Zmieniać konstytucję czy nie?

Joanna Kociszewska

publikacja 13.03.2007 17:56

Na temat wprowadzenia do konstytucji zapisu o ochronie życia „od poczęcia do naturalnej śmierci" słyszymy różne opinie, także różne opinie hierarchów Kościoła. Spróbujmy to uporządkować.

Fakt pierwszy: Kościół jasno naucza, że „bezpośrednie i umyślne zabójstwo niewinnej istoty ludzkiej jest zawsze aktem głęboko niemoralnym” (Evangelium vitae). „Nikt i nic nie może dać prawa do zabicia niewinnej istoty ludzkiej, czy jest to embrion czy płód, dziecko czy dorosły, człowiek stary, nieuleczalnie chory czy umierający. Ponadto nikt nie może się domagać, aby popełniono ten akt zabójstwa wobec niego samego lub wobec innej osoby powierzonej jego pieczy, nie może też bezpośrednio ani pośrednio wyrazić na to zgody. Żadna władza nie ma prawa do tego zmuszać, ani na to przyzwalać.” (Kongregacja Nauki Wiary, Iura et bona, 1980) Fakt drugi: Normy moralne nie mogą być ustalane w głosowaniu. Nie głos większości decyduje o tym, co jest dobre, a co złe. Stanowione prawo cywilne powinno być zgodne z prawem moralnym. W przypadku prawa wewnętrznie niesprawiedliwego, jakim jest prawo dopuszczające przerywanie ciąży i eutanazję, nie wolno się nigdy do niego stosować „ani uczestniczyć w kształtowaniu opinii publicznej przychylnej takiemu prawu, ani też okazywać mu poparcia w głosowaniu” - pisał Jan Paweł II w Evangelium vitae (cytat w obrębie cytatu to Deklaracja o przerywaniu ciąży Kongregacji Nauki Wiary z 1974 r.). Fakt trzeci: Jeśli nie jest możliwe całkowite zniesienie ustawy o dopuszczalności przerywania ciąży, a jest możliwe ograniczenie szkodliwości takiej ustawy (na przykład przez zmniejszenie liczby sytuacji, w której jest ono dopuszczalne) działaniem słusznym jest poparcie ustawy bardziej restrykcyjnej, mimo że dopuszcza ona przerywanie ciąży w niektórych przypadkach. Nie może to jednak wynikać ze zgody na zabijanie dzieci nienarodzonych, a jedynie z wyboru mniejszego zła. Na tej zasadzie uchwalono obecną, kompromisową ustawę. Fakt czwarty: Stan prawny w Polsce dopuszcza w niektórych przypadkach zabijanie dzieci nienarodzonych, a zatem nie chroni życia w sposób wystarczający. Problemem w tym wypadku jest nie tyle Konstytucja (użyte w niej stwierdzenie nie wprost, ale obejmuje dzieci nienarodzone), ile ustawa o dopuszczalności aborcji. Zmianę w Konstytucji natomiast niewątpliwie trudniej wprowadzić, a więc i trudniej odwołać. Uściślenie zapisu konstytucyjnego byłoby pewnym zabezpieczeniem przed liberalizacją ustawy o dopuszczalności aborcji i bodźcem do zmiany ustawy w kierunku pełnej ochrony życia.

Tyle tła. Przejdźmy do sytuacji. Obecny stan prawny nie jest ani „dobry”, ani nawet „zadowalający”. Jest stanem wymuszonym okolicznościami i wymaga zmiany. Pytanie brzmi, czy w tej chwili oraz czy zmiana powinna dotyczyć Konstytucji, czy tylko ustawy. Na początek obawa, jaką wyraża wiele osób w kwestii zmiany ustawy. Istnieje ryzyko, że jej dokonanie w tej chwili zmiany ustawy na rzeczywiście zakazującą aborcji spowodowałoby, że aborcja byłaby kartą przetargową przy każdych wyborach parlamentarnych, a ustawa byłaby zmieniana za każdej kadencji sejmu, każdorazowo z awanturą społeczną. Nie jest to obawa płonna. Z drugiej strony - głosy żądające liberalizacji obecnej ustawy nie umilkły. Przy zmianie sytuacji politycznej ustawa może być łatwo zliberalizowana niezależnie, czy obecnie podejmiemy jakiekolwiek działania czy nie. Tutaj mógłby mieć znaczenie precyzyjny zapis w Konstytucji o ochronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Przechodząc zatem do problemu zmian w Konstytucji i zagrożeń z tym związanych. Pytanie pierwsze brzmi - czy jest to zamysł realny? Do zmiany konstytucji potrzeba 2/3 głosów. W tej chwili takiej większości - przynajmniej według szacunków, które ostatnio słyszałam - nie ma. Nie jest powiedziane, że być jej nie może. Drugi problem podniósł abp Gocłowski - kwestia referendum. Konstytucja przewiduje, że w przypadku uchwalenia zmian w niektórych jej rozdziałach - m.in. w rozdziale II, dotyczącym wolności i praw człowieka - posłowie mogą zażądać ogólnonarodowego referendum zatwierdzającego zmianę. Nie referendum dotyczącego dopuszczalności aborcji, ale zatwierdzającego zmianę zapisu konstytucyjnego. Zapewne należy się liczyć z tym, że takie referendum by ogłoszono - do jego rozpisania potrzeba tylko wniosku złożonego przez 94 posłów Czy rzeczywiście nie należałoby w nim głosować ani dopuścić do jego rozpisania? Prawo moralne nie może być ustalane w głosowaniu. To nie ulega wątpliwości. Niemniej prawo cywilne w ten sposób jest ustalane. Jeśli obecne prawo cywilne nie jest zgodne z prawem moralnym, to jedyną szansą jego zmiany jest właśnie głosowanie. Posłów w sejmie, a jeśli sytuacja prawna tego wymaga, być może także obywateli w referendum. W mojej ocenie zatem takie głosowanie nie byłoby w żadnej mierze próbą ustalania norm. Nie chodzi o próbę zmiany prawa na bardziej niezgodne z prawem moralnym z uzasadnieniem „bo tak chce większość”, jak to było ostatnio w Portugalii. Cel i sens tego głosowania wydaje mi się inny. Choć oczywiście wynik referendum w przypadku odrzucenia poprawki zostałby wykorzystany w celach propagandowych jako głosowanie „za aborcją”, niezależnie od intencji głosujących. Co się stanie, jeśli zmiana Konstytucji w głosowaniu przepadnie? Na pewno może wzrosnąć aktywność środowisk proaborcyjnych, obawiających się niekorzystnych dla siebie zmian. Należy chyba przyjąć, że samo poruszenie tematu już zadziałało jak ostrzeżenie, a przegrana zostanie wykorzystana w celach promocyjnych. Osobiście obawiam się, że odstąpienie od zmian na obecnym etapie również. Jak należy postąpić? Rozważając tę kwestię warto chyba również zastanowić się, czy my się zbyt nie boimy? Czy nie jest tak, że z góry zakładamy „to się nie uda”? Z takim założeniem nie uda się nam prawie na pewno...