Chciałbym się nie zgodzić

Andrzej Macura

publikacja 03.04.2007 11:59

Tego artykułu wierzący w Polsce nie mogą nie zauważyć. Szymon Hołownia w Newsweeku w artykule „Gorzkie żale" pisze o wiedzy religijnej Polaków.

Dane, które przytacza są szokujące: tylko jedna trzecia osób deklarujących się jako głęboko wierzące potrafi wymienić wszystkich 10 przykazań Bożych, a żadnego nie zna aż 27 procent. Tylko 18 procent wierzących Polaków potrafi wymienić imiona wszystkich czterech Ewangelistów. I tak dalej. W pierwszym odruchu chciałoby się uznać, że wyniki ankiety są nieco naciągane, a z wiedzą religijną Polaków nie jest tak źle. Przecież mamy katechezę w szkole, pełne kościoły i ciągle ze wzruszeniem wspominamy naszego ukochanego papieża-Polaka. Tylko że nawet jeśli odsetek znających przykazania czy imiona Ewangelistów jest nieco wyższy, to i tak z wiedzą religijną Polaków nie jest najlepiej. Pocieszeniem może być fakt, że w sprawach zupełnie podstawowych wierzący zazwyczaj zgadzają się z nauczaniem Kościoła. Według badań przeprowadzonych na zlecenie „Gościa Niedzielnego” w zeszłym roku prawie 85% wierzących Polaków uznaje Boga za stwórcę świata, 83% za stwórcę człowieka, a w zmartwychwstanie Jezusa wierzy 87% pytanych. Marne to jednak pocieszenie. Sam mówiąc młodzieży „siódme przykazanie” spotykałem się z pytaniami „a które to siódme”. Z podstawową wiedzą naprawdę nie jest najlepiej. Zgadzam się - niestety - z tezą Szymona Hołowni, że dla wielu wiara coraz częściej staje się zbiorem prywatnych wyobrażeń duchowych. Często, zbyt często, z takimi sytuacjami się spotykam. Z obrazem Boga nie mającym wiele wspólnego z treścią Biblii, ale namalowanym na obraz i podobieństwo modnych prądów. Z totalnym przestawieniem hierarchii wartości, gdy chodzi o zasady ważne i mniej ważne (np. gdy używanie wulgaryzmów jest uważane za wielkie zło, a pozbawienie kogoś pracy dla zrobienia miejsca znajomemu już nie). Podzielam też jego obawy co do tego, że bez znajomości podstawowych prawd i zasad wiary trudno będzie tym wierzącym oprzeć się presji niereligijnych światopoglądów. W najlepszym wypadku, tym bardziej przywiązanym do wiary, pozostanie ucieczka w ślepy fanatyzm. Chciałbym się mylić. Ale wolę być mylącą się Kasandrą, niż fałszywym prorokiem uspokajającym w obliczu prawdziwego zagrożenia. Co zrobić? W takich sytuacjach zawsze warto wrócić do spraw podstawowych. Na pewno trzeba zwrócić uwagę, by szkolna katechizacja dała młodym ludziom mocne podstawy dla ich wiary. Nie chodzi tylko o to, by tę wiarę obudzić i ją podtrzymywać. Trzeba, by młodzi naprawdę wiedzieli, w co mają wierzyć. Tylko taka gruntowna katecheza, dająca mocny fundament, pozwala sensownie budować dalej. Odwołanie się do wiary Abrahama nie ma sensu, gdy słuchacze nie znają choćby pobieżnie historii tego patriarchy. Podobnie jak mówienie o Nowym Przymierzu we krwi Chrystusa, gdy Stare kojarzy się z tylko z dyktatem nadania przykazań. Trzeba też zacząć poważnie myśleć o katechezie dorosłych. Nierealnym jest, by szersze kręgi dorosłych korzystały z osobnych spotkań. Ale trzeba wykorzystać to co jest: niedzielną Eucharystię. Papież Benedykt XVI tak o tym, w adhortacji Sacramentum caritatis napisał: „(…)Należy unikać homilii ogólnych i abstrakcyjnych. W szczególności proszę duchownych, by głoszone słowo Boże było ściśle powiązane z celebracją sakramentalną i z życiem wspólnoty tak, by słowo Boże było rzeczywistym wsparciem dla życia Kościoła. Należy mieć na uwadze katechetyczny i zachęcający cel homilii. Jest wskazane, by wychodząc od trzyletniego cyklu lekcjonarza, przedstawiano wiernym w sposób właściwy homilie tematyczne, w których omówiono by w ciągu roku liturgicznego wielkie zagadnienia wiary chrześcijańskiej. Treść do nich należy czerpać w sposób pewny z Magisterium w oparciu o cztery «filary» określone przez Katechizm Kościoła Katolickiego i niedawno ogłoszone Kompendium, a więc: wyznanie wiary, celebracja misterium chrześcijańskiego, życie w Chrystusie, modlitwa chrześcijańska”. Realizacja tego postulatu może być trudna, ale…