Uwaga na rozmowy

ks. Artur Stopka

publikacja 21.10.2007 11:06

Nadal jedni będą przekonani, że człowiek uważany za bliską osobę Papieża-Polaka był agentem SB, inni przyjmą jego tłumaczenia, że tylko rozmawiał.

Zapewne wielu pamięta rozpaczliwy krzyk ks. Mieczysława Malińskiego w telewizyjnej rozmowie z Moniką Olejnik: „To nie ma nic z charakteru donoszenia. To jest słowo dopiero przeklęte. A ja nie donosiłem, tylko dzieliłem się moimi radościami i entuzjazmami z przeżyć podczas pielgrzymek”. To było ponad dwa lata temu. W tym samym programie wystąpił ówczesny szef IPN prof. Leon Kieres, który kilka dni wcześniej ujawnił, że w materiałach SB zachowała się taśma z nagraniem głosu donosiciela z otoczenia Karola Wojtyły. Rozpaczliwej reakcji ks. Malińskiego prof. Kieres nie skomentował na antenie. Dopiero po wyjściu ze studia zapewnił, że Maliński nie powinien się tłumaczyć. Jednak w następnych miesiącach pojawiły się kolejne głosy, a później również publikacje, mówiące o tym, że człowiek, który nazywany był najczęściej przyjacielem Jana Pawła II, który napisał wiele książek mu poświeconych, ale również człowiek, który swoją twórczością wpłynął na formację duchową wielu polskich katolików, jest zapisany w dokumentach SB jako TW Mechanik, Czarnos i Delta. Publiczne oskarżenia doprowadziły do tego, że długoletnią współpracę z ks. Malińskim zakończył Tygodnik Powszechny. Ks. Maliński nie reagował w mediach. Nie tłumaczył się więcej. Zapowiedział, że wszystko wyjaśni w książce. Tej, która właśnie trafia na półki. Z pierwszych doniesień mediów wynika, że ks. Maliński podtrzymuje stanowisko, które przedstawił w telewizyjnym studiu w kwietniu 2005 roku. „Nie zgodziłem się nigdy na współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa, żeby być tajnym agentem, pomimo wielokrotnego nalegania” – deklaruje. Przyznaje, że rozmawiał z esbekami, ale tylko jak równy z równym. Twierdzi, że prostował ich pojęcia wyniesione ze szkoleń partyjnych, że próbował ewangelizować. Zapewnia, że nie wiedział o rejestracji i nadaniu statusu tajnego współpracownika. Wygląda więc na to, że sytuacja nie ulegnie zmianie. Nadal jedni będą przekonani, że człowiek uważany za bliską osobę Papieża-Polaka był agentem SB, inni przyjmą jego tłumaczenia, że tylko rozmawiał. W dobrej wierze. Nad tą konkretną sprawą pojawia się pytanie znacznie szerszej natury. Pytanie o granice „rozmawiania”. Pytanie, które jest aktualne nie tylko przy ocenie czasów PRL-u, ale zawsze, także dzisiaj. Pytanie o to, czy można i należy rozmawiać z każdym bez żadnych ograniczeń jak równy z równym. Czy istnieją granice, za którymi rozmowa traci sens i przeradza się w akceptację zła? Myślę, że są takie granice. Czy ks. Maliński je przekroczył? Nie wiem. To wie Bóg i być może sam zainteresowany. Przychodzi mi na myśl cytat-przestroga z wiersza Czesława Miłosza: „Spisane będą czyny i rozmowy”. Czasami spisuje je poeta. A czasami funkcjonariusz służb specjalnych. Lub żądny sensacji dziennikarz.