„Nie" dla utopii

Andrzej Macura

publikacja 25.09.2007 11:36

Dla Boga nie ma nic niemożliwego. Prawa. Ale po to dał nam rozum, byśmy podejmowali działania, które mają szanse powodzenia, a nie żyli mrzonkami.

Kardynał Walter Kasper, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan wysłał w świat ważny sygnał. W wywiadzie dla „Münchner Kirchenzeitung” przyznał, że jest przeciwny „ekumenizmowi powrotów”, gdyż nie da się cofnąć historii. Jego zdaniem ekumenizm musi polegać na „wrastaniu w pełnej wspólnocie kościelnej, które jest jednocześnie procesem wzajemnego uczenia się obu stron”. Dlaczego jest to sygnał ważny? W Kościołach, także katolickim, raz po raz odzywają się głosy, że jedynym zgodnym z prawdą sposobem uprawiania ekumenizmu jest próba nawrócenia tych, którzy do danego Kościoła jeszcze nie należą. Tymczasem jest to hołdowanie utopii. Choćby z czysto psychologicznych względów niemożliwe jest, by nagle dziesiątki i setki tysięcy ludzi uznało swój błąd i postanowiło zwrócić się ku temu, co inni uważają za prawdę. Trwając w takiej wizji pojednania cementuje się tylko podziały. A to na pewno nie jest zgodne z zamysłem Jezusa Chrystusa, który w noc przed męką prosił Ojca o jedność dla swoich uczniów. Droga poszukiwania tego co prawdziwe, oczyszczania własnych „teologicznych przyzwyczajeń” wydaje się znacznie lepsza. W praktyce już przynosi efekty, jak pokazuje to choćby podpisana przez katolików i luteran osiem lat temu wspólna deklaracja o usprawiedliwieniu. W wywiadzie Kardynał Kasper zwrócił uwagę na jedne jeszcze, bardzo ważny pożytek z ekumenizmu. Przypomniał mianowicie że dzięki niemu możemy się jedni od drugich uczyć. Naprawdę nie jest to bez znaczenia. Konfrontacja z innymi denominacjami pokazuje nam często nasze braki. Przywiązanie do Pisma Świętego we wspólnotach protestanckich musi czasem nas, katolików, przyzwyczajonych do katechizmu, zawstydzać. Bo przecież jest różnica między słuchaniem systematycznego wykładu, a spotkaniem z żywym, choć działającym dwa tysiące lat temu w Galilei Jezusem. Jakże inaczej z perspektywy kazania na górze wyglądają na przykład nasze spory o lustrację czy karę śmierci. Nie inaczej jest też z tym, co najistotniejsze: obrazem Boga. Zobaczenie Go jak działa to coś innego, niż widzenie Go jedynie przez pryzmat katechizmowej formułki. Znaczenia obcowania ze Słowem Bożym zawartym w Piśmie Świętym nie sposób przecenić. Największa tragedią podziałów nie są chyba różnice zdań. Najgorsze, że nauczyły nas patrzyć na siebie jak na wrogów, a nie jak chwilowo pokłóconych braci. Niestety, przemiana świadomości wymaga czasu i pokonania wielu problemów. Także tych związanych z lękiem przed utratą własnej tożsamości. Ale czy uczniowie Chrystus mogą się cofnąć przed dobrem tylko dlatego, że wydaje się nieosiągalne?