„Popiełuszko" - film o księdzu, który dawał wolność

KAI/Radio Watykańskie/jk

publikacja 16.02.2009 22:29

Film o ks. Jerzym Popiełuszce, legendarnym kapelanie ludzi pracy, kapłanie bestialsko zamordowanym przez Służbę Bezpieczeństwa PRL, wejdzie do polskich kin 27 lutego. Dziś w Teatrze Wielkim odbędzie się uroczysta premiera obrazu w reżyserii Rafała Wieczyńskiego. Wcześniej odbył się specjalny pokaz dla dziennikarzy.

Filmowa biografia ks. Popiełuszki skupia się głównie na czterech ostatnich latach jego życia, od czasu, gdy przekroczył bramę Huty Warszawa, gdzie strajkowali jej pracownicy, by odprawić Mszę św., aż do śmierci 19 października 1984 roku, kiedy został zamordowany. Dzieciństwo, służba wojskowa w jednostce dla kleryków i wczesne lata kapłaństwa są jedynie zasygnalizowane dla pokazania procesu kształtowania się jego postawy wobec komunistycznej rzeczywistości i zniewolenia ducha, jakiemu nie chciał się poddać. W filmie Jerzy Popiełuszko - pochodzący z prostej, głęboko wierzącej rodziny, uparty i buntowniczo nastawiony do bezsensownych rygorów - różni się od swoich rówieśników. Wyróżnia go sposób okazywania sprzeciwu wobec niesprawiedliwości, wyrażania oporu wobec poniżenia i zastraszania. Z uporem trwa przy swoich przekonaniach i wierze, niezależnie od ceny, jaką musi za to zapłacić. Samym tym trwaniem dodaje siły innym, którzy boją się bardziej lub są słabsi. Nie narzuca się ze swoim zdaniem, nie jest typem przywódcy, nawet jako ksiądz-wikary na parafii nie wzbudza atencji u proboszczów. I nie od razu „porywa” strajkujących, do których przyjeżdża z posługą duszpasterską. Ich szacunek i miłość zdobywa sobie pokorą, brakiem oceniania ludzkich czynów, łagodnością i trwaniem przy nich niezależnie od okoliczności. Nie mówi nikomu jak ma się zachowywać, lecz wskazuje możliwości i zachęcał do posługiwania się sumieniem. Z czasem jego program zwalczania zła dobrem – choć okazuje się trudny do pojęcia i realizowania w burzliwych latach strajków, stanu wojennego, represji i morderstw – poznaje cała Polska. Twórcy filmu starają się oddać klimat Warszawy z lat 1980-84, zadbali o detale, które przypominają o komunistycznej rzeczywistości: kolejki, "trofea" z papieru toaletowego zawieszone na szyi przechodniów, niezwykle wówczas cenne cytryny i pomarańcze, wręczane zamiast kwiatów. Patetycznie przedstawione chwile robotniczej walki opartej na strajku, czy manifestacji ulicznych, kończących się biciem protestujących przez funkcjonariuszy, przeplatają się z anegdotycznymi historiami obchodzenia systemu, oszukiwania ubeków, solidarności okazywanej w chwilach zagrożenia. Tragiczne wydarzenia i wisielcze poczucie humory składają się w „Popiełuszce” na codzienność – także tę ze stanu wojennego. Kościół zaś – traktowany przez władze komunistyczne jak wroga organizacja – dla ludzi jest miejscem spotkań, nadziei, źródłem pomocy, także tej materialnej. Niewątpliwym atutem filmu jest świetna gra Adama Woronowicza, który wystąpił w roli ks. Popiełuszki. Aktor przygotowywał się do pracy nad postacią spędzając między innymi tydzień w seminarium duchownym archidiecezji warszawskiej, gdzie uczestniczył we wszystkich zajęciach kleryków. Przeglądał też archiwalne materiały filmowe, rozmawiał ze świadkami tamtych wydarzeń, a nawet odwiedził rodzinę ks. Popiełuszki. Udało mu się stworzyć pełnowymiarową postać, pokazać nie tyle legendarnego kapłana, ale człowieka z jego lękami i słabościami. W filmu zobaczyć można świadków wydarzeń z wczesnych lat 80. Joanna Szczepkowska zagrała swoją matkę, Romę, która przyjaźniła się z ks. Jerzym. Aktorka pamięta atmosferę panującą na plebanii na Żoliborzu, a także samego ks. Popiełuszkę. Maja Komorowska zagrała samą siebie, a w roli kard. Józefa Glempa wystąpił... kard. Józef Glemp. Prymas Polski zgodził się odegrać na potrzeby filmu dwie sceny swojej rozmowy z ks. Jerzym, którego namawiał na wyjazd do Rzymu.

W filmie – który jest fabularną biografią – wykorzystano też materiały archiwalne: zdjęcia ks. Popiełuszki, nagrania z pielgrzymek papieskich, z pogrzebów ważnych dla tamtego okresu postaci. Przygotowania do produkcji trwały kilka lat, w ciągu których twórcy zgromadzili obszerną dokumentację i nawiązali bezpośredni kontakt z licznymi świadkami życia ks. Popiełuszki. W toku powstawania scenariusza autor konsultował jego treść zarówno z rodziną ks. Jerzego, jego przyjaciółmi, historykami, jak i przedstawicielami Kościoła zaangażowanymi w toczący się proces beatyfikacyjny. Prace nad filmem trwały 7 miesięcy w 14 miastach, wystąpiło w nim 7 tysięcy aktorów i statystów. Budżet "Popiełuszki" wynosił niemal 12 mln zł. Jutro będzie miał miejsce pokaz specjalny „Popiełuszki” na Jasnej Górze w auli Jana Pawła II. Do kin film wejdzie 27 lutego. Do kin trafi 20 kopii z polskimi napisami, by osoby niesłyszące i słabo słyszące mogły również obejrzeć "Popiełuszkę". Z twórcami filmu rozmawia Radio Watykańskie. Rafał Wieczyński: Gdy pracowałem nad tym filmem, miałem poczucie, jakby mi się życie „spuentowało”. Zastanawiam się teraz, co będzie dalej, jakie czekają mnie wyzwania, bo rzeczywiście wszystko w ostatnich latach prowadziło do tego, żeby zrobić ten film, zarówno edukacja, jak i doświadczenia życiowe, wreszcie ludzie, których w życiu poznałem. W tej chwili czuję się już tylko narzędziem w sprawie. Jestem szczęśliwy, że mogłem być tym narzędziem. - Przyzna Pan, że taki film to ryzyko. Wielu pamięta jeszcze ks. Jerzego, zachowało się wiele nagrań, teksów. Zapewne będziemy patrzeć na tę produkcję przez pryzmat tego, co wielu z nas udało się dowiedzieć czy zapamiętać. Może chyba dojść do trudnej konfrontacji z obrazem filmowym? Rafał Wieczyński: Ta konfrontacja rzeczywiście będzie trudna. Nigdy nie uzurpowałem sobie prawa, by film zastąpił obraz ks. Jerzego. Raczej chodziło o to, by tę postać na nowo ożywić, przywołać w związku z pewnym jej zatarciem. Ks. Jerzy nie może zamienić się dla następnego pokolenia w notatkę w podręczniku. To żywy człowiek z przesłaniem, które nam teraz jest bardzo potrzebne. On był na tamte czasy, ale jak się go pozna, to okazuje się, że jest także na te, zawsze bowiem – i wtedy, i dziś – chodzi o to samo: o walkę ze złem i wolność wewnętrzną. Z homilii ks. Jerzego Popiełuszki: Nasze nadzieje z Sierpnia ‘80 żyją. A my mamy moralny obowiązek pielęgnować je w sobie i z odwagą umacniać w naszych braciach. Trzeba wyzbyć się lęku, który paraliżuje i zniewala umysł i ludzkie serce. Rafał Wieczyński: Ten film raczej nazwałbym historycznym. Skupiliśmy się na latach 80., ale są też sekwencje dotyczące przymusowego pobytu ks. Jerzego w wojsku czy jego dzieciństwa. Pokazując życie kapelana „Solidarności”, trzeba było ukazać to, czym żył. A żył z ludźmi, którzy przeżywali strajki, demonstracje, pacyfikacje czy Msze za ojczyznę. Wszystko to jest w filmie, bo było ważne również dla samego ks. Popiełuszki. - Ten film to hołd dla kapelana „Solidarności”, dla Polski? Dzięki jego działalności, także dzięki jego śmierci, dzisiaj jesteśmy wolni. Rafał Wieczyński: To rodzaj hołdu, który jesteśmy mu winni, ale też coś, co pozwoli mu na nowo do nas przemówić, dzisiaj, teraz. Ten film to również spłacenie długu, przypomnienie, jak wspaniale było, gdy byliśmy razem, silni. Jest to także otucha na teraz. Z homilii ks. Jerzego Popiełuszki: Mamy obowiązek domagać się, by nadzieje narodu zaczęły się wreszcie realizować. Trzeba to czynić z odwagą i rozwagą. Trzeba zdawać sobie sprawę z sytuacji geopolitycznej, w jakiej się znajdujemy, ale jednocześnie ta sytuacja nie może być wygodną zasłoną do tego, by rezygnować z należnych narodowi praw.

W postać legendarnego kapelana „Solidarności” wcielił się młody aktor Rafał Woronowicz. Dla niego praca nad filmem stanowiła ogromne wyzwanie. Nie jest bowiem łatwo wcielić się w rolę księdza, a tym bardziej takiego, który w polskiej historii dążenia do wolności odegrał rolę wyjątkową. Adam Woronowicz: Bardzo się tego obawiałem, ale krok po kroku ów strach opanowywałem. To kwestia włożonej w rolę pracy. Jak sądzę, uczciwą pracą można skrócić dystans i przybliżyć się do prawdy, która jest do ukazania – w tym przypadku prawdy życia niezwykłego kapłana. Próbowaliśmy się do tego ze wszech miar przygotować i podołać zadaniu tak, by ks. Jerzy nie musiał się za nas wstydzić. Mam nadzieję, że się nie wstydzi. - Bardzo uczciwie przygotowywał się Pan do roli. W ramach owych przygotowań znalazł się pobyt w seminarium z klerykami pierwszego roku, także rozmowy z tymi, którzy ks. Jerzego znali. Co w czasie tych przygotowań zrobiło na Panu największe wrażenie? Adam Woronowicz: Przede wszystkim miałem świadomość, że ludzie, z którymi rozmawiam, którzy znali ks. Popiełuszkę, mówią o nim jak o kimś bliskim, niemalże członku rodziny, którego stratę odczuwają do dziś. Uderzyło mnie spotkanie z mamą i rodziną ks. Jerzego. Czułem się dość niezręcznie, bo sądziłem, że tym filmem możemy przywołać w mamie ks. Jerzego wspomnienia trudnych dla niej chwil. Nigdy nie zadałem jej żadnego pytania dotyczącego ks. Jerzego. Starałem się raczej po prostu przy niej być, słuchać, zjeść placki ziemniaczane, które nam przygotowała, napić się z nią herbaty, pójść na pola. Pochodzę z tamtych stron, więc krajobraz tam zastany nie jest mi obcy, jest krajobrazem mojego dzieciństwa. Z homilii ks. Jerzego Popiełuszki: Trzeba więc wreszcie zasiąść do stołu i w szczerym dialogu, mając na uwadze dobro Ojczyzny, szukać właściwego rozwiązania wszelkich problemów. Adam Woronowicz: Były jednak wydarzenia, które mnie przerosły. Podczas kręcenia w Bydgoszczy scen z ostatniej modlitwy różańcowej, którą prowadził ks. Jerzy, a po której go uprowadzono, proboszcz tamtejszej parafii stwierdził, że nie powinienem zakładać ornatu podobnego do tego, jaki miał wtedy na sobie ks. Jerzy. Po chwili z Izby Pamięci przyniósł oryginalne szaty liturgiczne ks. Popiełuszki. To był moment, który mnie przerósł. W takich momentach człowiek ociera się o tajemnicę. Przygotowując się do pracy, często chodziłem na Żoliborz, na grób ks. Jerzego. Żyjemy w takich czasach, że za dużo jest rzuconych kamieni, oszczerstw. Chciałem, żeby ten film, jak modlitwa, która jest przy grobie ks. Jerzego, choć w minimalnym stopniu przyczynił się do pojednania, do jakiegoś rodzaju dialogu. Źle by się stało, gdybyśmy się nad grobem ks. Jerzego kłócili. Taką miałem intencję, przystępując do pracy nad filmem. Nie mam wątpliwości, że było to dla mnie ważne spotkanie, i to nie z samym filmem, ale z osobą ks. Jerzego. Wiedziałem, że nie mogę po prostu włożyć sutanny, ucharakteryzować się i udawać ks. Jerzego Popiełuszkę. On był jeden i niepowtarzalny. Chciałem natomiast zrobić wszystko, by ci, którzy znali ks. Jerzego, gdy będą oglądać film, uruchomili w sobie potęgę wspomnień. Gdyby się udało, byłby to sukces. Chciałbym natomiast, aby tym, którzy go nie znali, film przybliżył i pokazał niezwykłą postać. To bardzo potrzebne. Z homilii ks. Jerzego Popiełuszki: Naród polski nie nosi w sobie nienawiści i dlatego zdolny jest wiele przebaczyć, ale tylko za cenę powrotu do prawdy. Bo prawda i tylko prawda jest pierwszym warunkiem zaufania. Adam Woronowicz: Może to zabrzmi dziwnie, ale trzeba było sobie zrobić uczciwy rachunek sumienia, aby choć w jakimś stopniu być uczciwym wobec tych ludzi, którzy film będą oglądać. Przez to produkcja ta mnie naznaczyła. Pytania te zadawane, gdy ma się trzydzieści parę lat, brzmią inaczej niż wtedy, gdy stawia się je, mając naście lat, kiedy wszystko wydaje się proste i łatwe. Dzisiaj znaczą one coś innego. I nie ulega wątpliwości, że wewnętrznie dobrze mi ten czas zrobił.