Warto zmądrzeć. Choćby po szkodzie

Andrzej Macura

publikacja 02.02.2007 12:16

Życie Warszawy przynosi dziś kolejną sensacyjną wiadomość w sprawie arcybiskupa Wielgusa. Jak wynika z grafologicznej ekspertyzy, wykonanej w jednym z zachodnich laboratoriów kryminalistycznych, słynny podpis „Grey" na dokumentach dotyczących jego sprawy został sfałszowany.

Na pewno za wcześnie, aby na tej podstawie wyciągać jakieś daleko idące wnioski. Sprawa współpracy Arcybiskupa ze Służbą Bezpieczeństwa powinna być wyjaśniona starannie i jak najbardziej obiektywnie, z uwzględnieniem wszystkich możliwych dziś do ustalenia faktów i okoliczności. Jeden jednak wniosek nasuwa się sam: w oskarżaniu trzeba zachować daleko idącą powściągliwość. Zwłaszcza w sytuacji, gdy może ono obwinionemu poważnie zaszkodzić. Nie od dziś wiadomo, że system komunistyczny opierał się na kłamstwie. Było ono wszechobecne. Dziś może trudno to sobie wyobrazić, ale nawet zwykła lektura reżimowej prasy wymagała stosowania swoistego filtra, który w powodzi propagandy sukcesu pozwalał zobaczyć zarysy prawdziwej sytuacji w kraju. Nie inaczej było w codziennym życiu, w którym człowiek zmuszany był do udawania, że wierzy w wieczną przyjaźń ze Związkiem Radzieckim i w przewodnią rolę PZPR (czego ślady widać nawet w pracach naukowych szanowanych dziś osób). Bez tego spychany był na margines i w najlepszym wypadku traktowany jak dziwak. Dzisiejsze przeświadczenie niektórych, że dokumenty produkowane przez bezpiekę były wyspą prawdy w morzu zakłamania jest po prostu naiwne. Prawda o tamtych czasach, o uwikłaniu ludzi Kościoła w ów system zła jest ważna. Pozwala z dumą spojrzeć na tych, którzy wierni Chrystusowi nie dali się złamać, ale też pomaga w pokorze uznać, że Kościół to także grzesznicy. Tak jest od samego początku i tak zapewne będzie do końca świata. Prawda o chwale buduje. Ale prawda o grzechu też jest potrzebna, gdyż służy mądremu oczyszczaniu, ciągłej metanoi uznających w Jezusie swojego Pana i Boga. Tyle że potrzeba jest nam właśnie prawda, a nie kolejny jej substytut. Dlatego dobrze się dzieje, kiedy powstają w diecezjach komisje, mające sprawę współpracy duchownych z SB rzetelnie wyjaśnić. Dobrze, kiedy obwinieni mają możliwość obrony. Dobrze też, jeśli sprawy, zgodnie z przyjętymi w cywilizowanych krajach zasadami, może rozstrzygać niezawisły sąd. Bez tego łatwo teczki zamienić w narzędzie marketingu albo doraźnej politycznej rozgrywki. W trudnych dla polskiego Kościoła dniach z początku stycznia wielu apelowało o modlitwę. Wyrażali nadzieję, że dzięki niej ze zła może wykiełkować jakieś dobro. W niecały miesiąc później chyba już widać dobre owoce tej modlitwy. Jesteśmy ostrożniejsi, a jednocześnie bardziej zdecydowani poznać prawdę. Pełna prawdę. Zmądrzeliśmy.