Potrzebni świadkowie radości

Joanna Kociszewska

publikacja 30.01.2009 11:22

Żadna wypowiedź papieża nie pomoże, jeśli nie będzie świadków. Ludzi - rodzin i osób konsekrowanych - które swoim życiem pokażą, że wierność powołaniu to nie tylko krzyż, pod którym człowiek się ledwo czołga, w trudzie i poświęceniu, ale i radość, jakiej nie odnajdzie się nigdzie indziej.

„Należy przede wszystkim pozytywnie odkryć na nowo zdolność do zawarcia małżeństwa, jaką ma z zasady każda osoba ludzka ze względu na samą swą naturę jako mężczyzna czy kobieta” - mówił Benedykt XVI do Roty Rzymskiej. – „Grozi nam bowiem popadnięcie w antropologiczny pesymizm, według którego w sytuacji obecnej kultury małżeństwo jest niemal niemożliwe.” Problem jest coraz szerszy. „Nie mogę, nie jestem w stanie, takim mnie życie – inni ludzie – stworzyli.” „Nie przeskoczę siebie, pozostaje się tylko wycofać, albo (wiedząc to już na początku) nie wiązać”. To postawa zbyt częsta. Tymczasem jeśli spojrzeć na sytuację z zewnątrz, czasem potrzeba „tylko” przebaczenia, „tylko” kolejnej próby, „tylko” motywacji, by trwać, by podjąć wysiłek. Zgadzam się, to trudne, czasem wymagające heroizmu, niemniej nie niemożliwe. Tymczasem coraz częściej można spotkać się z postawą: „nigdy nie wybaczę”, „to nie było możliwe”, „jedyne wyjście to rozwód”. I coraz częściej pojawiają się ludzie, czasem to już kolejne pokolenia, którzy nie wierząc, że wspólne życie może być szczęśliwe i trwałe od początku przede wszystkim chronią własną niezależność i budują mury zabezpieczeń. To dobra metoda na rozwalenie każdego związku, więc rzeczywistość po raz kolejny potwierdza wyobrażenia. Małżeństwo jest możliwe. Wytrwanie w wyborze i pozostanie w nim szczęśliwym jest możliwe, choć na pewno nie będzie tak, że nie pojawią się problemy, wątpliwości i trudności. Możliwe jest także inne powołanie, które wymaga wierności: powołanie do życia konsekrowanego. Powołań jest coraz mniej – dowiadujemy się z kolejnych doniesień. Czy winna jest kultura? Z pewnością „antropologiczny pesymizm” nie pomaga, choć zapewne to jedna z wielu przyczyn. Problemu jednak nie da się rozwiązać słowami, choćby najpiękniejszymi. Żadna wypowiedź papieża nie pomoże, jeśli nie będzie świadków. Ludzi – rodzin i osób konsekrowanych – które swoim życiem pokażą, że wierność powołaniu to nie tylko krzyż, pod którym człowiek się ledwo czołga, w trudzie i poświęceniu, ale i radość, jakiej nie odnajdzie się nigdzie indziej. By być świadkiem radości trzeba jednak najpierw nauczyć się ją przeżywać.