Dedykowane Tomaszowi Terlikowskiemu

ks. Artur Stopka

publikacja 11.10.2006 11:08

Rozumiem zniecierpliwienie Tomasza Terlikowskiego.

Kto systematycznie czyta teksty Tomasza P. Terlikowskiego (tak, tak, tego samego, którego co niedzielę oglądamy w firmowanym przez redakcję katolicką TVP), zamieszczane w rozmaitych mediach, z pewnością zauważył, że ma on ostatnio dwa tematy dyżurne: lustrację w Kościele i stosunek Kościoła (a właściwie hierarchii kościelnej) do mediów. W jego publicystyce oba tematy są ściśle ze sobą powiązane i wzajemnie na siebie wpływają. Terlikowski generalnie ma za złe. Ma za złe, że hierarchia Kościoła katolickiego w Polsce zbyt wolno przeprowadza lustrację duchownych, a w wielu wypadkach zarzuca jej blokowanie wszelkich działań zmierzających do ujawnienia księży-agentów. Ma za złe, że wysocy reprezentanci Kościoła nie reagują w mediach natychmiast na wszelkiego rodzaju sytuacje kryzysowe, z kolejnymi sensacjami lustracyjnymi na czele. Zarzuca kościelnym mediom, że nie zajmują się dziennikarstwem, lecz PR-em. I wieszczy, że „spór o lustrację dotyczy przyszłości polskiego Kościoła, jego przyszłego modelu i kierunków, w jakich będzie się on zmieniał”, a „bez odwagi oddania sfery medialnej świeckim nie będzie ani polityki informacyjnej, ani mediów katolickich z prawdziwego zdarzenia”. No cóż, jak sobie Kościół katolicki w Polsce radzi z problemem agentury z czasów PRL-u każdy widzi. Jakie są kościelne media - też każdy widzi. Jak sobie kościelni hierarchowie radzą z dziennikarzami - także widać gołym okiem. Można więc nerwowość Tomasza Terlikowskiego zrozumieć. Zwłaszcza znając jego „małe credo”, które umieścił w Internecie ponad dwa lata temu: „Większość mediów kościelnych, niezależnie od tego do jakiego wyznania należą, w Polsce ma wiele wspólnych cech: jest napuszona i wiernopoddańcza wobec finansującego ich hierarchy. Naszym pragnieniem jest zaprezentowanie innego typu dziennikarstwa religijnego: bardziej agresywnego, nie bojącego się polemiki, kłótni, a także krytyki - nawet najwyżej postawionych osób w naszych Kościołach”. Jestem dziennikarzem od dawna. Byłem nim zanim zostałem księdzem. Od prawie dwudziestu lat jestem związany z mediami katolickimi i kościelnymi. I wielokrotnie zetknąłem się z bolączkami, które piętnuje Terlikowski. Niejednokrotnie coś mnie trafiało, gdy widziałem, że poważne dyskusje o problemach Kościoła odbywają się nie w mediach kościelnych, ale „na zewnątrz”, w mediach świeckich. I skręca mnie za każdym razem, gdy na reakcję odpowiednich kościelnych czynników w jakiejś ważnej sprawie trzeba czekać nie kilka minut, ale kilka dni (a czasami tygodni).

Ale nie ukrywam, że rozumiem, dlaczego tak się dzieje. I nie ukrywam, że chociaż z dziennikarskiego punktu widzenia się irytuję, to z punktu widzenia dobra Kościoła zachowuję spokój. Bo wiem, że perspektywa Kościoła jest radykalnie różna od właściwej większości mediów perspektywy doraźnego newsa. W mediach nawet najważniejszy temat istnieje najwyżej kilka dni. Ludzie się nudzą i zapominają. Przecież gdyby kwestia lustracji w Kościele nie była podsycana medialnie przez cedzone w równych odstępach czasu mniejsze lub większe „sensacyjne” przecieki, to nikt by się nią nie interesował. Tę właściwość mediów skrzętnie wykorzystują politycy, mówiący każdego dnia co innego. Kościół podchodzi do swoich problemów inaczej. Czasami rozwiązuje je niesłychanie powoli, ale aż do skutku. A to nie jest medialne. Chociaż niezupełnie. To jest medialne, tylko wymaga znacznie więcej wysiłku dziennikarskiego niż puszczenie w świat newsa i zdobycie do niego dwuzdaniowego komentarza jakiegoś człowieka z nazwiskiem lub opatrzenie go niezbyt głęboką własną refleksją. Pokazywanie, jak Kościół rozwiązuje swoje problemy wymaga o wiele większego profesjonalizmu niż uganianie się za politykami. „Kościół nie zastanawia się już nad tym, czy wykorzystywać media, ale raczej, jak to robić, by lepiej i jeszcze wierniej wypełniać posłannictwo misyjne Chrystusa i by z większą starannością odpowiedzieć na potrzeby naszych czasów” - przypomniał watykański sekretarz stanu kardynał Tarcisio Bertone w przesłaniu skierowanym do uczestników trwającego w Madrycie światowego kongresu katolickich stacji telewizyjnych. To jest dokładnie to, o co chodzi. Kościół katolicki (nie tylko w Polsce) nie boi się mediów. Wciąż jednak szuka odpowiedzi na pytanie „jak się nimi posługiwać?”. Ponieważ wie, że współczesne media bardzo przypominają brzytwę. Są szybkie, skuteczne, ostre. Jeśli się nimi posłużyć nieumiejętnie, łatwo zrobić trwałą krzywdę. A tego Kościołowi nie wolno. Rozumiem zniecierpliwienie Tomasza Terlikowskiego. Ośmielam się jednak uważać, że pohukiwanie na kościelnych hierarchów w najrozmaitszych mediach niewiele da. O wiele więcej daje cotygodniowa praca Terlikowskiego w katolickim programie w TVP. Terlikowski jest świetnym dziennikarzem. I tym przyczynia się do „kończenia rewolucji medialnej w Kościele”.