Udowodnij, że nie jesteś wielbłądem

Joanna Kociszewska

publikacja 09.01.2009 11:51

Jeśli nie ma dowodów ani nawet wyraźnych przesłanek trzeba powstrzymać się od ocen, a tym bardziej insynuacji, z którymi polemizować nie sposób. A ewentualne przywrócenie sprawiedliwości w tych przypadkach, w których ktoś uniknie kary, pozostawić Bogu, który dokumentów nie potrzebuje.

Od kilku dni mamy okazję obserwować kolejny akord lustracji. Tym razem chodzi o abpa Józefa Kowalczyka, nuncjusza apostolskiego, zarejestrowanego w latach 80-tych jako kontakt informacyjny. Jak twierdzi prof. Jan Żaryn, z dokumentów nie wynika nic konkretnego poza faktem zarejestrowania. Przyznana kategoria nie wskazuje, czy zainteresowany o fakcie rejestracji wiedział, czy nie. Istnieje ślad po zniszczeniu dokumentacji, której zawartość nie jest znana. Nic więcej nie można obiektywnie powiedzieć. Neutralne stanowisko historyka jest w pełni zrozumiałe. Równie oczywiste jest stanowisko komisji, powołanej w celu oceny dokumentów, która stwierdziła, że nie ma dowodów na współpracę agenturalną, skoro nie ma istotnych przesłanek, że taka współpraca istniała. Trudno bowiem mieć pretensje do człowieka, że kontaktował się z kimś, z kim w ramach obowiązków służbowych musiał się kontaktować, w sprawie, którą mu zlecono (śladem takich kontaktów jest ów ujawniony wczoraj szyfrogram). Opinie prasowe na temat tego przypadku lustracji ściśle pokrywają się z linią prezentowaną przez poszczególne gazety. Kolejny fakt został wykorzystany jako poparcie dla prezentowanej tezy. Może jednak warto – abstrahując od konkretnej sytuacji - spojrzeć na proces lustracji w kategoriach moralnych. Trzeba uznać za dobre pragnienie człowieka, by dobro nazwać dobrem, a zło złem. Nie wolno lekceważyć oczekiwania, by przywrócono elementarną sprawiedliwość, jeśli nie każąc za zło, to przynajmniej wyraźnie je piętnując. Te dążenia muszą zostać uszanowane. Z drugiej strony trzeba zawsze pamiętać, że pierwszeństwo ma człowiek i stosowana w sądownictwie zasada interpretowania wątpliwości na korzyść oskarżonego. Inaczej można postawić kogoś przed koniecznością udowodnienia że nie jest wielbłądem. Jeśli nie ma dowodów ani nawet wyraźnych przesłanek trzeba powstrzymać się od ocen, a tym bardziej insynuacji, z którymi polemizować nie sposób. A ewentualne przywrócenie sprawiedliwości w tych przypadkach, w których ktoś uniknie kary, pozostawić Bogu, który dokumentów nie potrzebuje. Nie widzę innego uczciwego wyjścia.