publikacja 05.04.2006 14:14
Wbrew zasadom przyjętym przed kilkunastu laty uczniowie mają w szkole nie alternatywę religia lub etyka, lecz potrójny wybór: religia, etyka lub nic.
Wyjątkowo przewrotny komentarz autorstwa Joanny Podgórskiej zamieściła Polityka (nr 14/2004). Nosi on tytuł: „Do wyboru: religia” i poświęcony jest poczynionym niedawno podczas spotkania Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu ustaleń porządkujących kwestię nauczania religii i etyki w szkole. Już tytuł komentarza zawiera nieprawdziwa sugestię. Warto przypomnieć, że to Gość Niedzielny (w nr 08/2006) jako pierwszy zwrócił uwagę na dziwną sytuację panującą w polskich szkołach. Wbrew zasadom przyjętym przed kilkunastu laty, gdy nauczanie religii do nich wracało, po latach banicji spowodowanej ateistyczną i marksistowską ideologizacją państwa, uczniowie mają w szkole nie alternatywę religia lub etyka, lecz potrójny wybór: religia, etyka lub nic. Tego nie było w pierwotnych założeniach i dzisiaj trudno dociec, dlaczego wbrew nim właśnie taka sytuacja zaistniała niemal natychmiast i jest konsekwentnie utrwalana w szkołach. Ten potrójny wybór – z którego korzysta co prawda niewielka liczba uczniów – bardzko komplikuje funkcjonowanie szkół, utrudnia układanie planów lekcji, powoduje spychanie lekcji religii i etyki na pierwszą lub ostatnią godzinę, a także – o czym nikt głośno nie mówi – sprawia, że tak opornie idzie organizowanie lekcji etyki. Zmniejsza przecież radykalnie liczbę uczestników tych zajęć. Autorka komentarza w Polityce właśnie temu problemowi poświęca swe przewrotne rozważania. Nie wiadomo na jakiej zasadzie twierdzi, że „Prywatna szkoła pewnie sobie poradzi, ale można się obawiać, że szkoły państwowe w tej sytuacji będą wywierać presję, żeby gówniarze zapisali się na religię, zamiast stroić fanaberie”. Wypisywanie takich sugestii jest obraźliwe dla wszystkich kierowników szkół nieprywatnych. Równie bezpodstawny jest kolejny domysł zamieszczony na łamach Polityki: „Uczniom, którzy chcą się zapisać na etykę, owszem, proponowane będą zajęcia, ale prowadzone przez katechetę. Takie przypadki zdarzają się już dziś. Nieważne, że etyka to dziedzina filozofii i wymaga pewnych kompetencji, a katecheci nie są kontrolowani przez kuratorium, ale przez biskupa”. Ten domysł zawiera dodatkowo nieprawdziwe stwierdzenie – katecheci podlegają kontroli kuratoriów. Dodatkowo są kontrolowani przez biskupów.
Niemniej fałszywa jest kolejna wizja, którą snuje komentatorka Polityki: „A gdy alternatywy naprawdę nie będzie? Padnie pewnie stary, zgrany argument: przecież religia to nic złego, a wartości chrześcijańskie to wartości ogólnoludzkie. Nawet gdyby przyjąć ten znak równości, to polska praktyka pokazuję, że gdy mowa o wartościach chrześcijańskich, najczęściej chodzi o zwalczanie nieobyczajności albo o to, żeby w piątki zabaw hucznych nie urządzać (w wielu szkołach katecheci blokują organizowanie piątkowych dyskotek)”. Ciekawe, na jakiej podstawie komentatorka buduje swoją wiedzę o „polskiej praktyce”. Jej własne słowa są dowodem, że ma o niej blade pojęcie. Podobnie jak o tym, czym naprawdę są wartości chrześcijańskie. Zakończenie komentarza zasługuje na takie określenia jak bezczelność i pomówienie. Autorka napisała: „Rządy PiS kiedyś się skończą, ale jeśli projekt zostanie wcielony w życie, zostaniemy z nim na wiele lat. Kościół nie zwykł się cofać z raz zajętych przyczółków, a wszelkie próby zmiany sytuacji traktuje jak zamach na ‘z trudem wywalczony kompromis społeczny’”. Wbrew sugestiom wielu dziennikarzy religia w szkole nie jest kwiatkiem do kożucha. Polska praktyka, na którą powołuje się dziennikarka Polityki pokazuje, że stała się integralną częścią polskiego systemu edukacji i to nie księża ani katecheci wystąpili z inicjatywą umieszczania oceny z religii na świadectwach i umożliwienia zdawania religii na maturze, lecz sami uczniowie. Aby te dwie uczniowskie inicjatywy mogły zostać rozpatrzone i być może wprowadzone w życie, najpierw trzeba uporządkować sytuację zaistniałą w szkołach w związku nauczaniem religii i doprowadzić ją do takiego stanu, jaki planowano, gdy religia po odzyskaniu niepodległości i obaleniu komunizmu wracała do szkół. Zwracał na to uwagę kilka miesięcy temu Gość Niedzielny i – jak widać - miał rację, skoro temat był jednym z ważniejszych podczas spotkania przedstawicieli rządu i episkopatu. A przewrotny komentarz w Polityce tylko pokazuje, jak ważny to problem. Bo gdyby nie był istotny, nie pisałby o nim opiniotwórczy tygodnik. Pozostawienie choćby niewielkiej grupy uczniów bez wiedzy o wartościach jest niedopuszczalne z wychowawczego punktu widzenia. Pokazuje młodemu człowiekowi, że może lekceważyć przedmioty, które kształtują świat jego wartości. Pozwala mu sądzić, że można żyć bez wartości. A to przecież nieprawda.