Religijność młodzieży i religijność młodzieżowa

Paweł Milcarek/Rzeczpospolita

publikacja 20.08.2005 09:53

Z kim spotyka się w Kolonii papież Benedykt XVI?

Gospodarz tegorocznych Światowych Dni Młodzieży, kardynał Joachim Meissner, powiedział niedawno, że tegoroczne spotkanie w Kolonii będzie naprawdę bezprecedensowe. Obecnych będzie na nim dwóch papieży: Benedykt XVI na ziemi i Jan Paweł II w niebie. Światowe Dni Młodzieży były ukochanym dzieckiem zmarłego Ojca Świętego, tak jak młodzi byli do ostatnich chwil przedmiotem jego nadziei na wiosnę Kościoła. Z jaką młodzieżą spotyka się papież Benedykt XVI? Można się domyślać, że z bardzo różną. Wyobrażam sobie, jak wśród polskich uczestników spotkania w Kolonii znajdą się obok siebie młodzi katolicy ze wspólnot charyzmatycznych i z Opus Dei, zoazy i z Młodzieży Wszechpolskiej, z KIK i z duszpasterstw akademickich, z Drogi Neokatechumenalnej i ze środowisk tradycjonalistycznych, z kół Radia Maryja i z harcerstwa... Od Sasa do lasa!

Duchowy stempel

Czy da się znaleźć jakiś porządek w tej wielobarwnej układance? Przez kilka ostatnich miesięcy mówiło się często o pokoleniu JP2. Rzeczywiście, ćwierć wieku poprzedniego pontyfikatu to w sam raz, by mówić o całym pokoleniu katolików, którym słowo "papież" wręcz rymuje się z "Jan Paweł II". Najstarsi z nich przestali być młodzieżą już jakiś czas temu - choć byli nią jeszcze na Światowych Dniach Młodzieży w Częstochowie w 1991 roku - a najmłodsi właśnie przestają być dziećmi i stają się młodzieżą, jak niektórzy mali śpiewacy z Arki Noego. Między najstarszymi i najmłodszymi są ci, którzy zostali zaproszeni do Kolonii. Młodzież pokolenia JP2. Młodzi z pokolenia JP2 otrzymali od swojego patrona stempel duchowy, który wyraża się zwłaszcza w dwóch rysach. W zaangażowaniu po stronie cywilizacji życia i w uznaniu prymatu duchowości. Te dwie cechy są swoistym kryterium przynależności sine qua non. Wymownym symbolem pierwszej byłaby aktywność różnych grup pro life czy wolontariatu á la Matka Teresa, a w przypadku drugiej - pączkowanie grup modlitewnych i wyraźny rozrost niektórych zakonnych rodzin kontemplacyjnych (np. żeńskich klasztorów karmelitańskich). W inny, bardziej trwały sposób obie tendencje zaznaczają się w pojawieniu się tu i ówdzie swoistego stylu rodziny wielodzietnej i w "janowopawłowym" profilu gorliwości kapłańskiej. Dalej zaczynają się już pewne napięcia i różnice: między tymi bardziej przywiązanymi do nauczania o polskim dziedzictwie narodowym i tymi bardziej zaangażowanymi w ekumenizm, między "wnukami polskiego Millennium" i "wnukami soboru", między różańcowymi zelantami objawień fatimskich i fascynatami międzyreligijnych spotkań w Asyżu itp. itd.

Konserwatywni czy progresywni - wszyscy mają ten sam problem: jak być równocześnie integralnym w wierze i autentycznym w świadectwie miłości? Na to pytanie udziela się jednak tak skrajnie różnych odpowiedzi, że nie wszyscy mogą mieć rację naraz. Prędzej czy później, także młode pokolenie będzie musiało dać swoje odpowiedzi w sporze opisywanym w sposób uproszczony jako kontrowersja konserwatystów i liberałów.

Rewolucja konserwatywna

Najlepsi z młodzieży JP2 dobrze rozumieją wagę swojej chrześcijańskiej tożsamości. Jednak nawet im zagraża zjawisko nazywane prywatyzacją wiary. Jej umiarkowaną postacią jest programowe zamknięcie swego chrześcijaństwa do sfery prywatnej, domowej czy wspólnotowej, przy niekiedy manifestacyjnej apolityczności i braku zainteresowania debatą publiczną - tak jakby wiara nie miała swoich konsekwencji dla ładu obyczajowo-prawnego w państwie. Młodzież kojarzy się zwykle z żądzą nowinek. Życie jednak unieważnia dziś ten stereotyp. Fenomenem odkrywanym w ostatnich latach w młodym pokoleniu Polaków jest tendencja nazywana "rewolucją konserwatywną", raczej na wyrost, gdyż zmiana ta ma charakter powolny, a nie rewolucyjny. Socjologowie badający postawy młodzieży sygnalizują, że młodzi są nastawieni na ogół bardziej konserwatywnie od swoich rodziców. Z całą pewnością dotyczy to niektórych poglądów moralnych. Sprzeciwu wobec zabijania nienarodzonych, legalizacji związków homoseksualnych, eutanazji itp. Jednak wiele wskazuje na to, że konserwatywny "bunt młodych" dotyczy również spraw najściślej religijnych, wręcz esencji katolickiej religijności. Kilka tygodni temu na konferencji dotyczącej liturgii usłyszałem z ust pewnego niestarego wychowawcy młodzieży zakonnej znamienne słowa: im jesteśmy młodsi, tym bardziej tradycjonalistyczni, a najbardziej liberalnie nastawione jest pokolenie rządzące obecnie zakonem. Nie sądzę, by była to sytuacja wyjątkowa. Jesteśmy świadkami bardzo niezwykłego, niemal paradoksalnego procesu. Na naszych oczach zaczynają się powoli rozchodzić dwie rzeczywistości, które do niedawna można było utożsamiać. Religijność młodzieży i religijność młodzieżowa. Religijność młodzieży to nic innego jak zwykła religijność, tylko zabarwiona cechami typowymi dla psychiki młodego człowieka, jego trudności i potencjałów. Taka religijność w sposób naturalny jest formą przejściową ku dorosłości i dojrzałej religijności. Istniała więc zawsze, odkąd istnieje młodzież wyznająca Chrystusa i chodząca do kościoła. Tymczasem z religijnością młodzieżową jest inaczej.

Wykreowano ją w latach 60. i 70. ubiegłego wieku jako styl mający odpowiadać kulturze młodzieżowej tworzącej się ówcześnie w tyglu zawierającym dynamikę rock and rolla, czar hipisowskiej pacyfy, mit buntu roku 1968 i kontrkultury lat późniejszych oraz gorączkę rewolucji obyczajowej. Od tego czasu religijność młodzieżowa dzieli losy kolejnych odmian kultury młodzieżowej - i w jakimś stopniu starzeje się razem z nią i jej adeptami. Czasami wygląda więc tak samo zabawnie, jak przysłowiowi łysi hipisi - młodzieżowy kostium zupełnie nie pasuje do leciwej reszty. Czasami nie pasuje on ani młodemu księdzu, ani młodzieży, a jednak traktowany jest jako nieodzowny sztafaż.

Nieszpory, litanie i godzinki, a sacrosong

Wskutek całego splotu okoliczności swoistym wzorcem religijności oferowanym dzisiejszej młodzieży jest więc nadal religijność młodzieżowa. Inercja sprawia, że pojawienie się na horyzoncie młodzieży o jakichś nieszczególnie "młodzieżowych" oczekiwaniach budzi na ogół zaskoczenie lub wręcz niezadowolenie. Nie jestem gołosłowny: znam dzieje pewnej grupy pielgrzymki częstochowskiej, która kilka lat temu wyraźnie podpadła duszpasterzom młodzieżowym właśnie dlatego, że tworząca ją młodzież wolała styl "dorosłej" pobożności: ku osłupieniu już niemłodych młodzieżowców ci rzeczywiście młodzi ludzie woleli śpiewać, jak ich dziadkowie, nieszpory, litanie i godzinki - a nie skoczny repertuar sacrosongu, a zamiast bujania się z uniesionymi rękami woleli klęczące adoracje przy mijanych kościołach. Prawdziwą zgrozę i drwiny wywołało odmawianie różańca także po łacinie, a czarę goryczy przepełniało pragnienie uczestnictwa w starej "przedsoborowej" mszy! Religijność tej licznej grupy młodzieży okazała się do tego stopnia niemłodzieżowa, że grupę wyproszono z młodzieżowej pielgrzymki, grzecznie i skutecznie. Działo się to kilka lat temu. Mniej więcej w tym samym czasie, gdy organizator ewangelizacyjnego "Przystanku Jezus" głosił w wypowiedzi dla "Gazety Wyborczej", że młodzież "już nie rozumie" tradycyjnych form pobożności. Czasami nie rozumie po prostu dlatego, że nikt ich jej nie zaproponował. A może trzeba dziś więcej odwagi, zaufania do mocy własnego dziedzictwa? W tym roku w programie Światowych Dni Młodzieży uwzględniono po raz pierwszy - z woli Stolicy Apostolskiej - m.in. nabożeństwa odprawiane po łacinie i według form przedsoborowych. Będą w nich uczestniczyły także grupy z Polski. To ważny sygnał. W tych dniach nawet "Time Magazine" pisze - z okazji stu dni pontyfikatu Benedykta XVI - że powrót do bardziej tradycyjnej duchowości może być dla Kościoła właściwą odpowiedzią na wyzwania współczesności. Czemu by się nad tym nie zastanowić? To nie boli. PAWEŁ MILCAREK, redaktor naczelny "Christianitas"