Nie jestem pokorną owcą

publikacja 23.04.2007 16:54

Wywiad z Szymonem Hołownią, publicystą, laureatem szóstej edycji nagrody ŚLAD im. bp. Jana Chrapka.

KS. ARTUR STOPKA: Masz 30 lat i już jesteś jednym z głównych ekspertów od Kościoła w polskich mediach. Nie za wcześnie się dałeś zaszufladkować? SZYMON HOŁOWNIA: - To nie takie proste. Z jednej strony – owszem, z rozkoszą dałem się zaszufladkować jeśli idzie o to o czym mówię - Kościół, wiara to rzeczywistość, która jest mi najbliższa i cieszę się, że mogę o tym mówić i pisać, że komuś to jest przydatne. Z drugiej strony – staję na głowie i rękach by nie dać się zaszufladkować formalnie, dlatego nie pracuję w mediach konfesyjnych, staram się być w mediach świeckich. Dlaczego? Bo mam wrażenie, że tam w działce którą się zajmuję jest znacznie więcej do zrobienia, mogę dotrzeć do ludzi, do których inaczej nigdy bym nie dotarł. KS. ARTUR STOPKA: Media katolickie to Twoim zdaniem cos gorszego? SZYMON HOŁOWNIA: - Nie, ale coś zupełnie innego i coś, co moim zdaniem wymaga pewnej reformy, dlatego że z różnych powodów się zamykają w niszy. Są pozytywne przykłady przełamywania tego, tak jak to robi „Gość Niedzielny”, ale bywa że wygląda to inaczej, że media katolickie ze wszystkich sił próbują się obudować, ukryć, schować, a są przecież miastem położonym na górze. Jest mnóstwo ludzi, którzy czekają na sensowne, dobrze opowiedziane rzeczy o Kościele. Moim zdaniem podział na media katolickie i niekatolickie tak naprawdę nie ma sensu, bo odbiorca nie myśli w tych kategoriach. Dla niego albo coś jest ciekawe albo nieciekawe. KS. ARTUR STOPKA: O czym tak naprawdę piszesz: o Kościele, o Bogu, o wierze? SZYMON HOŁOWNIA: - Najpierw koncentrowałem się na pisaniu o instytucjonalnym Kościele. Uważałem, że jest tu sporo do pokazania i wyjaśnienia. Publicystyka okołokościelna coraz częściej skręca jednak ku sprawom bieżącym – ekscytuje się zmianami kadrowymi, dłubie wyłącznie w historii. To wszystko jest ważne, ale to jest czubek góry lodowej. Gdy wszyscy przybiegli w te rejony, ja znów postanowiłem uciec tam gdzie mało kto się zapuszcza. Przeorientowałem swoje zainteresowania i pozostając dziennikarzem próbuję pisać o samym „rdzeniu”, o relacji człowieka z Bogiem, z człowiekiem, problemach moralnych. Moja druga książka, która się niebawem ukaże, jest całości poświęcona refleksji nad wiarą, jest próbą odpowiedzi na nawet najgłupsze pytania dotyczące nie Kościoła, ale tego, w co wierzymy.

KS. ARTUR STOPKA: Dlaczego o lustracji w Kościele mówisz inaczej niż np. Tomasz Terlikowski? SZYMON HOŁOWNIA: - Nie dam się wpuścić w takie opozycje. Szanuję Tomka, choć z nim się nie zgadzam. Tomek tak czuje Kościół, ja inaczej – każdy może sam wybrać, kogo będzie słuchał. Jeśli idzie o mnie - mam najgłębsze przekonanie, że dla chrześcijanina lustracja nie kończy się w momencie otwarcia teczki. Ona się w tym momencie zaczyna. Mam wrażenie, że w Polskich mediach mamy często do czynienia z uleganiem „histerii newsa”. Wyciągamy teczki, nazwiska, jesteśmy podnieceni, publikujemy to i uważamy, że sprawa załatwiona. Dla mnie dopiero w tym momencie temat się zaczyna, bo rozmawiamy o człowieku, o pęknięciu, które w nim jest i rozmawiamy z nadzieją, że ten człowiek, który robił różne niefajne rzeczy może teraz pojednać się ze wszystkimi, może zacząć nowe życie. Tu się może stać coś dobrego. Oczywiście lustrację trzeba przeprowadzić, ale po chrześcijańsku, tak, żeby człowiek, który ma coś na sumieniu nie bał się do tego przyznać, nie można wymagać od kogoś by się przyznał do błędów gdy za plecami ma nagonkę. Można pokazać jak przebaczać grzesznikom podczas „mszy pojednania” w zakonie czy parafii. To może być lekcja, którą Kościół może dać, jak się powinno z grzesznikiem postępować. Do tej pory mówiono, że Kościół się boi lustracji. A co się stało, gdy lustracja dotknęła innych środowisk? W Kościele mamy ten przywilej, że możemy pokazać, że na tym się świat nie kończy. KS. ARTUR STOPKA: Dlaczego Kościół w Polsce nie ma tzw. dobrej prasy? SZYMON HOŁOWNIA: - Po pierwsze jest bardzo ograniczona grupa ludzi, którzy są w stanie o Kościele w mediach mówić. Można ich policzyć na palcach trzech rąk. To za mało, aby dobrze prezentować Kościół. Po drugie nasze społeczeństwo co prawda deklaruje się jako katolickie i wierzące, ale jest również trochę antyklerykalne, a momentami antykościelne. Na pewne rzeczy związane z kościołem reaguje alergicznie. A jak ktoś ma alergię, to nie idzie się do niego z młotkiem, tylko zaczyna proces odczulania, który zwykle jest długi i polega na podawaniu małych dawek. Kolejna sprawa to brak języka, którym się o Kościele mówi. Mówi się o nim albo w językiem sensacji, zaglądania księżom pod sutanny i gonienia agentów albo mówi się językiem ściśle konfesyjnym, które nawet ja czasami nie rozumiem. Nie ma takiego „środkowego”, normalnego języka mówienia o Kościele, dlatego próbuję go stworzyć. KS. ARTUR STOPKA: Ważne jest chyba również kto mówi o Kościele w mediach, jakie ma poglądy i w jakiej jest relacji z Kościołem?

SZYMON HOŁOWNIA: - Zwłaszcza w okresie sporu o lustrację wyraźnie było widać, że mamy nowy fenomen na polskiej scenie publicznej - wytworzyła się prawica laicka. Do tej pory wydawało się, że wszyscy, którzy mają prawicowy światopogląd w sferze politycznej, są - lub powinni być - jakoś z Kościołem związani. Otóż okazuje się, że nie. Że teraz można być konserwatywnym w warstwie spraw społecznych, prawicowcem politycznym i krytykować Kościół z zewnątrz. Kolejna rzecz – mówiłem o niej wcześniej – Kościół nie będzie miał dobrej prasy, dopóki nie nauczy się z prasą komunikować. Zwłaszcza w ostatnich miesiącach widać że próbuje, przy okazji ostatnich kryzysów z cienia wyszło wielu ciekawych ludzi, którzy pokazują że polski Kościół ma wiele twarzy i nie na wszystkich z nich maluje się lęk przed światem. Da Bóg że będzie się ich pokazywać więcej. W polskich mediach jest wielki deficyt tzw. normalnych księży, którzy jasno zwięźle i bez pompy są w stanie odpowiadać na wątpliwości zgłaszane przez dziennikarzy. Tu jest do zrobienia bardzo wiele, o tym się powinno myśleć już w seminariach. KS. ARTUR STOPKA: To jakoś wpłynie na przyszłość Kościoła w Polsce? SZYMON HOŁOWNIA: - Jestem przekonany, że Kościół w Polsce się zmniejszy w najbliższych latach. Jest tylko pytanie, co możemy zrobić, aby się zmniejszył jak najmniej. KS. ARTUR STOPKA: To jest według Ciebie główny problem Kościoła w Polsce w tej chwili? SZYMON HOŁOWNIA: - Tak. Kościół w Polsce musi się zdefiniować wobec różnych sytuacji, które w tym kraju mają lub będą miały miejsce. Musi się zastanowić, co zrobić, aby ci, którzy w nim zostaną, byli w stanie „zarażać” wiarą. Badania socjologiczne nad religijnością w Polsce są przerażające i potwierdzają to co mówię o odpływaniu ludzi z Kościoła. Kiedyś decyzja o odejściu z Kościoła była bardzo bolesna, była to decyzja podejmowana „z hukiem”, którą się podejmowało w proteście przeciwko czemuś. Teraz ta decyzja się zmienia w powolne odpływanie. Ludzie przenoszą się na coraz dalsze orbity w Kościele, aż w pewnym momencie wypadają z naszego kościelnego „układu słonecznego”. KS. ARTUR STOPKA: Ale przecież mamy wciąż pełne kościoły... SZYMON HOŁOWNIA: - Tak, tylko ilu ludzi się w tych Kościołach mieści? Zawsze gdy ktoś mi opowiada np. o Kościołach pełnych młodzieży, proponuję mu by przemnożył sobie średnią frekwencję na mszy młodzieżowej przez liczbę świątyń gdzie takie msze są i porównał z liczbą ludności. Wyjdzie mu 10 proc., może 15. Gdzie są pozostali? Często można usłyszeć w odpowiedzi na takie ostrzeżenia, że to tylko takie publicystyczne gadanie, że w kościołach starsze panie odmawiają różaniec, że wiara trwa w prostym ludzie. Tylko za dwadzieścia, trzydzieści lat tych starszych pań już nie będzie, a ja nie widzę w moim pokoleniu kandydatur, żeby ktoś je zastąpił.

I w następnych pokoleniach też tych kandydatur raczej nie będzie. Wciąż mamy w Kościele w Polsce nutkę triumfalizmu, ale to niebezpieczeństwo wychodzi na każdym kroku. Wystarczy prześledzić postawy wierzących Polaków wobec aborcji, eutanazji, wobec etyki seksualnej Kościoła. To jest dramat. Dla coraz większej liczby ludzi obowiązujące jest zasada „wiara wiarą, ale życie to moja sprawa”. Kościoła w Polsce naprawdę za trzysta lat może nie być, zniknięcie Kościoła lokalnego zdarzało się przecież w historii. Nie możemy myśleć: mieliśmy prymasa Tysiąclecia, mamy Matkę Boską Częstochowską, jakoś to będzie. Nie będzie. Kościół to jest odpowiedzialność. Skarb który musimy przenieść przez kryzysy. KS. ARTUR STOPKA: A Ty miałeś w życiu jakieś kryzysy wiary? SZYMON HOŁOWNIA: - Od najmłodszych lat koledzy ze mnie żartowali, że będąc niemowlęciem w piątki odmawiałem pokarmu matki, a mając roczek sam w niedzielę pchałem wózek do kościoła. Mówić poważnie, to od dziecka byłem pod bardzo silnym wpływem mojego proboszcza, cudownego księdza. Byłem ministrantem potem animatorem tego ruchu, strasznie to wszystko przeżywałem, a w pewnym momencie życia doszedłem do wniosku, że muszę być księdzem. Poszedłem do zakonu dominikanów. Później z niego wyszedłem i to postawiło parę rzeczy w moim życiu pod znakiem zapytania. Rzuciłem się w wir życia, robienia kariery, robienia różnych ciekawych rzeczy, wchodzenia w „ciekawe” relacje z ludźmi, czyli zająłem się wszystkim tym, co jest potrzebne, aby się stoczyć. Ale oczywiście nie robię z tego „męczeństwa”, nie leżałem pod mostem zaćpany narkotykami, nie doznałem olśnienia, nikt mnie z tego nie wyciągnął, tylko generalnie to życie było dość niefajne. No i po pewnym czasie, pod wpływem rozmów z wieloma ludźmi Kościoła zdecydowałem się wstąpić do dominikanów drugi raz. Jak się okazało, też po to, aby z niego odejść po kilku miesiącach, ale już jako inny człowiek. Przeżyłem tam „pralkę” duchową, psychiczną i fizyczną. Odkryłem, że to co mi się wydaje nie jest tom, co jest. I wtedy dopiero tak naprawdę zacząłem szukać wiary w Boga, polegającej na spotkaniu z Osobą, która ma uczucia, która tęsknić, z która mogę się spierać, czasem kłócić, ale przede wszystkim łączy mnie z nią relacja oparta na wzajemnej miłości. I tej wiary nadal szukam. KS. ARTUR STOPKA: Znalazłeś swoje miejsce w Kościele? SZYMON HOŁOWNIA: - Od zawsze chciałem robić rzeczy najważniejsze. Dlatego miedzy innymi próbowałem zostać księdzem. Dlatego pracowałem z ludźmi umierającymi w reanimacji. A później odkryłem, że chyba mam pomagać ludziom odkrywać ich rzeczy najważniejsze. Mam być kimś, kto stoi przed kościołem i do wejścia do niego zachęcał, o nim mówił, żebym przekonywał, że w tym Kościele nie jest tak źle, jak o tym mówią. Moim zadaniem jest pisanie o Panu Bogu. To jest moje powołanie. KS. ARTUR STOPKA: Nie czujesz się w Kościele mniej ważny przez to, że nie jesteś księdzem? SZYMON HOŁOWNIA: - Nie. Mam swoją robotę do wykonania. I nie jestem pokorną owcą, która stoi w Kościele i wydaje smutne dźwięki. Potrafię powiedzieć księdzu - czasem bardzo ostro - co myślę, na jakiś temat. Ale potrafię też pójść do księdza i zaproponować mu współpracę. Potrafię też zgodzić się na współpracę, którą mi ksiądz zaproponuje. Każdy ma swoje pole do obrobienia. Ksiądz ma i ja mam. Ja bez niego bym sobie nie poradził, ale on beze mnie też nie. Nie mam żadnych kompleksów wobec stanu duchownego. Ale też uważam, że powinniśmy się bardziej o ten stan troszczyć w Kościele, bo to są nie tylko wdzięczne obiekty dziennikarskich śledztw, ale też ludzie, którzy czasem mają bardzo trudną pracę, strasznie trudne życie.