Termos dla Papieża

ks. Artur Stopka

publikacja 12.04.2007 11:32

Pamiętam oburzenie pewnego zacnego katolika, gdy dowiedział się, co Jan Paweł II robił z dawanymi mu w prezencie kielichami i innymi naczyniami liturgicznymi.

Jeżeli prawdą jest to, co o pomysłach polskich polityków na prezent urodzinowy dla Benedykta XVI napisało Metro, to po prostu ręce opadają. Pamiętam, że jako dziecko zawsze miałem problem z prezentem dla mamy. Razem z rodzeństwem naradzaliśmy się przez wiele dni. Czasami mieliśmy mnóstwo pomysłów, czasami kompletną pustkę w głowie. Ale zawsze mieliśmy jedną podstawową zasadę - prezent ma mamie sprawić radość, a nie kłopot. Unikaliśmy dawania standardowych prezentów, które nadawałyby się tylko do łapania kurzu. Bywało, że po długich naradach dawaliśmy mamie coś niewielkiego i niezbyt kosztownego, ale co - według naszej wiedzy - mama lubiła. Prezent ma się podobać obdarowywanemu - to jedna szkoła dawania prezentów. Jest też inna. Niektórzy dają prezenty na zasadzie - bo mnie się to tak bardzo podoba. Więc tobie też powinno. „To musi być coś, czego by nie rzucił w kąt, tylko by gdzieś stało i przypominało mu o Polakach” - tak cel prezentu dla Benedykta XVI określa reprezentantka jednej z partii politycznych. Prezent jako przypominacz. Może jeszcze powinien grać jakąś melodyjkę co godzinę? Piękna łyżka, wyrafinowany termos czy ozdobny ekspres do kawy - proponowane przez innego polityka mieszczą się w tej samej kategorii. Widziałem ostatnio podobny problem w znacznie mniejszej skali. Mieszkańcy pewnej miejscowości wymyślali prezenty dla księdza obchodzącego jubileusz kapłaństwa. Większość tych, którzy ustawili się w kolejce z życzeniami, nie miała pomysłu. Dawali kwiaty, książki i... nieduże sumy w kopercie. W sumie uzbierało się z tego średnia suma, za którą ksiądz jubilat kupił... nową monstrancję dla parafii. Pamiętam oburzenie pewnego zacnego katolika, gdy dowiedział się, co Jan Paweł II robił z dawanymi mu w prezencie kielichami i innymi naczyniami liturgicznymi. Nie przechowywał ich w skarbcu, tylko rozdawał ubogim Kościołom lokalnym. Dopiero po dłuższej chwili zastanowienia ten pobożny człowiek doszedł do wniosku, że papież naprawdę nie potrzebuje kilkuset kielichów mszalnych i większy pożytek z nich będzie, gdy trafią do jakiejś ubogiej parafii niż wtedy, gdy będą się kurzyć w watykańskim skarbcu. Benedykt XVI z pewnością nie potrzebuje pięknej łyżki ani wyrafinowanego termosu. A o Polakach nie trzeba mu na siłę przypominać zawadzającymi durnostojami od polityków. On raczej potrzebuje naszej mocnej wiary i szczerej modlitwy.