Nord Kivu: To nie wojna plemienna, ale starcie sił rządowych z rebeliantami

Radio Watykańskie/jk

publikacja 31.01.2009 10:39

Diecezja Goma przekazała przedstawicielowi kongijskiego rządu memorandum w sprawie wojny w regionie Nord Kivu. Dokument został wypracowany przez Kościół katolicki, ale podpisali się pod nim także przedstawiciele innych wyznań i religii obecnych na objętych konfliktem terenach. Z bp Faustinem Ngabu, ordynariuszem Gomy, rozmawia Radio Watykańskie.

Z prośbą o przygotowanie tego dokumentu zwrócił się minister spraw wewnętrznych Demokratycznej Republiki Konga. Jako pierwszy i zasadniczy warunek przywrócenia pokoju Kościół wskazał dialog i postawienie dobra kraju ponad partykularne interesy. Jak podkreśla bp Ngabu, w memorandum jasno ukazano, że nie doraźna pomoc, ale prawdziwy dialog może dać cierpiącej ludności nadzieję na pokojową przyszłość. Kongo jest jednym z najzasobniejszych krajów Afryki. Obecna wojna toczy się m.in. o dostęp do bogactw mineralnych. Spotykani na ulicy ludzie mówią, że jedyną rzeczą, jakiej naprawdę potrzebują, jest pokój, bo o resztę są w stanie zadbać sami. - W regionie Północnego Kiwu doszło w tych miesiącach do kolejnej eskalacji konfliktu. Ostatnie tygodnie przyniosły chwile wytchnienia. Jakie nadzieje wiąże Ksiądz Biskup z tym „spokojem”? Bp F. Ngabu: Ludzie mają wreszcie trochę spokoju. Jednak jak często bywa w sytuacjach konfliktowych, to, co się dzieje nie zależy tylko do nas, ale ma wymiar ogólnopaństwowy. Dlatego też nie wiemy, jak długo będziemy mogli cieszyć się tym względnym spokojem. - Czego potrzeba, by pokój na stałe powrócił do Konga? Praktycznie od 2006 r. nieustannie prosimy wszystkie strony konfliktu, by się spotkały i rozpoczęły dialog. Prawdziwy pokój rodzi się z dialogu. Wojną, walką nie można go zbudować. Z nadzieją patrzę więc na to, że dwie strony, rządowa i rebeliancka, rozmawiają ze sobą, co jest owocem spotkania w Nairobi. Liczymy, że to spotkanie wyda dalsze owoce. Oczywiście nie wystarczy tylko się spotkać. Trzeba odważnie podjąć wszystkie trudne tematy, także kwestie międzynarodowe. Nie można otworzyć kolejnego konfliktu manipulując ludnością. Trzeba rozmawiać mądrze i stanąć w prawdzie. - Wielokrotnie stawialiśmy sobie pytanie, dlaczego w regionie Północnego Kiwu trwa wojna, dlaczego mimo zaangażowania sił pokojowych nie udaje się zakończyć tego, trwającego przecież od kilkunastu lat, konfliktu. Czym należy tłumaczyć to, co się dzieje? Czy to jest tylko walka o bogactwa naturalne, czy też próba aneksji przez kraje ościenne, takie jak chociażby Rwanda? Nawet jeśli kraje ościenne mogą odgrywać jakąś rolę w tym konflikcie, to jestem przekonany, że pierwszą przyczyną napiętej sytuacji w Kongo są kwestie wewnętrzne. Kongo nie znalazło do tej pory prężnego przywódcy, który byłby wstanie pokierować krajem, który potrafiłby zjednoczyć go, wyznaczyć drogę rozwoju gospodarczego i zarazem stawić czoła problemom społecznym. Wydaje mi się, że ten brak wyraźnego lidera jest pierwszą przyczyną trwającego konfliktu. Dzieje się tak, ponieważ wszyscy ci, którzy przychodzą z zewnątrz, wykorzystują panującą sytuację. Słabość przywódcy czy władzy sprawia, że w konsekwencji mogą oni wykorzystywać także bogactwa naturalne Konga. Jeśli władzę miałby człowiek silny, zdecydowany, umiejący dobrze pokierować państwem to jestem przekonany, że obecna sytuacja konfliktowa nie trwałaby długo. - Diecezja Goma została zaproszona przez ministra spraw wewnętrznych do wypowiedzenia się na temat przyszłości regionu i dialogu pokojowego. Ksiądz Biskup wraz ze swoimi współpracownikami przygotował deklarację w tej sprawie. O czym ona mówi? We wprowadzeniu do tego dokumentu wyjaśniamy kontekst obecnej sytuacji. Zrobiliśmy to, ponieważ wciąż próbuje się przedstawiać ten konflikt jako wojnę między poszczególnymi grupami etnicznymi. Zwróciliśmy uwagę, że jest to wojna między siłami rządowymi a rebeliantami. Stąd nasze nadzieje na pokój związane są z dialogiem właśnie między tymi dwoma siłami. Mamy nadzieję, że dialog ten, rozpoczęty w Nairobi, dalej będzie kontynuowany w szczerości i prawdzie, i że podejmie on wszystkie ważne i kluczowe kwestie życia państwa. To jest centralny punkt. Wskazaliśmy też, że trzeba rozbroić partyzantów, bo w większości są to grupy prorządowe. Trzeci punkt, na który wskazaliśmy, to przypomnienie, że problemem w przywróceniu pokoju są relacje między Kongiem a Rwandą. Chodzi tu o zbrojne grupy rwandyjskie, które działają na terenie Konga. Powiedzieliśmy, że nie powinno się tej kwestii rozwiązywać militarnie, ale pokojowo. Tym rebeliantom, którzy nie chcą wrócić do Rwandy, należy przyznać specjalny status uchodźcy. To mogłoby im pomóc w pozostaniu na stałe w Kongo, albo w znalezieniu jakiegoś innego kraju, w którym mogliby zostać przyjęci jako rwandyjscy uchodźcy. Warunkiem pokoju jest jednak także to, że ci, którzy chcieliby pozostać w Kongu, nie mogliby dalej zamieszkiwać terenów przygranicznych. Władze kongijskie powinny im znaleźć taki teren, na którym ich obecność nie tworzyłaby sytuacji napięcia. To są najważniejsze punkty, które przedstawiliśmy kongijskiemu ministrowi spraw wewnętrznych.

- A jakie jest stanowisko rebeliantów? Czy liczą się z głosem Kościoła? Nie mogę powiedzieć, by rebelianci byli dotąd wrogo nastawieni do Kościoła. Na terenach gdzie są obecni, pozwalają by Kościół kontynuował swoją pracę i raczej jej nie utrudniają. Z drugiej jednak strony, nie pytali nas o zdanie w sprawie konfliktu. Tym niemniej przedstawiliśmy nasze stanowisko przywódcom rebeliantów tłumacząc, że wojna nigdy nie będzie rozwiązaniem istniejących problemów. Wskazujemy, że lepiej szukać dialogu, pokojowych rozwiązań istniejących trudności, niezależnie od ich charakteru – od tego, czy są to kwestie polityczne, społeczne czy też interesy wojskowe. Próbowaliśmy to ukazać. - Jakie widzi Ksiądz Biskup znaki nadziei dla tego tak bardzo doświadczonego regionu? Nadzieję pokładam w dialogu między siłami rządowymi a rebeliantami. Jeśli ten dialog będzie kontynuowany w pozytywnym kierunku, jestem przekonany, że otworzy drogę prowadzącą do pokoju. Pragnę bowiem przypomnieć, że nie jest to wojna etniczna między różnymi plemionami czy szczepami, ale wojna między rebeliantami a rządem. - Jak w tej niełatwej codzienności Kościół w diecezji Goma przyczynia się do budowania pokoju? Na terenie diecezji Goma, od wielu lat panuje napięta sytuacja wywołana konfliktami między zamieszkującymi ten obszar różnymi plemionami i szczepami. Brakowało pokojowej więzi. Stąd też wszelkie nasze działania duszpasterskie poszły w kierunku łączenia i jednoczenia: „aby byli jedno”. W duszpasterstwie kładziemy nacisk na pracę w małych grupach. Te podstawowe wspólnoty razem się modlą, wspólnie ewangelizują i zespołowo pracują. To, według mnie, bardzo pomogło ukierunkować chrześcijan pochodzących z różnych plemion i grup tak, by razem wypracowali wspólną wizję. Kładziemy też ogromny nacisk na reewangelizację. Zauważyliśmy bowiem, że wielu zostało ochrzczonych, ale niewielu z nich zrozumiało głęboki sens chrztu. Stąd program nowej ewangelizacji. Ukazujemy, że budowanie pokojowej przyszłości oznacza także zdecydowane odcięcie się od mrocznej przeszłości. Podejmujemy też od ubiegłego roku szczególne działania na rzecz rodziny. Dzięki rodzinom prowadzimy program reewangelizacji. W Gomie uformowaliśmy 64 małżeństwa, które pracują na rzecz innych. Odkrycie prawdy ewangelicznej we własnym życiu jest też sposobem prowadzącym do prawdziwego pokoju. I nawet jeśli politycy stworzą kolejną sytuację konfliktową, to dzięki prowadzonej przez nas formacji nie uda im się łatwo wciągnąć dużej części ludności. To, czego doświadczamy, nie jest przecież wojną etniczną, ale wojną między rządem a rebeliantami. Taka jest prawda, nawet jeśli rząd stara się ukazać obecną sytuację jako wojnę etniczną. Jasne mówienie o tym przez Kościół też jest wkładem w budowanie braterstwa i pokoju. Rozm. B. Zajączkowska