Co ma polityk w Kościele (do gadania)?

ks. Artur Stopka

publikacja 20.11.2006 11:35

Gorzej jest, gdy polityk zaczyna traktować Kościół jako przedmiot swojej działalności.

Nie ma nic złego w tym, że polityk jest katolikiem. Mało tego. Nie ma nic złego w tym, że katolik jest politykiem. Wręcz przeciwnie. Jest dobrze, gdy polityk jest katolikiem, a katolik jest politykiem. Kościół wielokrotnie podkreślał, że katolicy powinni angażować się w życie polityczne różnych szczebli. Przypomnienie tego nauczania słyszeliśmy niedawno w związku z wyborami samorządowymi. O wiele gorzej jest, gdy polityk zaczyna traktować Kościół jako przedmiot swojej działalności lub usiłuje go do tej działalności w jakiś sposób wciągnąć. Bo to oznacza instrumentalne traktowanie wspólnoty wierzących. A niestety, w Polsce nie jest to zjawisko rzadkie. Nie, nie chodzi o pojawianie się polityków na różnych uroczystościach kościelnych. Byłoby głupotą zabranianie im uczestnictwa we Mszy świętej, w pielgrzymce, w dożynkach czy rocznicy powstania parafii. Nie chodzi też o zapraszanie duchownych do udziału w rozmaitych imprezach świeckich, ale ważnych dla społeczności. Nie widzę nic groźnego ani złego w tym, że ksiądz pokropi wodą święconą jakiś obiekt sportowy, szkołę, szpital albo nową fabrykę. Chodzi o tak jaskrawe zjawiska, jak „pielgrzymki” polityków różnych opcji do ważnych polskich hierarchów tylko po to, aby móc się w mediach zaprezentować w ich towarzystwie. Chodzi o takie wypowiedzi, jak ta Jana Rokity, o „Kościele łagiewnickim i toruńskim”. Chodzi o zapraszanie budzącego kontrowersje w Kościele księdza do Pałacu Prezydenckiego lub pod pomnik w Nowej Hucie. Wymieniam te fakty ze świadomością, że również w działaniach ludzi Kościoła można znaleźć zachowania niewłaściwe. Ale to nie jest, moim zdaniem, żadne usprawiedliwienie. „Rzeczpospolita Polska i Stolica Apostolska potwierdzają, że Państwo i Kościół katolicki są - każde w swej dziedzinie - niezależne i autonomiczne oraz zobowiązują się do pełnego poszanowania tej zasady we wzajemnych stosunkach i we współdziałaniu dla rozwoju człowieka i dobra wspólnego” – czytamy w Konkordacie. „Urzędy kościelne obsadza kompetentna władza kościelna zgodnie z przepisami prawa kanonicznego. Mianowanie i odwoływanie biskupów należy wyłącznie do Stolicy Apostolskiej” – stwierdza dalej ten sam dokument. Jeśli rozmowy Premiera w Watykanie wyglądały tak, jak to opisała Rzeczpospolita (nr 270 z 20 listopada 2006), to one również powinny się znaleźć w zamieszczonej powyżej wyliczance „jaskrawych zjawisk”. Sprawa następstwa na stolicy biskupiej, którą przez ostatnie kilkadziesiąt lat zajmował kard. Józef Glemp, już jest nazywana „najdłuższą nominacją powojennej Europy”. To ważna decyzja dotycząca życia Kościoła katolickiego w Polsce. Widać, że Stolica Apostolska docenia jej znaczenie i starannie szuka odpowiedniego pasterza. Niewątpliwie potrzeba tu działania Ducha Świętego. Ale pomoc polityków z pewnością nie jest potrzebna.