Kamień, nożyce i papier

GN 02/2014 |

publikacja 09.01.2014 00:15

O prawdzie i fikcji w mediach i polityce z Markiem Kochanem rozmawia Piotr Legutko

Kamień, nożyce i papier Marek Kochan – powieściopisarz, dramaturg, wykładowca retoryki i erystyki, badacz mediów, ekspert od kreowania wizerunku. Do księgarń trafiła właśnie jego najnowsza książka „Fakir z Ipi” wydawnictwa Zysk

Piotr Legutko: Media opowiadają dziś historie nie do końca prawdziwe. Czy jest to nabieranie ludzi?

Marek Kochan: Media proponują czytelnikowi grę. Może on być na własne życzenie nabrany, jeśli jest naiwny i bezkrytyczny, a takich czytelników jest wielu. Natomiast jeśli ktoś jest sceptyczny i sam sobie wyznacza granice zaufania, jeśli ma świadomość reguł tej gry, może odmówić uczestniczenia w niej.

Bohater Pana książki „Fakir z Ipi” trochę przypomina Katarzynę W., której historię śledziła cała Polska.

Ta historia jest modelowa, ale przecież niejedyna. Jesteśmy nabierani zawsze, gdy ktoś aranżuje pewne sytuacje medialne, a my je traktujemy jako rzeczywiste. Nie jest to zresztą zjawisko nowe, celowo sięgam w swej książce do prasy międzywojennej, która robiła to samo. Fakir z Ipi był wtedy bohaterem mającym status realno-fikcyjny i bardzo trudno było wyznaczyć granicę, co w jego historii jest prawdą, a co nie. Ówczesny czytelnik brał wszystko na serio, więc był nabierany. Procesy fikcjonalizacji świata, które dziś obserwujemy, już wtedy były bardzo zaawansowane.

Jak to jest, że tabloidy epatują zbrodnią, ale jednocześnie pozują na stróżów prawa i moralności?

Na tym polega paradoks dyskursu moralizatorskiego w tabloidach. Z jednej strony nazywają one zło złem, a zbrodnie zbrodniami, ale z drugiej – nie dość że z detalami te zbrodnie pokazują, to jeszcze je uwznioślają. Pokazują bowiem socjopatów, dewiantów jako bohaterów, czyli ludzi godnych zainteresowania. Wysyłają sygnał, że są ważni, skoro się o nich pisze. To sygnał zarówno do tych socjopatów, jak i do czytelników. Twarz na okładce dowartościowuje. Jest wiele osób bardziej zasługujących na bycie w centrum uwagi, ale ich na okładkach nie ma. Jeśli ktoś prowadzi hospicjum dla dzieci, raczej tam nie trafi, chyba że zacząłby te dzieci mordować – wtedy dopiero zasłużyłby na uwagę mediów. Moralizowanie łączy się więc z jakąś formą aprobaty, afirmacji, oczywiście niewyrażonej wprost.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.