Kościół narodowo-demokratyczny

Joanna Kociszewska

publikacja 08.04.2008 07:38

Gdyby Benedykt XVI chciał słuchać wszystkich zaleceń, dawanych mu przez publicystów i sondaże, powinien stać się aktywnym politykiem i odstąpić od stawiania jakichkolwiek wymagań moralnych. Kolejnym krokiem powinno być stworzenie w Watykanie rady, na wzór Parlamentu Europejskiego...

Rocznica śmierci Jana Pawła II to czas, gdy tematyka papieska jest zdecydowanie na topie. To najlepszy moment na porównania pontyfikatów i sondaże sprawdzające, czy obecny papież wystarczająco dobrze kontynuuje dzieło swojego poprzednika oraz w jakim stopniu spełnia nasze oczekiwania. Porównywanie z poprzednikiem jest bardzo wygodne. Jan Paweł II nie żyje, więc nie sprostuje tego, co się o nim pisze. Nie powtórzy po raz kolejny zdania: „musicie od siebie wymagać, choćby inni od was nie wymagali”. Nie przypomni, że nie wolno odrzucić Chrystusa. Wystarczy drobny retusz, odpowiednio dobrane zdjęcie i będzie można przerobić go na ikonę powszechnej miłości i tolerancji, w kontraście oczywiście do obecnego „pancernego papieża”, który śmie przypominać o zasadach etycznych, a nie spełnia podstawowych oczekiwań, jeśli chodzi o działania dyplomatyczne. Gdyby Benedykt XVI chciał słuchać wszystkich zaleceń, dawanych mu przez publicystów i sondaże, powinien stać się aktywnym politykiem i odstąpić od stawiania jakichkolwiek wymagań moralnych, poza oczywiście bezwarunkowym sprzeciwem wobec kary śmierci. Wszystkie zasady etyczne powinny zostać poddane głosowaniu w referendach narodowych, a naczelną zasadą powinien stać się Jan Paweł II, już w formie przetworzonej. Kolejnym krokiem powinno być stworzenie w Watykanie rady, na wzór Parlamentu Europejskiego, w której Kościół każdego państwa byłby reprezentowany przez odpowiednią liczbę kardynałów (sposób wyliczania – zapewne w jakiejś proporcji do liczby katolików w danym państwie - wymaga oczywiście odrębnych negocjacji). Interes narodowy także w Kościele musi być przecież chroniony! Przypominanie, że Kościół nie jest narodowy a powszechny, zatem nie może być mowy o interesie narodowym w opozycji do dobra całego Kościoła zostanie zapewne potraktowane jak absurd. Podobnym absurdem wydaje się mówienie, że Kościół nie jest właścicielem, a depozytariuszem Prawdy i za jej przechowanie jest odpowiedzialny. Przecież My jesteśmy Kościołem! To prawda. Tylko że stwierdzenie oznacza naszą odpowiedzialność za Kościół i zadanie, które przed nim postawił Chrystus, nie prawo do kształtowania go według własnego "widzimisię". Ale to przecież slogan, nie wart uwagi. Kto by się tym przejmował!