Nudny jak 'Kod'

ks. Artur Stopka

publikacja 19.05.2006 19:36

Film „Kod da Vinci" okazał się beznadziejnie długim gniotem. I bardzo dobrze. Nie ukrywam, że się cieszę.

Żaden człowiek nie potrafi stworzyć czegoś naprawdę dobrego na złym fundamencie. A fundamentem tego filmu jest marna książka. Naprawdę daleko jej do arcydzieła. To, że sprzedano jej na świecie czterdzieści milionów egzemplarzy w kilkudziesięciu językach wynika wyłącznie ze chwytu marketingowego, który jest stary jak świat i po raz pierwszy został zastosowany przez diabła ukrytego w postaci węża w raju. Na czym polega ten zabieg reklamowy? Na przedstawieniu kłamstwa, jako prawdy i odwrotnie. Na początku książki jest krótki dopisek, sugerujący w przewrotny sposób, że niemal wszystko w tej książce jest prawdą. Wszystko z wyjątkiem fikcyjnej fabuły. A to nieprawda. Nie trzeba być wybitnym znawcą Biblii, historii i sztuki, żeby wyłapać w książce błędy, fałsze i przeinaczenia. Wystarczy być średnio wykształconym człowiekiem. Bezpośrednio po opublikowaniu książki Dan Brown tłumaczył w wywiadach, że nie jest autorem tego dopisku. Wyjaśniał, że to zdanie dopisał wydawca. Później przestał o tym mówić. Być może wtedy, gdy zobaczył, że dzięki temu na pozór drobnemu kłamstwu na jego konto wpływają miliony dolarów. „Kod” to nie jedyny w ostatnich latach dowód, że sprytna akcja marketingowa jest w stanie ze wszystkiego zrobić hit i towar pierwszej potrzeby. Dotyczy to w równym stopniu odkurzaczy, płatków śniadaniowych, książek i filmów. Z przykrością muszę stwierdzić, że we wszystkich tego typu akcjach niezbędnym elementem są leniwi, niedouczeni i nierzetelni dziennikarze, nastawieni nie na prawdę, lecz na dobrze się sprzedającą sensację. A jest ich bardzo dużo we wszystkich zakątkach świata. To oni bezkrytycznie powtarzają miliony razy podsunięte im przez specjalistów od pseudoreklamy kłamstwa i półprawdy. To oni godzinami prowadzą puste dyskusje, z których nic nie wynika poza sztucznym zainteresowaniem dla jakiegoś produktu. Wywołują zamęt, nie dopuszczają do odbiorców rzetelnej informacji, mieszają prawdę z fałszem. Sfilmowany „Kod” jest artystyczną katastrofą. Mimo ogromnej promocji, w wielu polskich kinach nie było dzisiaj tłumów walczących o bilety. To dobrze. Ludzie nie powinni marnować czasu i pieniędzy na bezwartościowe produkcje, które nie są nawet dobrą rozrywką. Być może klapa filmowej wersji „Kodu” otworzy wielu ludziom oczy. Zarówno tym, którzy dla zarobienia wielkich pieniędzy nie cofną się przed zszarganiem czegoś, co dla innych jest wielką wartością, a nawet świętością, jak i tym, którzy bezwolnie poddają się manipulacji cynicznych specjalistów o sprzedawania byle czego. W ostatnich tygodniach pojawiły się nieśmiałe głosy, mówiące że z zamieszania wokół sfilmowania książki Dana Browna ostatecznie wyniknie dobro. Wygląda na to, że są one słuszne. Tyle, że to już nie ludzka zasługa. Tylko Bóg potrafi wyciągać dobro ze zła. Człowiek tego nie potrafi.