Świadectwo Benedykta XVI

Rzeczpospolita/Paweł Milcarek/a.

publikacja 12.10.2005 13:58

Nawet krytycy Benedykta XVI przyznają, że tak naprawdę jest on człowiekiem pełnym pokory i delikatności.

Nazajutrz po wyborze Benedykta XVI wszystkie media aż trzęsły się od domysłów, jakim papieżem będzie Joseph Ratzinger. Wypowiedzi komentatorów-bywalców oscylowały nastrojowo między histeryczną obawą przed "gorszą wersją Jana Pawła II" - oraz wizją, że "twardy Ratzinger" przemienił się cudownie w "miękkiego Benedykta". Spod bardziej wyważonych piór wychodziły uspokajające analizy, że "wybitny teolog z Kongregacji Nauki Wiary" na pewno stanie teraz ponad wszelkimi znanymi podziałami, gdyż jego wizje, jak to bywa u teologów, są równocześnie dalekosiężne i abstrakcyjne. Czuło się nadzieję, iż nic się nie zmieni. To nie znaczy, że wszyscy postanowili dostosować się, tak czy inaczej, do "ducha nowego pontyfikatu". Zupełnie a propos na łamach "Gazety Wyborczej" zaczęły się pojawiać teksty zaprzyjaźnionych z nią teologów, przestrzegające - właśnie teraz - przed zbyt poważnym i zbyt posłusznym traktowaniem przez polskich katolików nauk płynących z papieskiego Rzymu. Z Rzymu Benedykta XVI.

Nowa otwartość

Jakim papieżem jest Joseph Ratzinger? Wyraźnie takim, który chce rozmawiać i z tej rozmowy nie wyłącza nikogo. Zaskoczył nas udzieleniem audiencji Orianie Fallaci - wielkiej damie dziennikarstwa, która ostatnio już mniej szokuje, za to wciąż przestrzega - w głośnych manifestach w obronie cywilizacji Zachodu - przed wojującym islamem. Sporym echem odbiła się rozmowa papieża z dysydenckim teologiem Hansem Küngiem - chociaż trudno powiedzieć, czy to spotkanie zmieniło choćby trochę stanowisko progresywnego teologa pokłóconego i z dogmatami, i z papieżem, i z papiestwem jako takim. Natomiast audiencja przywódcy lefebrystów, biskupa Bernarda Fellay, nie była być może tak zaskakująca - za to skupiła uwagę mediów, które domyślają się słusznie, że papieżowi bardzo zależy na uregulowaniu sytuacji kościelnej Bractwa św. Piusa X. U źródeł tej postawy leży nie tylko duszpasterska troska o zagrożoną schizmą grupę wiernych - lecz dosłownie wzgląd na dobro całego Kościoła.

Gdy blisko dwadzieścia lat temu doszło do rozdarcia między Stolicą Apostolską a tradycjonalistycznym ruchem arcybiskupa Lefebvre'a, kard. Ratzinger zwracał uwagę, że rozłam ten został sprowokowany przez tolerowanie w Kościele takich zjawisk, jak desakralizacja liturgii, uznanie Vaticanum II za "superdogmat" przeciwstawiony Tradycji oraz "zapomnienie lub wręcz tłumienie zagadnienia prawdy" w teologii posoborowej. "Jednym z podstawowych odkryć teologii ekumenizmu - mówił kard. Ratzinger 1988 w r. w kontekście ruchu abp. Lefebvre'a - jest to, że schizmy mogą się pojawić tylko wtedy, gdy w Kościele przestano żyć pewnymi prawdami i pewnymi wartościami wiary chrześcijańskiej, gdy przestano je kochać". Można się domyślić, że zabiegając o włączenie lefebrystów do regularnego życia kościelnego, Benedykt XVI dąży także do odnalezienia prawd i wartości wiary chrześcijańskiej nie dość kochanych w dzisiejszym Kościele.

Ekumenizm "w duchu Kolonii"

Do przejętego dziedzictwa Jana Pawła II papież Benedykt XVI wnosi szczególną troskę o dyscyplinę intelektualną kościelnego nauczania. Jest zdecydowanie przeciwny rozmywaniu prawd w impresjach. To była zresztą od lat jego specjalność, z powodu której Jan Paweł II zatrzymywał go do końca przy swoim boku jako najbliższego współpracownika. Niewątpliwie Ojciec Święty jest też bardzo wrażliwy na to, w jakim stopniu odważne gesty czy słowa jego poprzednika (np. te ze spotkań międzyreligijnych w Asyżu) bywały wyrywane z kontekstu, źle interpretowane i używane jako podkładka dla modernistycznej rewolucji w Kościele. Dlatego, kontynuując linię dialogu, unika wszystkich dwuznacznych sytuacji, które - zwłaszcza w dobie mediów elektronicznych - mogłyby być źródłem zgorszenia dla jego wiernych. Zupełnie naturalnie mówi zaś w obecności swoich partnerów dialogu o prymacie papieskim, o pełni wiary katolickiej, o niezastąpionej roli Chrystusa Zbawiciela, o wymaganiu wspólnego oporu względem cywilizacji śmierci.

Doskonałym przykładem tego stylu Benedykta XVI było jego wystąpienie na spotkaniu ekumenicznym w Kolonii. Powtórzył tam, że jednym z jego priorytetów jest "przywrócenie pełnej i widzialnej jedności chrześcijan" - a równocześnie sprecyzował, że jedność ta w sposób nieutracalny "trwa w Kościele katolickim". Ten fragment wypowiedzi papieża spowodował osłupienie niektórych zawodowych ekumenistów - od dawna traktują oni Kościół katolicki wyłącznie jako jedną z wielu wspólnot chrześcijańskich, nieaspirującą do posiadania prawdy, przechowującą jedynie jakiś skrawek z dawniej niepodzielonego Kościoła. Ojciec Święty, mówiąc o "nieutracalnej jedności" Kościoła, uderzył w ich czuły punkt. Również Katolicka Agencja Informacyjna w swej obszernej depeszy wolała ten ważny fragment wypowiedzi papieskiej po prostu pominąć milczeniem. Nie wszystkim idzie w smak ten ekumenizm "w duchu Kolonii".

Oczko w głowie: liturgia

Papież Benedykt XVI wie dobrze, że do zastąpienia impresjonistycznych mgławic realistyczną stałością w wierze nie wystarczy ani publiczne karcenie błędnych teologów, ani nawet okazjonalne głoszenie zdrowej doktryny. Zamiast zdzierać sobie głos lub produkować masy zadrukowanego papieru, lepiej zadbać o ten teren, na którym przeciętny katolik najczęściej spotyka swój Kościół, gdy idzie na mszę. Tym terenem jest liturgia, z jej przekazem słownym i pozawerbalnym językiem gestów. W dzisiejszym Kościele mało kto wie tak dobrze jak Benedykt XVI - autor książki "Duch liturgii" - że posoborowa dewastacja liturgii była głównym czynnikiem destabilizacji wiary milionów zwykłych chrześcijan. Wiele więc mówi się o zgodzie papieża na powszechne sprawowanie w kościołach parafialnych tradycyjnej liturgii łacińskiej sprzed reform posoborowych - wydanie dokumentu w tej sprawie jest już podobno kwestią bardzo niedalekiej przyszłości. Z kolei w rzymskim dokumencie roboczym obecnego synodu biskupów o eucharystii znalazły się nie tylko krytyczne uwagi o obecnym stanie liturgii, ale i wiele propozycji idących po linii powrotu do tradycji.

Zaleca się respektowanie rytuału, odrodzenie gestów czci dla Chrystusa Eucharystycznego, używanie w praktyce parafialnej chorału gregoriańskiego i łaciny, a także ustawienie wiernych i celebransa nie naprzeciw siebie, lecz po tej samej stronie ołtarza - aby wspólnie byli "zwróceni ku Panu". Możliwe zatem, że już niedługo wierni w naszych kościołach będą mogli bez trudu zetknąć się z tą liturgią, którą odprawiano przez długie wieki, pełną sacrum i bardziej kontemplacyjną.

Przejrzystość świadectwa

Toczące się obecnie w Rzymie obrady synodu eucharystycznego uświadamiają jeszcze bardziej potrzebę powiązania udziału w eucharystii z czytelnym świadectwem życia. Przedmiotem sporu jest dopuszczanie do komunii świętej osób znajdujących się w permanentnym i publicznie znanym konflikcie z moralną nauką Kościoła (np. rozwiedzionych, którzy weszli w kolejne związki) lub publicznie sprzeciwiających się tej nauce (np. polityków opowiadających się za legalizacją zabijania nienarodzonych lub związków homoseksualnych). Podobna kontrowersja dotyczy interkomunii z chrześcijanami niepodzielającymi wiary katolickiej. Zarówno Rzym, jak i wielu kardynałów z Kościołów lokalnych opowiada się przeciwko nieograniczonej "gościnności eucharystycznej" - przypominając, że przyjmowanie eucharystii wymaga pełni wiary i gotowości życia zgodnie z przykazaniami bożymi. Zamiast atmosfery niezobowiązującego pikniku potrzebna jest nam rzeczywista jedność w prawdzie wiary i życia - takie zdanie słyszy się coraz częściej. To samo dotyczy wymagania "przezroczystości" powołań kapłańskich: wszystko wskazuje na to, że papież postanowił definitywnie skończyć z wyświęcaniem homoseksualistów na księży. Pogoda dla takich eksperymentów wyraźnie się skończyła: przygotowywane za Jana Pawła II dyscyplinujące zarządzenia zostaną z pewnością wdrożone za Benedykta XVI. Nawet krytycy Ojca Świętego przyznają, że tak naprawdę jest on człowiekiem pełnym pokory i delikatności. Gotów do wychodzenia naprzeciw i przełamywania barier - jest nieugięty w kwestii pierwszeństwa Boga. Właśnie to skazuje go na wiele konfliktów ze światem, a nawet na niezrozumienie w niektórych środowiskach w Kościele. Papież wie dobrze, że stawką jest nie pewna teologiczna idea, lecz wpływająca na życie prawda o Bogu, który jest jedynym Zbawicielem. Kto to przemyśli, ten zrozumie logikę chrześcijańskiego "radykalizmu" i "tradycjonalizmu" Benedykta XVI. PAWEŁ MILCAREK, Redaktor naczelny "Christianitas" Fragment artykułu, który ukaże się w najbliższym numerze pisma "Christianitas"