publikacja 10.02.2009 21:46
O eutanacji, uporczywej terapii, testamencie życia i przypadku Eluany mówią: dr Tomasz Dangel z fundacji Warszawskie Hospicjum dla Dzieci, dr Kazimierz Szałata, kierownik konwersatorium "Medycyna na miarę człowieka" i o. Jacek Norkowski, lekarz i bioetyk.
Karmienie i nawadnianie nie stanowią uporczywej terapii - głosi zapis w projekcie ustawy bioetycznej autorstwa Jarosława Gowina. Dr Tomasz Dangel, z Fundacji Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci, jest zdania, że regulowałaby ona stan prawny w Polsce dotyczący zaprzestania uporczywej terapii. Według dokumentu - nad którym toczy się debata wśród polityków wszystkich partii - uporczywą terapią jest stosowanie procedur medycznych, urządzeń technicznych i środków farmakologicznych w celu podtrzymania funkcji życiowych nieuleczalnie chorego, które przedłuża jego umieranie, wiążąc się nadmiernym cierpieniem. Projekt ustawy bioetycznej dotyczy też uregulowań prawnych dotyczących metody sztucznego zapładniania in vitro. Projekt ustawy zakłada, że lekarz może podjąć „działania mające charakter uporczywej terapii wyłącznie na żądanie pacjenta”. Uporczywa terapią projekt nazywa stosowanie procedur medycznych, urządzeń technicznych i środków farmakologicznych podtrzymujących życie nieuleczalnie chorego, które przedłuża jego umieranie, przysparzając nadmiernych cierpień. Uporczywą terapią nie można - według dokumentu - nazwać podstawowych zabiegów pielęgnacyjnych, łagodzenia bólu i innych objawów, karmienia i nawadniania, o ile służą dobru pacjenta. Pacjent zyskuje też prawo do odmówienia określonych świadczeń zdrowotnych ustnie lub poprzez swoje zachowanie. Sprzeciw taki zachowuje „ważność” przez 6 miesięcy nawet jeśli pacjent stracił możność kontaktowania się z otoczeniem. Lekarz może jednak podjąć działania, wobec których pacjent wyraził sprzeciw i nie ponosi za to odpowiedzialności karnej bądź cywilnej, jeśli działał z interesie pacjenta. Musi jednak uszanować pisemną wolę nieuleczalnie chorego pacjenta, jeśli ten wyraził świadomie, dobrowolnie i na piśmie sprzeciw wobec podtrzymywania jego funkcji życiowych. Sprzeciw odnotowuje się w dokumentacji medycznej. Projekt zawiera tez zapis, iż "prawo do poszanowania godności obejmuje także prawo do umierania w spokoju i godności. Pacjent znajdujący się w stanie terminalnym ma prawo do świadczeń zdrowotnych zapewniających łagodzenie bólu i innych cierpień oraz niepodejmowania działań mających charakter uporczywej terapii".
Według nauczania Kościoła katolickiego, zaprzestanie żywienia osoby pozostającej w stanie wegetatywnym równa się eutanazji. Niestety, między nauczaniem kościelnym a etyką lekarską zwłaszcza w krajach anglosaskich, istnieje w tej kwestii różnica - mówił dr Tomasz Dangel. Lekarz przypomniał czym różni się eutanazja od zaprzestania uporczywej terapii - według etyki katolickiej, którą on sam się kieruje. Istnieje bowiem podział na środki medyczne zwyczajne i nadzwyczajne. Zwyczajne, przysługujące pacjentowi w każdej sytuacji, to pielęgnacja, utrzymanie odpowiedniej temperatury ciała, leczenie bólu i innych objawów choroby, żywienie i nawadnianie. Nadzwyczajne to stosowanie respiratora, chemioterapii, przetaczanie krwi, kroplówki, żywienie dożylne, antybiotyki, środki oddziałujące na serce. Rezygnacja ze środków nadzwyczajnych oznacza rezygnację z uporczywej terapii, zaś rezygnacja ze zwyczajnych środków to eutanazja. Eutanazją jest też podawanie trucizny w celu skrócenia życia - tłumaczy dr Dangel. Lekarz zwraca uwagę, że papież Pius XII w 1957 r. w przemówieniu do lekarzy stwierdził, że u osób umierających, znajdujących się w stanie wegetatywnym, lekarz nie ma obowiązku stosowania respiratora, a później Jan Paweł II podkreślał, że człowieka w stanie wegetatywnym należy żywić, niezależnie od tego, ile ten stan śpiączki będzie trwał – dni czy lata. - To jest punkt kontrowersji między etyką katolicką a etyką lekarską, zwłaszcza w krajach anglosaskich. Znam wytyczne Brytyjskiego Towarzystwa Lekarskiego, według których żywienie pacjenta w stanie wegetatywnym do żołądka jest uznawane jako środek nadzwyczajny, czyli odstąpienie od niego jest rozumiane jako przerwanie uporczywej terapii a nie eutanazja – tłumaczy dr Dangel. Jeśli rodzina osoby będącej w stanie wegetatywnym chce zaprzestania żywienia krewnego, może zwrócić się do sądu i to sąd – który nie kieruje się etyką katolicką - postanawia, czy można zaprzestać żywienia. Dr Dangel sam nie spotkał się w Polsce z przypadkiem, by rodzina zażądała zaprzestania żywienia krewnego, który od lat pozostaje w stanie wegetatywnym. - W hospicjum wobec dzieci terminalnie chorych na nowotwór mózgu, gdy zapada ono w śpiączkę i wiadomo, że żywienie nie będzie miało wpływu na to, że pacjent umrze za parę godzin czy dni, o tym, czy żywić dziecko decydują rodzice – mówi dr Dangel. – Jeśli chcą, żywimy te dzieci, jeśli nie, nie żywimy. Tak samo w przypadku dzieci, które są przytomne a umierają na inne nowotwory i nie chcą jeść ani pić, nie zmuszamy ich do tego - dodaje. W Polsce – zdaniem dr. Dangela – brakuje wyraźnych wytycznych dotyczących osób w stanie wegetatywnym. Artykuły 30-32 Kodeksu Etyki Lekarskiej mówią o pacjentach w stanie terminalnym, co niekoniecznie dotyczy osób w stanie śpiączki, zwłaszcza kiedy są szanse na wybudzenie. (art. 32 Kodeksu Etyki Lekarskiej: "W stanach terminalnych lekarz nie ma obowiązku podejmowania i prowadzenia reanimacji lub uporczywej terapii i stosowania środków nadzwyczajnych"). Dlatego, zwraca uwagę lekarz, ważny jest projekt ustawy bioetycznej Jarosława Gowina, w którym znajdują się konkretne wytyczne dotyczące osób w stanie wegetatywnym.
Nie ma wątpliwości, że zaprzestanie karmienia osoby pogrążonej w śpiączce to eutanazja, ponieważ karmienie nie jest uciążliwą terapią, tylko spełnianiem podstawowych potrzeb pacjenta – uważa dr Kazimierz Szałata, kierownik Konwersatorium „Medycyna na miarę człowieka”. Zgodę na to wyraził sąd na wniosek ojca kobiety, która 17 lat temu uległa wypadkowi i od tamtej pory pozostawała w śpiączce. Zmarła miała 38 lat. Najbardziej przerażające jest to, że na straszliwą śmierć głodową skazał Eluanę sąd – podkreśla dr Szałata. Jego zdaniem, ojciec kobiety, pozostając pod wpływem emocji, miał prawo działać nieracjonalnie, ale takiego prawa nie mieli sędziowie ani lekarze. Podkreśla on, że w przypadku pacjentów pozostających w śpiączce, decydujący głos powinni mieć lekarze, a nie sąd. - Z eutanazją mamy do czynienia, gdy odstąpi się do medyczny środków zwyczajnych, a do takich należy karmienie i nawadnianie pacjenta – tłumaczy dr Szałata. Uporczywą terapią byłoby poddawanie Eluany nieuzasadnionym operacjom. Jego zdaniem, ponieważ wybrano zaprzestanie żywienia a nie odłączenie od respiratora, możliwe, że Eluana oddychała samodzielnie. "Zadawanie śmierci jest czynem niegodziwym, jest zbrodnią, nie można się tego dopuszczać na pacjencie, który pozostaje w śpiączce" – dodaje dr Szałata. Podkreśla on, że człowiek pozostaje człowiekiem, nawet jeśli ma zaburzone funkcje i nie ma z nim kontaktu. - Doświadczeni lekarze podkreślają, że życie jest wielką tajemnicą i trzeba do niego podchodzić z respektem i pokorą – argumentuje dr Szałata. – Nie jesteśmy panami życia i śmierci - dodał. Jednak według niego, to lekarze powinni podejmować w sumieniu i zgodnie ze swoją wiedzą o stanie pacjenta, decyzje o zaprzestaniu uporczywej terapii. Proponowany projekt „testamentu życia” jego zdaniem jest bezużyteczny, ponieważ może doprowadzić do eutanazji poprzez zaniechanie lub do drugiej skrajności jaką jest wentylowanie przez określony czas osoby, która już umarła. - Lekarze podejmując decyzję kierują się rozsądkiem, wiedzą, stanem pacjenta – wylicza dr Szałata. Jego zdaniem, przypadek Eluany jest niepokojący, bo podważa rolę lekarza jako rzecznika pacjenta. – Medycyna opiera się na zaufaniu do lekarza, ufności, że lekarz nie zrobi mi krzywdy – podkreśla. – Gdybyśmy mieli zgodzić się na eutanazję, należałoby stworzyć korporację katów.
Pozbawienie żyjącego człowieka pokarmu i wody to morderstwo – stwierdza o. Jacek Norkowski OP, lekarz i bioetyk odnosząc się do głośnego przypadku śmierci Eluany Englaro. Dominikanin zwraca uwagę, że w świetle najnowszej wiedzy medycznej bez specjalistycznych badań nie można jednoznacznie stwierdzić, czy osoba znajdująca się w stanie wegetatywnym pozbawiona jest całkowicie świadomości. O. Norkowski przypomina, że definicję stanu wegetatywnego wprowadzono w 1972 r., przy czym przez dłuższy czas sądzono, że osoby w tym stanie niczego nie czują i nie odbierają żadnych bodźców. – Badania dowiodły, że w przypadku ok. 40 proc. chorych ta diagnoza była błędna – zaznacza. Jak informuje, dopiero w 2002 r. wprowadzono definicje tzw. świadomości minimalnej, możliwej w stanie wegetatywnym. – Okazuje się bowiem, że część tych pacjentów to ludzie, którzy czują, słyszą, mają świadomość kim są, rozumieją rozmowy, cierpią – dodaje. O. Norkowski wyjaśnia, że stan świadomości minimalnej diagnozuje się poprzez specjalne badania – testy opracowane w klinice rehabilitacyjnej w Londynie a następnie zatwierdzone na zjeździe neurologów w USA w 2002 r. „Jest to zespół przedłużonych testów, które nie przemęczają chorego, a które pozwalają wykryć jego oznaki świadomości i nawiązywania kontaktu” – podkreśla. „Te badania nie są obowiązkowe i nie wszędzie się je robi, również z tego względu, że jest to stosunkowo nowa sprawa. Niewykluczone, że zabrakło ich również w przypadku Eluany” – stwierdza. Dominikanin zaznacza, że dzięki wspomnianym przez niego odkryciom stopniowo zmienia się stosunek do chorych w stanie wegetatywnym. „Rozwijają się rozmaite metody diagnostyczne i terapeutyczne, które powodują, że coraz częściej mogą oni odzyskiwać świadomość przynajmniej na jakiś czas, a czasami trwale. Ci chorzy, o których mówiono, że są już tylko kawałkiem rośliny, że w ich ciele już człowieka nie ma, że nie żyją” – podkreśla. Zdaniem o. Norkowskiego przypadku Eluany nie można w żaden sposób zakwalifikować jako przerwania uporczywej terapii. „Uporczywa terapia to zabiegi przeprowadzane w obliczu nieuchronnej śmierci, które nie mogą pomóc choremu, a jedynie zwiększają jego cierpienia lub przedłużają agonię. Eluana żyła przez 17 lat i nie znajdowała się w obliczu nieuchronnej śmierci. To był stan zupełnie inny, w którym trzeba było podjąć jej rehabilitację, co zostało zaniechane” – mówi. „Jest cały system rehabilitacji stanu wegetatywnego, opracowany np. w Polsce przez prof. Jana Talara z Bydgoszczy. Ma on znakomite wyniki. Niektórzy jego pacjenci byli w stanie wegetatywnym przez naprawdę długi czas, a potem udało im się wręcz wrócić do pracy zawodowej” – opowiada zakonnik.
Jak podkreśla, w Europie, choć w zasadzie nie ma zgody na eutanazję, pewne niejasności zezwalają sądom na dowolność interpretacji. Niejasności te dotyczą właśnie stanu wegetatywnego. Niektórzy są zdania, że osoby w tym stanie można de facto uznać za osoby nieżyjące; tak właśnie twierdził ojciec Eluany i choć twierdzenie to nie ma żadnych oficjalnych podstaw prawnych, uznane zostało przez włoski sąd. Czy tzw. 'testament życia’ jest rozwiązaniem, które może pomóc zapobiegać podobnym kontrowersjom w przyszłości? Zdaniem o. Norkowskiego, jak najbardziej, jednak w granicach obowiązującego prawa. „Nie można by było uwzględniać życzeń wyrażonych w testamencie, które są sprzeczne z prawem, np. pragnienia eutanazji” – wyjaśnia kapłan. Według niego "testament życia" powinien – tak jak to jest w USA – mieć formę bardzo dokładną, precyzującą życzenia potencjalnego chorego w odniesieniu do obowiązującego prawa. Jak zaznacza, warto podkreślić, że testament może też wyrażać wolę życia, wolę podtrzymywania przy życiu nawet w stanie wegetatywnym – właśnie z uwagi na coraz większe możliwości współczesnej medycyny. „Testament życia powinien być dokumentem interpretowanym po linii tego co dobre dla pacjenta” – mówi zakonnik.