Wielki i mały człowiek

publikacja 06.05.2006 10:46

O Janie Pawle II, nartach i ekumenii z kard. Stanisławem Nagym rozmawia Roman Tomczak.

Roman Tomczak: Przed laty był Ksiądz Kardynał pracownikiem naukowo-dydaktycznym Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. Kard. Stanisław Nagy: – Rzeczywiście. To była piękna epoka w moim życiu, ze względu na stary Wrocław, a także rozwijający się wydział teologiczny. Ale przede wszystkim ze względu na moich przyjaciół, którzy mnie wtedy do Wrocławia ściągnęli. Dwaj z nich wysuwają się na czoło – ks. rektor Józef Majka i ks. prof. Jan Krucina. – W ubiegłym roku Wasza Eminencja obchodził jubileusz 60-lecia kapłaństwa. Podczas Mszy św. w Łagiewnikach wielokrotnie padały słowa „przyjaciel Papieża”. Eminencja łagodnie, ale stanowczo przeciw nim protestował. – Dziękuję za gratulacje, które przypominają mi ten piękny dzień. A co do „przyjaciela Papieża”... Ja wiem, kto mógłby być przyjacielem Papieża. Choć mimo wszystko to byli, są, zwyczajni ludzie. Podczas gdy Papież był osobowością nieprzeciętną. Nikt nie mógł równać się z jego wymiarem intelektualnym, organizacyjnym, ale przede wszystkim – duchowym. W moim pojęciu przyjaźń zachodzi pomiędzy równymi sobie. On wszystkich nas przerastał. – Kiedy po raz pierwszy Ksiądz Kardynał spotkał Karola Wojtyłę? – Jako słuchacz jego rekolekcji u sióstr felicjanek w Krakowie. Mimo że byłem dłużej księdzem, szedłem tam uczyć się od młodszego księdza, który już wtedy miał opinię wybitnego kaznodziei i wybitnego przyjaciela młodzieży. Było to w latach pięćdziesiątych. Później pracowaliśmy razem na uniwersytecie, on jako docent filozofii, ja – adiunkt teologii fundamentalnej. Po prostu razem dojeżdżaliśmy na uczelnię. – Należał wtedy Wasza Eminencja do tzw. Grupy Narciarskiej, na której czele stał Karol Wojtyła.

– Ja bym tego nie nazwał grupą, choć czasami rzeczywiście to się przeradzało we wspólne narciarstwo. Pamiętam narciarstwo we dwójkę: góry, zima, wielki człowiek i mały człowieczek, który mu towarzyszył. Oczywiście był też sport w grupie, gdzie kardynał był wiodącą osobą i wszyscy mu się podporządkowywali. Bardzo często odłączał się od nas i oddawał swoim myślom na uboczu. – Dlaczego Wasza Eminencja nie pojechał na inaugurację pontyfikatu Jana Pawła II? – Skoro jeszcze przed jego pontyfikatem uważałem się za człowieka niedorastającego do niego, to i wtedy nie śmiałem się z nim spotkać. – Jak na tę nieobecność zareagował Ojciec Święty? – Na temat inauguracji pontyfikatu popełniłem wtedy artykuł na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Kilka dni później otrzymałem list od niego, w którym pisał, że nie wystarczy napisać o papieżu, trzeba zobaczyć go na własne oczy. To była zbyt wyraźna sugestia, abym mógł odmówić przyjazdu (uśmiech). – 6 kwietnia w Legnicy Ksiądz Kardynał wygłosił prelekcję na temat pierwszej encykliki Jana Pawła II „Redemptor hominis”. Na co chciał Wasza Eminencja zwrócić szczególną uwagę słuchaczy? – Przede wszystkim na encyklikę jako taką. Na ten gatunek dokumentów papieskich, które mają swoją wymowę. Była to przecież encyklika inaugurująca papieskie funkcje nauczycielskie Jana Pawła II. Spróbuję także wtajemniczyć słuchaczy w treść tego papieskiego „dokumentu programowego”. Treść niezwykle interesującą, mimo że niełatwą. – Wasza Eminencja zajmuje się także kwestią ekumenii. Jaki, zdaniem Księdza Kardynała, jest najbliższy scenariusz dialogu z Cerkwią prawosławną? – Gdy idzie o dialog teologiczny, mamy do czynienia z paradoksem. Łatwiej nam porozumieć się z Kościołem protestanckim, doktrynalnie odległym, niż z prawosławiem. Z tym prawosławiem, z którym tylko kilka spraw nas różni w aspekcie doktryny, prawdę mówiąc – drugorzędnych. Więc jakie powody zastoju? Możemy ich się domyślać. Teraz wolałbym ich nie dotykać. Jeden z wybitnych znawców tematu, kardynał, na pytanie, co stoi na przeszkodzie temu dialogowi, powiedział: wy, Polacy. Jakiś kompleks Rosjan wobec Polaków. Cerkwi wobec Kościoła. Nie chciałbym teraz rozwijać tego tematu, który ma głębsze korzenie. Chcę go tylko zasygnalizować. Ta sytuacja może jednak ulec zmianie wobec faktu, który musi nas wspólnie przejmować. Laicyzacji współczesnego świata. Rozbici chrześcijanie są w tym kontekście nieporozumieniem.