ta jest miejscem działania polityków, także będących katolikami. Dziedzina eksperymentów biomedycznych, w tym zapłodnienia pozaustrojowego, wymaga uporządkowania prawnego, gdyż istniejące obecnie bezprawie nie tylko nie służy obronie niezbywalnej godności człowieka, ale prowadzi do zamrażania, selekcjonowania i zabijania zarodków ludzkich. Do stanowiących prawo w Polsce także odnoszą się zasady najnowszej instrukcji watykańskiej Dignitas Personae oraz wskazania zawarte w Oświadczeniu kościelnego Zespołu Ekspertów. Czytamy tam, że „gdy podejmuje się inicjatywę pierwszego unormowania, wszyscy posłowie zatroskani o ochronę praw człowieka powinni podjąć działania zmierzające do całkowitego zakazu tej metody. Gdyby jednak takie rozwiązanie prawne zostało odrzucone, ich etycznym obowiązkiem jest aktywność w całym procesie legislacyjnym, tak aby maksymalnie ograniczyć szkodliwe aspekty regulacji”.Jestem przekonany, że polskim parlamentarzystom nie zabraknie mądrości i odwagi, by stanąć wobec tego poważnego wyzwania. Że nie zwycięży interes poszczególnych partii, że nie zgubi się po drodze dobro człowieka i troska o jego godność. Że poważne inicjatywy nie zostaną ośmieszone i nazwane ciemnogrodem. Wreszcie, że nie zwycięży postawa odłożenia sprawy ad „calendas grecas” i niezmierzenia się z poważnym wyzwaniem w imię świętego spokoju. Kto odpowie za śmierć tysięcy ludzkich istnień? Trzeba zrobić wszystko, aby ustanowić prawo chroniące życie człowieka i jego godność. Rozmawiał Marcin Przeciszewski