Placebo - rozczarowanie czy nadzieja

Ks. dr Mariusz A. Roszewski

publikacja 29.08.2007 19:23

W ostatnim czasie jedna z opiniotwórczych polskich gazet rozpisywała się nad dobrodziejstwem efektu placebo. Pisała o jego niezwykłym fenomenie, który powoduje, że człowiek biorący lekarstwo, może odczuć poprawę swego zdrowia - nawet, gdy farmaceutyk tak naprawdę jest substancją obojętną.

Wystarczy bowiem, zdaniem autora artykułu, powołującego się na wyniki badań naukowców amerykańskich z Uniwersytetu w Michigan w Stanach Zjednoczonych, że „lekarstwo“ zostanie podane na przykład w formie zastrzyku zawierającego jedynie roztwór soli fizjologicznej, aby przestać odczuwać ból. Pojawia się jednak pytanie natury etycznej: czy powinno się stosować placebo w codziennym postępowaniu lekarskim? We współczesnej medycynie pojęcie „placebo“ ma dwa zasadniczo różne znaczenia, w zależności od kontekstu, w jakim występuje. Inaczej rozumiane jest ono w kontekście terapeutycznym, a inaczej w kontekście badawczym. Dlatego próbując zdefiniować, czym jest „placebo” należy odwołać się do bardzo istotnych pojęć, w których jest ono niejako uwikłane, a mianowicie: pojęcia pacjenta, pojęcia działania leczniczego, pojęcia metody leczenia. Jak wiadomo współczesna medycyna przyjmuje tzw. kartezjański model człowieka. Według niego człowiek stanowi pewien szczególny rodzaj bytu, który składa się z „ciała” i „umysłu”. Jeśli wszystkie funkcje organiczne przebiegają w granicach normy, człowiek jest zdrowy. Jeśli dochodzi do zaburzenia jakiejś funkcji lub uszkodzenia organizmu, pojawia się choroba, ból i cierpienie. W takiej sytuacji wymagane jest postawienie „diagnozy”, która polega na ustaleniu przyczyny lub przyczyn oraz natury dysfunkcji, a następnie podjęcie właściwego „leczenia”, które sprowadza się bądź do przepisania odpowiedniego leku, bądź zaleceniu odpowiedniego stylu życia. Wszystko to po to, aby przywrócić ciału utraconą sprawność funkcjonalną. Jedynym słowem celem działania leczniczego jest w pełni świadome dążenie do zmiany stanu ciała – ze stanu chorobowego w kierunku zdrowia. Wiadomo również, że wszelkie zmiany stanu zdrowia, jakie zachodzą w człowieku mają na ogół podłoże somatyczne, gdzie podjęta metoda postępowania (np. usunięcie wyrostka robaczkowego) albo lek (w przypadku np. depresji) programowo zmieniają stan ciała. Jeśli natomiast w procesie terapeutycznym lekarz świadomie próbuje oddziaływać przede wszystkim na sferę psychiczną pacjenta, mówi się wtedy o działaniu placebo – czyli działaniu na umysł i wyobraźnię pacjenta. A ponieważ – jak to podkreśla etyk prof. Zbigniew Szawarski – człowiek stanowi pewną jedność psychofizyczną „nie jest wykluczone, że działanie na umysł, emocje i wyobraźnię pacjenta może mieć korzystny efekt terapeutyczny” (Z. Szawarski, Mądrość i sztuka leczenia, Gdańsk 2005, s.88).

Istnieje równiez znaczna grupa wybitnych lekarzy – ludzi nauki, którzy nie mają wątpliwości, że tak właśnie jest, czemu dają wyraz w licznych publikacjach, np. prof. Gordon Claridge uważa, że istnieją cztery czynniki, które determinują całkowity skutek działania leku – są to: „właściwości samego leku, właściwości odbiorcy leku, właściwości osoby przepisującej lub dostarczającej lek, miejsce, w którym przepisuje się lub podaje lek” (G. Claridge, Drugs and Human Behaviour, Allen Lane, London 1970). Z kolei prof. Cecil Helman ów obraz przedstawiony w skali „mikro” przez prof. Gordona Claridge’a, rozszerzył o kolejne czynniki takie, jak: sytuację społeczną, kulturową, ekonomiczną i polityczną – nadając terapii wymiar „makro”. Był on bowiem przekonany, że: „inaczej wygląda na przykład sytuacja pacjenta i lekarza w społeczeństwie biednym, w którym system opieki zdrowotnej jest scentralizowany, a inaczej w społeczeństwie bogatym, gdzie medycyna jest w większości prywatna” (C.G. Helman, Culture, Health and Illness, 3rd ed. Butterworth, Heinemann, Oxford 1996, s.196). Przywołany już prof. Cecil Helman charakteryzuje efekt placebo, jako: „całkowity efekt działania leku, jednakże z wyłączeniem obecności leku” (C.G. Helman, 196). Ważne jest to, jak wygląda i jak nazywa się lek, kto go przepisuje, jakie właściwości i dyspozycje ma pacjent, w jakiej znajduje się sytuacji psychologicznej, społecznej i ekonomicznej. Ów Profesor dokonał pewnej modyfikacji dotychczas rozumianego „placebo”. Pozwolił bowiem uwzględnić jego działanie także wtedy, gdy nie sprowadza się ono jedynie do pozafarmaceutycznego działania, lecz stanowi konkretną metodę leczenia, która rzeczywiście przynosi pożądane efekty terapeutyczne. Pojawia się jednak, postawione już na samym poczatku niniejszej dysertacji, pytanie natury etycznej: czy powinno się stosować placebo w codziennym postępowaniu lekarskim? Oceniane w kategoriach moralnych placebo jest po prostu kłamstwem, jednakże jak uważa profesor Grünbaum: „kłamstwem, które leczy” (H. Brody, The Lie That Heals: the Ethics of Giving Placebos, w: „Annals of Internal Medicine”, nr 97(1982), s.112). Fakt, że stosując placebo często uzyskuje się pozytywne rezultaty, unikając przy tym toksycznych działań silnych leków, ma być, zdaniem zwolenników stosowanej metody, decydującą racją na rzecz jego akceptacji moralnej. Nie jest to jednak „dobry” argument i to z punktu samej konsekwencji dla profesji lekarskiej – jest to po prostu praktyka moralnie zła. Bowiem skuteczność procesu leczenia opiera się przede wszystkim na zaufaniu. Kłamstwo nie może być środkiem czynienia dobra i nawet tzw. „niewinne kłamstwa”, w pewnym momencie przekraczają granice, poza którymi jest tylko totalny brak zaufania pacjenta wobec lekarza i przyjętych przez niego środków leczniczych. Najistotniejszy bowiem dla efektów leczenia jest wzajemny między lekarzem a pacjentem szacunek i zaufanie, głęboka wiara w sens podejmowanych działań i nadzieja na pomyślne rozwiązanie trapiących pacjenta problemów natury zdrowotnej. Nie może być zatem w tych relacjach i oczekiwaniach mowy ani miejsca na najmniejsze nawet „oszustwa” w imię jakiegoś tam bliżej nieokreślonego „dobra”.