Jana Pawła II, nie o. Rydzyka (zamiast komentarza)

ks. Janusz Salamon SJ

publikacja 26.07.2007 09:35

Nie widzę siebie w jednym z obozów, które strzelają do siebie przy pomocy „pseudoargumentow i inwektyw".

Drogi Arturze, właśnie przeczytałem zamieszczone w Gazecie Wyborczej wypisy z Twojego bloga, skontrastowane z moją wypowiedzią. Wyszło na to, że jesteśmy w Kościele po różnych stronach barykady. Jako, że w to nie wierzę, a ponadto wiem, ze dialog między nami jest możliwy, to chciałbym, żebyśmy sobie wzajemnie wyjaśnili nasze stanowiska i motywacje. Będąc inicjatorem Listu Otwartego zamieszczonego na stronie Centrum Kultury i Dialogu, w najmniejszym stopniu nie widzę siebie w jednym z obozów, które strzelają do siebie przy pomocy „pseudoargumentow i inwektyw”. Nie ma też we mnie poczucia bezradności w obecnej sytuacji, bo List Otwarty wcale nie powstał z myślą o wywieraniu nacisku na kogokolwiek, żeby „zrobił porządek z o. Rydzykiem”. W Liście jest tylko to co jest: moralny protest wobec wypowiedzi poniżających bliźniego. I nic więcej. Wszystko inne to są domysły komentatorów. Nasz List Otwarty (nie żadnych „intelektualistów”, tylko po prostu polskich katolików) został napisany z myślą o wysłaniu w świat jednoznacznego komunikatu, że jako polscy katolicy, świeccy i duchowni, zaświadczamy, że poniżanie pamięci ludzi spalonych żywcem w stodole to nie jest w ustach polskiego katolika standard. Ponadto, jako polscy katolicy, apelujemy do władz Kościoła, aby podjęli wysiłki, żeby katolicki ksiądz, który z definicji jest postrzegany jako ktoś, kto nie reprezentuje wyłącznie siebie, nie szargał reputacji Kościoła, do którego należymy i który kochamy. To wszystko. Przypisywanie sygnatariuszom tego listu jakichś szeroko zakrojonych celów takich jak obalenie o. Rydzyka czy zwalczanie Rodziny Radia Maryja jest nieporozumieniem. List odnosił się do konkretnej wypowiedzi konkretnej osoby i miał za cel wyrażenie moralnego sprzeciwu wobec tego szczegółowego zajścia, a nie wobec całej działalności Rodziny Radia Maryja. Arturze, mam wrażenie, ze wielu komentatorów przeoczyło kontekst, w jakim ten list powstał. Kontekst był następujący. Po publikacji taśm we Wprost wiele opiniotwórczych gazet na całym świecie, od New York Timesa poczynając, poinformowało o treści „rzekomych wypowiedzi” o. Rydzyka. Po raz kolejny na konto całego polskiego Kościoła poszły antysemickie „wyskoki” jednego z jego reprezentantów. Po raz kolejny polski Kościół został skojarzony nie z otwartością Papieża Polaka, tylko z ksenofobia i brakiem tolerancji indywidualnego polskiego kapłana. W tej sytuacji brak jakiegokolwiek głosu ze strony polskich katolików pogłębiłoby jedynie wrażenie, że tak jest w istocie: że polski Kościół wcale nie jest Kościołem Jana Pawła II, tylko Kościołem o. Rydzyka (dobrze już kojarzonego w wielu krajach świata).

Arturze, zapewniam Cię, ze nasz List Otwarty spełnił swoje zadanie, jakim było uratowanie twarzy polskiego Kościoła w oczach świata. Bardzo wiele agencji informacyjnych, gazet, telewizji i portali internetowych poinformowało o tym moralnym proteście setek polskich katolików. W pamięci wielu ludzi na całym świecie pozostanie następujący obraz: pojedynczy polski ksiądz powiedział to, co powiedział, ale w reakcji na te jego wypowiedz setki polskich katolików wyraziło moralne oburzenie i okazało solidarność z poniżonymi. ZATEM KOŚCIÓŁ W POLSCE JEST JEDNAK KOŚCIOŁEM JANA PAWLA II, A NIE KOŚCIOŁEM O. RYDZYKA. Arturze, na koniec jeszcze osobisty wątek, rzucający światło na moją motywację zaangażowania się w ten protest. Gdy byłem małym chłopcem mój Ojciec, który w momencie wybuchu II wojny światowej miał 10 lat i dobrze pamięta okupację, opowiedział mi o zagładzie Żydów w naszym galicyjskim miasteczku. Miasteczko było zamieszkane przez ok. 1200 Żydów. 90% z nich zostało wymordowanych w jedno popołudnie, 3 lipca 1942 roku. Zostali spędzeni na rynek miasteczka, załadowani na niemieckie ciężarówki i wywiezieni na samochodach do lasu. Tam kazano im wykopać dla siebie rowy, potem ustawiono ich nad tymi rowami i rozstrzelano. Do pomocy przy kopaniu rowów Niemcy zabrali także grupę Polaków, a więc Polacy w tych okolicach wiedzieli o tym, co się wydarzyło. Spośród tych 1200 Żydów kilkudziesięciu udało się uciec i ukrywali się w pobliskich lasach. Jako dziecko spotkałem jedna Panią, która ukrywała ocalałych Żydów. Ale od Ojca znam też historie o Polakach, którzy zaangażowali się w chwytanie tej resztki ukrywających się w lasach Żydów. W szczególności mój Ojciec opowiedział mi następującą historię, której był naocznym świadkiem jako 13-latek. Oto obraz, który będę miał żywo przed oczami do końca moich dni: Polak prowadzący przez wieś schwytanego przez siebie, wycieńczonego Żyda. Założył mu na szyję łańcuch, który zakłada się bydłu. Dodatkowo połamał mu ręce, żeby nie próbował uciekać. I tak prowadzi go ok. 9 km ze swojej wioski do miasteczka, w którym stacjonowali Niemcy. Tam przejmuje go Niemiec, odprowadza na żydowski cmentarz i strzałem w tył głowy zabija. Od momentu, gdy Ojciec opowiedział mi tę historię, często mam przed oczyma tego Żyda, z połamanymi rękami, prowadzonego przez Polaka na krowim łańcuchu na śmierć. Kroczącego ulicami swojego rodzinnego miasteczka, teraz już wyludnionego z Żydów. Pewnie wszyscy jego bliscy zostali rozstrzelani kilka dni wcześniej. Nie mam wątpliwości, gdzie wówczas był Chrystus: szedł prowadzony na śmierć z krowim łańcuchem na szyi. „A lud stał i patrzył” (Łk 23,35). Arturze, ja rozumiem Twoje dobre intencje, gdy mówisz o potrzebie jedności w Kościele, o bezcelowości wykopywania rowów, które potem trudno zasypać. Rozumiem też dobre intencje ojców redemptorystów, którzy zgodnie ze swoim charyzmatem starają się wspierać i podnosić na duchu ludzi zagubionych i wykluczonych, których demokracja rynkowa spycha na margines. Ale są granice, których chrześcijanin nie może przekroczyć, bo jeśli to czyni, to pluje w twarz Chrystusowi, spalonemu żywcem w stodole.