Jak się chce, to można

ks. Artur Stopka

publikacja 02.06.2008 09:09

Co się stało, że jeszcze niedawno napięta atmosfera wokół obiecanego kilka wieków temu wotum, tak nagle się zmieniła?

Pewien przedszkolak kilka dni temu usłyszał, że będzie w Polsce Dzień Dziękczynienia. „Musisz kupić indyka” - powiedział zaaferowany do swojej babci. Nie tylko ten maluch miał skojarzenie z amerykańskim świętem. Mieli je również liczni dorośli. Niektórzy żartowali, że po Walentynkach, mamy w Polsce kolejne święto przejęte zza oceanu. Niezależnie od żartów, już dziś można powiedzieć, że Dzień Dziękczynienia odniósł sukces. Idea bycia wdzięcznym i dziękowania przebiła się do społecznej świadomości. Co więcej, ściśle kościelna akcja, w dodatku związana ze zbiórką pieniężną na niedawno jeszcze niezbyt przychylnie traktowany cel, wywoływała niemal wszędzie pozytywne skojarzenia. Także wśród ludzi sytuujących się daleko od Kościoła. A jak wynika ze wstępnych relacji wielu proboszczów, także ofiarność na Centrum Opatrzności Bożej była spora. Parafianie w różnych stronach Ojczyzny nachwalić się nie mogli odczytywanego w kościołach listu… Co się stało, że jeszcze niedawno napięta atmosfera wokół obiecanego kilka wieków temu wotum, tak nagle się zmieniła? Po prostu udało się zmienić podejście do sprawy. I zejść z koturnów na poziom zwykłych ludzi. Świątynia Opatrzności przestała być „obowiązkiem”, obciążającym nasze sumienia i portfele. Stała się wspólną sprawą, dotykającą rzeczy najprostszych. Bo kto dzisiaj rozumie trudne słowo „wotum”? A o co chodzi w „dziękuję” rozumieją nawet maleńkie dzieci. Arcybiskupowi Kazimierzowi Nyczowi udało się w zdumiewająco krótkim czasie dokonać tej zmiany. Przetłumaczył wielką ideę na język, który pojęli zarówno zaangażowani katolicy, jak i wiecznie zabiegani dziennikarze. Mamy dowód, że Kościół katolicki w Polsce może w ważnej kwestii osiągnąć sukces. I że to słowo nie jest niczym obraźliwym. „Jak się chce, to można” - podsumował Dzień Dziękczynienia jeden z proboszczów. Niby nic odkrywczego, przecież wszyscy znamy powiedzenie „chcieć, to móc”. Problem chyba w tym, żeby naprawdę bardzo chcieć. Szczerze i bez udawania.