publikacja 07.12.2005 12:07
Benedykt XVI zmierza ścieżką podobną do tej, którą szedł Jan Paweł II: trzeba ponownie ewangelizować nadchodzące pokolenia.
Relatywistyczne podejście zakłada, iż wystarczy przyjąć, że prawda Boża nie ukazała się w pełni w żadnej historycznej religii - w każdej co najwyżej w jakimś stopniu - by ocalić spokojny charakter dialogu między religiami. Jednak Ratzinger stawiał sprawę jasno: "Mówienie o Jezusie jako jedynym i powszechnym pośredniku zbawienia nie oznacza lekceważenia innych religii, ale niezgodę na tezę o niemożności poznania prawdy. To, co prawdziwe i dobre w innych religiach, uznajemy i doceniamy, jak i też nie uchylamy się od krytyki pod własnym adresem. Jedynie nie zgadzamy się z "dogmatem relatywizmu" prowadzącym do myślenia, że obowiązek głoszenia Ewangelii wszystkim ludziom na ziemi już się przedawnił, a misje i wzywanie do nawrócenia należy zastąpić ideologią dialogu". Chrześcijaństwo istnieje "poza" i "ponad" wszelkimi kulturami i tradycjami. W Europie rozwinęło się najszybciej. Europa, mając korzenie zanurzone w Ewangelii, poprzez wieki emanowała jej inspirującą siłą na cały świat. Jednak - jak zauważa Ratzinger - "w tej chwili europejski Zachód stanowi część świata najbardziej przeciwnego chrześcijaństwu". W Europie laicyzm stał się "ideologią" lub też "religią". W tej "religii laicyzmu" liczą się postęp, wiedza i wolność. "Świat nie stał się ani bardziej przyjazny życiu, ani bardziej ludzki dzięki tym ideologiom". Zamiast Boga adorowani są idole, a wśród nich kapitał, żądza posiadania, ambicja. Niesie to - według Ratzingera - ogromne ryzyko. "Jeśli światło odkupieńcze Chrystusa miałoby zagasnąć, mimo całej swej mądrości i technologii, świat popadnie w zgrozę i przygnębienie". Mamy już oznaki nawrotu mrocznych sił - wzrastają kulty satanistyczne. W samych Włoszech na 30 tysięcy księży katolickich przypada 100 tysięcy magów i wróżbitów. ZACHÓD SAM SIEBIE ZNIENAWIDZIŁ Jest to pokusa wyzwolenia się od Boga, by samemu zawładnąć ludźmi, posługując się w tym celu nieznanymi siłami - wyjaśniał kardynał. Wiąże się ona z szukaniem szybkich doświadczeń i natychmiastowych satysfakcji. To kłamstwo na początku wydaje się czymś pięknym i podniecającym, lecz w końcu przechodzi w autodestrukcję. Europa rozwinęła kulturę, która w sposób dotąd ludzkości nieznany wyklucza Boga ze zbiorowej świadomości. Staje się on kimś nieistotnym dla życia publicznego. Za racjonalne w tym sposobie myślenia jest uznawane jedynie to, co się da sprawdzić za pomocą eksperymentu. Moralność przynależy do sfery całkowicie odmiennej, więc zanika: nic samo w sobie nie jest już ani dobre, ani złe. "W Europie rozwinęła się kultura, która stanowi najbardziej radykalne z możliwych przeciwieństwo nie tylko chrześcijaństwa, ale i tradycji religijnych i moralnych ludzkości" - powiada w jednej ze swoich ostatnich wypowiedzi przed konklawe kard. Ratzinger. Kultura ta niesie na sztandarach hasła tolerancji, ale w rzeczywistości absolutyzuje jeden sposób myślenia i życia.
"Prawdziwa sprzeczność cechująca dzisiejszy świat - kontynuuje przyszły papież - to nie ta pomiędzy różnymi tradycjami religijnymi, ale ta pomiędzy całkowitym uniezależnieniem się człowieka od Boga z jednej strony a wielkimi kulturami religijnymi z drugiej. Jeśli dojdzie do zderzenia kultur - przewiduje Ratzinger - nie będzie to zderzenie wielkich religii, lecz zderzenie pomiędzy tą wielką emancypacją człowieka a kulturami historycznymi". "Jeśli dla przykładu małżeństwo i homoseksualizm są uznawane za równoprawne, jeśli ateizm zamienia się w prawo do bluźnienia, zwłaszcza w sztuce, takie fakty są czymś okropnym w oczach muzułmanów - zauważa Ratzinger. - Dlatego też w świecie muzułmanów przeważa wrażenie, że chrześcijaństwo umiera, że Zachód się kończy. Żywią przekonanie, że tylko islam przynosi światło wiary i moralności". Za wzrost fundamentalizmu, według kardynała, odpowiedzialny jest "dziki laicyzm". Groźny jest też fakt, że "Zachód jakby znienawidził siebie sam. W sposób godny uznania odnosi się nieraz do wartości zewnętrznych, ale siebie już nie kocha". TAK JAKBY BÓG ISTNIAŁ Rozumowanie Ratzingera zmierza w jednym kierunku: "potrzeba korzenia, aby przeżyć. Nie możemy stracić Boga z pola widzenia, jeśli chcemy, by godność człowieka nie zanikła. W tej historycznej chwili potrzebujemy ludzi, którzy za pomocą oświeconej i przeżywanej wiary uczyniliby Boga wiarygodnym w tym świecie". Ale w swą wielką wizję ratowania świata nowy papież usiłuje zaangażować także niewierzących. Widzi potrzebę określenia uniwersalnych zasad moralnych, które byłyby zbieżne z prawem naturalnym i normami etyki chrześcijańskiej. W epoce oświeceniowej starano się zdefiniować normy moralne, które nie straciłyby na ważności nawet wówczas, gdyby Bóg nie istniał. "Należy więc odwrócić aksjomat oświecenia i powiedzieć: także ten, kto nie potrafi znaleźć drogi akceptacji istnienia Boga, powinien przynajmniej starać się tak żyć i tak ukierunkować swoje życie, jak gdyby Bóg istniał. (...) W ten sposób nikt nie zostałby ograniczony w swej wolności, ale wszystkie nasze sprawy znalazłyby oparcie i kryterium, którego bardzo potrzebują". Kościół i kondycja samych chrześcijan to trzeci wielki temat papieża. Życiem wewnętrznym Kościoła jest nawrócenie: "Zawsze musimy pamiętać, ze Kościół nie jest nasz, ale Jego. Prawdziwa reforma polega na tym, by zanikało w najwyższym stopniu to, co jest "nasze", by lepiej ukazało się to, co jest Jego, Chrystusa". W tym celu nie tyle trzeba reformować struktury, ile samych siebie.
Przyszły papież czuł potrzebę demaskowania pokus, którym lubią ulegać uczniowie Chrystusa, tracąc na swej wiarygodności i skuteczności misyjnej. Obecność katolików w sprawach publicznych jest konieczna, ale posiadanie władzy ziemskiej może być dla Kościoła zgubne. "Państwo Kościelne padło w 1870 roku. I dzięki Bogu, musimy przyznać". Blisko władzy jest bogactwo. "Niestety, w ciągu dziejów zawsze było tak, że Kościół nie był zdolny sam oddalić się od dóbr materialnych, lecz były mu zabierane przez innych, a co w końcu okazywało się dlań zbawienne". WZRASTANIE ZIARENKA GORCZYCY Inną pokusą jest porzucanie Chrystusa, by zmieniać świat po ludzku i siebie samych dostosowywać do płytkich mód. Dla niektórych większy sens ma służba rozwojowi socjalnemu niż głoszenie Ewangelii. "Lecz o jakim pozytywnym rozwoju socjalnym śnimy, jeśli towarzyszy mu analfabetyzm w dziedzinie Boga?". Aby odpowiedzieć na potrzeby człowieka, Kościół potrzebuje świętości. Potrzeba wiary głęboko zakorzenionej w przyjaźni z Chrystusem. Kryzys Kościoła - w ocenie Ratzingera - wynika w dużej mierze z tego, że zajmuje się on zbytnio sobą samym i nie przemawia z dostateczną mocą i radością o Bogu, o Chrystusie. Tymczasem świat jest spragniony nie poznania naszych wewnętrznych problemów, ale przesłania, które powołało Kościół do istnienia: ognia, które Jezus rzucił na ziemię. Toteż trzeba nowego zrywu duchowego, nowej pasji wiary. Dziś - zauważał przyszły papież - jest to szczególnie widoczne w nowych ruchach kościelnych. Dzięki nim widać, że "Duch Święty wciąż jest obecny i objawia Swoją moc". "Katolicyzm [...] posiada dar różnorodności. Mamy zatem religijność "fokolaryńską" czy neokatechumenalną, religijność Schoenstadt, Cursillo, Communione e Liberazione. Tak samo, jak mamy religijność franciszkańską, dominikańską czy benedyktyńską". Benedykt XVI zmierza ścieżką podobną do tej, którą szedł Jan Paweł II: trzeba ponownie ewangelizować nadchodzące pokolenia. "Zasadniczym pytaniem każdego człowieka jest: Jak się stać człowiekiem? Jak nauczyć się sztuki życia? Jaka droga wiedzie do szczęścia? Ewangelizować oznacza pokazać tę drogę". Przypowieść o maleńkim ziarnku gorczycy przeobrażającym się powoli w duże i dojrzałe drzewo - oto w największym skrócie metodologia duszpasterska Josepha Ratzingera. Mimo że był nieraz oskarżany o nadmierny pesymizm w diagnozowaniu rzeczywistości Benedykt XVI zamierza "patrzeć spokojnie w przyszłość, bo jest pewne, że Pan nie porzuci swego Kościoła". KS. ROBERT SKRZYPCZAK, Duszpasterz akademicki z Warszawy, obecnie na studiach w Wenecji