W oczekiwaniu na pierwszą encyklikę nowego papieża

Rzeczpospolita/ks. Robert Skrzypczak/a.

publikacja 07.12.2005 12:07

Benedykt XVI zmierza ścieżką podobną do tej, którą szedł Jan Paweł II: trzeba ponownie ewangelizować nadchodzące pokolenia.

Bóg nie porzuci Kościoła

W najbliższy czwartek oczekujemy pierwszej encykliki nowego papieża, zapowiedzianej w 40. rocznicę zamknięcia obrad Soboru Watykańskiego II. Joseph Ratzinger, młody teolog, doradca kardynała Fringsa z Kolonii, wiedział wtedy, że sobór został zwołany w momencie, gdy ludzkość, a zwłaszcza Zachód, przeżywa kryzys duchowy. "Bez radykalnego zwrócenia się ku świętości - martwił się - Kościół odzwierciedli ducha epoki". Dotkliwą cechą współczesnych jest kompleks ciągłych wątpliwości. Poczucie, że nie ma niczego prawdziwego ani dobrego samego w sobie. Wszystko zależy od kontekstu, umowy czy użyteczności. Twierdzenie, że jakaś religia może być prawdziwa, dziś wydaje się założeniem aroganckim. Przyjmuje się tezę Hansa Kelsena, że jedynie słuszna jest postawa Piłata, który stawia pytanie: "Cóż to jest prawda?". Prawdę zdaje się zastępować wybór większości. Znakiem firmowym naszych czasów stał się relatywizm. Kwestionowanie prawdy ostatecznej jest, według Ratzingera, założeniem z góry, że Bóg nie może nam podarować prawdy o sobie. "My chcemy zająć miejsce Boga, by stanowić o tym, kim jesteśmy, o czym możemy zadecydować i co z sobą zrobić". Relatywizm poznania przyznaje prawdziwość tylko kategorii naukowości, podczas gdy wiara przynależy do "wierzeń", czyli opiera się na gotowych ideach. Gdy zgodzimy się na takie zredukowanie wiary, ograniczymy ją do świata tradycji uznawanych za szacowne, w których się wzrastało i które w związku z tym warto kultywować. Lecz jeśli wszystko, co zasługuje na nasz szacunek, jest tylko tradycjami, to prawda jest w kryzysie. Po co więc nam jeszcze szanować owe tradycje? RELIGIA LAICYZMU Chrześcijaństwo odpowiada, że prawda istnieje, bo wcieliła się doskonale w osobie Jezusa Chrystusa. Że jest dostępna w jego nauczaniu i w nauczaniu Kościoła. Tymczasem utrzymywanie, że Chrystus jest jedynym i powszechnym panem i zbawcą, uważa się za fanatyzm. Wielkim echem oburzenia odbiło się umieszczenie w deklaracji "Dominus Iesus" z 2000 roku twierdzenia: "należy mocno wierzyć w to, że w tajemnicy Jezusa Chrystusa, wcielonego Syna Bożego, który jest drogą, prawdą i życiem (J 14, 5), zawarte jest objawienie pełni Bożej prawdy".

Relatywistyczne podejście zakłada, iż wystarczy przyjąć, że prawda Boża nie ukazała się w pełni w żadnej historycznej religii - w każdej co najwyżej w jakimś stopniu - by ocalić spokojny charakter dialogu między religiami. Jednak Ratzinger stawiał sprawę jasno: "Mówienie o Jezusie jako jedynym i powszechnym pośredniku zbawienia nie oznacza lekceważenia innych religii, ale niezgodę na tezę o niemożności poznania prawdy. To, co prawdziwe i dobre w innych religiach, uznajemy i doceniamy, jak i też nie uchylamy się od krytyki pod własnym adresem. Jedynie nie zgadzamy się z "dogmatem relatywizmu" prowadzącym do myślenia, że obowiązek głoszenia Ewangelii wszystkim ludziom na ziemi już się przedawnił, a misje i wzywanie do nawrócenia należy zastąpić ideologią dialogu". Chrześcijaństwo istnieje "poza" i "ponad" wszelkimi kulturami i tradycjami. W Europie rozwinęło się najszybciej. Europa, mając korzenie zanurzone w Ewangelii, poprzez wieki emanowała jej inspirującą siłą na cały świat. Jednak - jak zauważa Ratzinger - "w tej chwili europejski Zachód stanowi część świata najbardziej przeciwnego chrześcijaństwu". W Europie laicyzm stał się "ideologią" lub też "religią". W tej "religii laicyzmu" liczą się postęp, wiedza i wolność. "Świat nie stał się ani bardziej przyjazny życiu, ani bardziej ludzki dzięki tym ideologiom". Zamiast Boga adorowani są idole, a wśród nich kapitał, żądza posiadania, ambicja. Niesie to - według Ratzingera - ogromne ryzyko. "Jeśli światło odkupieńcze Chrystusa miałoby zagasnąć, mimo całej swej mądrości i technologii, świat popadnie w zgrozę i przygnębienie". Mamy już oznaki nawrotu mrocznych sił - wzrastają kulty satanistyczne. W samych Włoszech na 30 tysięcy księży katolickich przypada 100 tysięcy magów i wróżbitów. ZACHÓD SAM SIEBIE ZNIENAWIDZIŁ Jest to pokusa wyzwolenia się od Boga, by samemu zawładnąć ludźmi, posługując się w tym celu nieznanymi siłami - wyjaśniał kardynał. Wiąże się ona z szukaniem szybkich doświadczeń i natychmiastowych satysfakcji. To kłamstwo na początku wydaje się czymś pięknym i podniecającym, lecz w końcu przechodzi w autodestrukcję. Europa rozwinęła kulturę, która w sposób dotąd ludzkości nieznany wyklucza Boga ze zbiorowej świadomości. Staje się on kimś nieistotnym dla życia publicznego. Za racjonalne w tym sposobie myślenia jest uznawane jedynie to, co się da sprawdzić za pomocą eksperymentu. Moralność przynależy do sfery całkowicie odmiennej, więc zanika: nic samo w sobie nie jest już ani dobre, ani złe. "W Europie rozwinęła się kultura, która stanowi najbardziej radykalne z możliwych przeciwieństwo nie tylko chrześcijaństwa, ale i tradycji religijnych i moralnych ludzkości" - powiada w jednej ze swoich ostatnich wypowiedzi przed konklawe kard. Ratzinger. Kultura ta niesie na sztandarach hasła tolerancji, ale w rzeczywistości absolutyzuje jeden sposób myślenia i życia.

"Prawdziwa sprzeczność cechująca dzisiejszy świat - kontynuuje przyszły papież - to nie ta pomiędzy różnymi tradycjami religijnymi, ale ta pomiędzy całkowitym uniezależnieniem się człowieka od Boga z jednej strony a wielkimi kulturami religijnymi z drugiej. Jeśli dojdzie do zderzenia kultur - przewiduje Ratzinger - nie będzie to zderzenie wielkich religii, lecz zderzenie pomiędzy tą wielką emancypacją człowieka a kulturami historycznymi". "Jeśli dla przykładu małżeństwo i homoseksualizm są uznawane za równoprawne, jeśli ateizm zamienia się w prawo do bluźnienia, zwłaszcza w sztuce, takie fakty są czymś okropnym w oczach muzułmanów - zauważa Ratzinger. - Dlatego też w świecie muzułmanów przeważa wrażenie, że chrześcijaństwo umiera, że Zachód się kończy. Żywią przekonanie, że tylko islam przynosi światło wiary i moralności". Za wzrost fundamentalizmu, według kardynała, odpowiedzialny jest "dziki laicyzm". Groźny jest też fakt, że "Zachód jakby znienawidził siebie sam. W sposób godny uznania odnosi się nieraz do wartości zewnętrznych, ale siebie już nie kocha". TAK JAKBY BÓG ISTNIAŁ Rozumowanie Ratzingera zmierza w jednym kierunku: "potrzeba korzenia, aby przeżyć. Nie możemy stracić Boga z pola widzenia, jeśli chcemy, by godność człowieka nie zanikła. W tej historycznej chwili potrzebujemy ludzi, którzy za pomocą oświeconej i przeżywanej wiary uczyniliby Boga wiarygodnym w tym świecie". Ale w swą wielką wizję ratowania świata nowy papież usiłuje zaangażować także niewierzących. Widzi potrzebę określenia uniwersalnych zasad moralnych, które byłyby zbieżne z prawem naturalnym i normami etyki chrześcijańskiej. W epoce oświeceniowej starano się zdefiniować normy moralne, które nie straciłyby na ważności nawet wówczas, gdyby Bóg nie istniał. "Należy więc odwrócić aksjomat oświecenia i powiedzieć: także ten, kto nie potrafi znaleźć drogi akceptacji istnienia Boga, powinien przynajmniej starać się tak żyć i tak ukierunkować swoje życie, jak gdyby Bóg istniał. (...) W ten sposób nikt nie zostałby ograniczony w swej wolności, ale wszystkie nasze sprawy znalazłyby oparcie i kryterium, którego bardzo potrzebują". Kościół i kondycja samych chrześcijan to trzeci wielki temat papieża. Życiem wewnętrznym Kościoła jest nawrócenie: "Zawsze musimy pamiętać, ze Kościół nie jest nasz, ale Jego. Prawdziwa reforma polega na tym, by zanikało w najwyższym stopniu to, co jest "nasze", by lepiej ukazało się to, co jest Jego, Chrystusa". W tym celu nie tyle trzeba reformować struktury, ile samych siebie.

Przyszły papież czuł potrzebę demaskowania pokus, którym lubią ulegać uczniowie Chrystusa, tracąc na swej wiarygodności i skuteczności misyjnej. Obecność katolików w sprawach publicznych jest konieczna, ale posiadanie władzy ziemskiej może być dla Kościoła zgubne. "Państwo Kościelne padło w 1870 roku. I dzięki Bogu, musimy przyznać". Blisko władzy jest bogactwo. "Niestety, w ciągu dziejów zawsze było tak, że Kościół nie był zdolny sam oddalić się od dóbr materialnych, lecz były mu zabierane przez innych, a co w końcu okazywało się dlań zbawienne". WZRASTANIE ZIARENKA GORCZYCY Inną pokusą jest porzucanie Chrystusa, by zmieniać świat po ludzku i siebie samych dostosowywać do płytkich mód. Dla niektórych większy sens ma służba rozwojowi socjalnemu niż głoszenie Ewangelii. "Lecz o jakim pozytywnym rozwoju socjalnym śnimy, jeśli towarzyszy mu analfabetyzm w dziedzinie Boga?". Aby odpowiedzieć na potrzeby człowieka, Kościół potrzebuje świętości. Potrzeba wiary głęboko zakorzenionej w przyjaźni z Chrystusem. Kryzys Kościoła - w ocenie Ratzingera - wynika w dużej mierze z tego, że zajmuje się on zbytnio sobą samym i nie przemawia z dostateczną mocą i radością o Bogu, o Chrystusie. Tymczasem świat jest spragniony nie poznania naszych wewnętrznych problemów, ale przesłania, które powołało Kościół do istnienia: ognia, które Jezus rzucił na ziemię. Toteż trzeba nowego zrywu duchowego, nowej pasji wiary. Dziś - zauważał przyszły papież - jest to szczególnie widoczne w nowych ruchach kościelnych. Dzięki nim widać, że "Duch Święty wciąż jest obecny i objawia Swoją moc". "Katolicyzm [...] posiada dar różnorodności. Mamy zatem religijność "fokolaryńską" czy neokatechumenalną, religijność Schoenstadt, Cursillo, Communione e Liberazione. Tak samo, jak mamy religijność franciszkańską, dominikańską czy benedyktyńską". Benedykt XVI zmierza ścieżką podobną do tej, którą szedł Jan Paweł II: trzeba ponownie ewangelizować nadchodzące pokolenia. "Zasadniczym pytaniem każdego człowieka jest: Jak się stać człowiekiem? Jak nauczyć się sztuki życia? Jaka droga wiedzie do szczęścia? Ewangelizować oznacza pokazać tę drogę". Przypowieść o maleńkim ziarnku gorczycy przeobrażającym się powoli w duże i dojrzałe drzewo - oto w największym skrócie metodologia duszpasterska Josepha Ratzingera. Mimo że był nieraz oskarżany o nadmierny pesymizm w diagnozowaniu rzeczywistości Benedykt XVI zamierza "patrzeć spokojnie w przyszłość, bo jest pewne, że Pan nie porzuci swego Kościoła". KS. ROBERT SKRZYPCZAK, Duszpasterz akademicki z Warszawy, obecnie na studiach w Wenecji