Jesteśmy Europejczykami

Jacek Staszczuk

publikacja 13.01.2008 07:15

Stoję na stanowisku, że potrzebujemy nowej ewangelizacji, konieczne staje się ponowne głoszenie kerygmatu, ponieważ w chwili obecnej przeżywamy kryzys, który - jeżeli chcemy pokonać - wymaga od nas rewizji naszego życia.

Bycie europejczykiem postrzegane jest jako coś pozytywnego. Europa kojarzy się z rozwojem gospodarczym, naukowym, czy ustrojowym – wydawać by się mogło, że europejskie systemy demokratyczne są najlepszym rozwiązaniem, jakie można wprowadzić w niepodległych państwach z pełna swobodą obywatelską. Odrzucając nasze polskie narzekanie musimy przyznać, że gdzieś tam w środku nas samych czujemy, że nasze życie jest stabilne i bezpieczne min. właśnie z tego względu, że żyjemy w Europie. Wydawać by się, więc mogło, że sposób, w jaki żyje Europa powinien być stawiany, jako wzór dla innych do naśladowania. Tak też się dzieje, bowiem państwa europejskie (w tym Polska) jak i sama Unia aspirują do roli drogowskazu dla innych, do roli przewodnika. Ciągle słyszymy o różnego rodzaju delegacjach ekspertów, obserwatorów, czy też mediatorów, którzy udają się do innych mniej rozwiniętych krajów w celu podpowiadania i doradzania, co robić by było tam lepiej, by pomóc im zbliżyć się do tego jak żyje Europa. Ostatnio mówi się o takiej delegacji obserwatorów wysłanych do Indii w celu obserwowania odroczonych po zamordowaniu Pani Bhutto wyborów. Priorytetem dla Unii jak i niezrzeszonych w niej państw, które jednak starają się podążać wyznaczonym przez nią kierunkiem jest człowiek. Wolność osoby ludzkiej, wolność wyboru itd. Można by rzec, że dobro ludzkie jest fundamentem życia Europy. Jednak o granicach tej wolności, jej pojęciu i stosowaniu decyduje grupa reprezentantów ludu, a co by nie mówić – człowiek ułomny jest. Święty Paweł napisał, że wszystko nam wolno, ale nie wszytko jest dobre, że wszystko nam wolno, ale mamy szukać także korzyści dla bliźniego (por. 1Kor 6,12; 10,23). Kto by się jednak przejmował słowami tego Świętego, w końcu (i tu, co niektórych zadziwię) Europa nie jest już centrum chrześcijańskiego świata. Europa staje się laicka. Obawiam się, że to, z czego się chlubimy jednocześnie powoduje laicyzację naszego życia, pozbawia nas ducha i sprowadza nasze postrzeganie życia do twierdzenia, że mam nam być dobrze, mamy mieć jak najwięcej pieniędzy, by móc kupić jak najwięcej różnych dóbr, a także do tego, że nikomu nie wolno się wtrącać do naszej wolności. Czy to dobrze, czy źle? Dla mnie życie bez Boga jest czymś niewyobrażalnym, więc dla mnie to źle. Przyjrzyjmy się trochę dokładniej tej naszej Europie, na razie bez spojrzenia na Polskę – nią zajmiemy się na samym końcu.

Anglia – kraj o wielkiej tradycji, planuje się tam jednak wprowadzenie obowiązku, by biskupi tłumaczyli się państwu ze swoich zamierzeń, które mają być zgodne z polityką państwa. Kościoły anglikańskie kłócą się wewnątrz swoich struktur zamierzając zalegalizować związki homoseksualne. W Hiszpanii socjalistyczny rząd Premiera Zapatero przeciwstawił się Kościołowi uznając, że ten wtrąca się w nieswoje sprawy (sic!). Tak otwarty konflikt pomiędzy rządem a Kościołem nie miał tam miejsca od trzydziestu lat. W kraju tym wybuchła ostatnio afera aborcyjna i cały świat obiegły informacje o usuwaniu ciąży nawet w szóstym miesiącu. Szokujące były fakty, że ludzkie szczątki z takich zabiegów trafiały bezpośrednio do koszy na śmieci bądź (te mniejsze) spłukiwane były bezpośrednio do kanałów. We Włoszech rząd Premiera Romano Prodiego miota się pomiędzy swymi obietnicami wyborczymi – przyznania większych swobód homoseksualistom a faktem tego, że na ich terenie znajduje się siedziba głowy Kościoła Katolickiego. Ostatnio ciekawa sytuacja rozgrywa się w Neapolu. W tym włoskim mieście zamknięto kilka przeładowanych składowisk na odpady, a mająca swe wpływy w gospodarce odpadami mafia włoska walczy o przejęcie jak największej kontroli nad tą działalnością. Doprowadziło to do tego, że na ulicach miasta zalega ok. 100 tys. ton odpadów, a nad miastem unosi się odór i to gdzie, w cywilizowanym kraju? Czy za tymi wszystkimi sprawami nie stoi „wolny człowiek”? Spójrzmy dalej – Francja. Do tej pory mam przed oczyma dantejskie sceny z przedmieścia Paryża gdzie młodzi emigranci walczyli z policją a nikt dokładnie nie potrafił podać przyczyny tej bezsensownej wojny. W końcu jakiś socjolog powiedział, że to wina braku integracji z francuzami - emigrantów z Afryki. Płonęły tam samochody, domy i sklepy. Dlaczego tak rozwinięty kraj nie potrafił temu zapobiec? Dalej – Węgry pogrążone w rządowym kryzysie, Belgia, której grozi rozłam pomiędzy bogatą północą a biednym południem. Sytuacja Kosowa żądającego niepodległości. Także nasz sąsiad Niemcy szczycące się wysokim rozwojem gospodarczym, a niepotrafiący wciąż poradzić sobie z integracją dawnego NRD z RFN-em, oraz z rosnącą liczbą imigrantów z Bliskiego Wschodu – głównie muzułmanów. W Niemczech wielu młodych bezrobotnych – w ogóle bez chęci podjęcia jakiejkolwiek pracy, ponownie reaktywuje ruch faszystowski, a Erika Steinbach sprawę „wypędzonych” stawia wyżej od tego kto rozpętał II Wojnę Światową i doprowadził do tak wielu ofiar. Czy nadal Europa wygląda tak pięknie?

Zajrzyjmy teraz do Polski. Wydawać by się mogło, że nadal jesteśmy jak za czasów Sobieskiego obrońcą moralności i poprawności myślenia Europy. Jako naród dumny, przywiązany do tradycji, któremu sekularyzacja nawet nie w głowie, można by rzec, że jesteśmy mocarzem – kolosem tylko, że na glinianych nogach - można to zauważyć obserwując nasze życie. Słuchając polityków, publicystów czy też wsłuchując się (nie podsłuchując) w rozmowy prowadzone w kolejce do lady sklepu. W takich rozmowach porusza się różne sprawy, poczynając od tych błahych na bardzo ważnych kończąc. Trudno tutaj nie odnieść wrażenia, że na wszystko mamy swoje zdanie, którego jesteśmy w stanie bronić do upadłego. Pod płaszczykiem głoszonej wolności tworzymy różne ideologie, które mają na celu sprawić by żyło nam się lepiej i łatwiej (jednak tylko we własnym mniemaniu). Konsekwencje tego są różne i często są powiązane z pozycją społeczną, jaką zajmujemy i czego te „nasze prawdy” dotyczą. Takie zachowanie niesie za sobą zupełnie inne skutki dla tego, kto się tak zachowuje w swoim życiu rodzinnym, a są nimi najczęściej podział i skłócenie członków rodziny. Zupełnie zaś inny dla młodego człowieka, który w ten sposób zachowuje się na uczelni, wówczas powstanie albo klub wzajemnej adoracji, albo ktoś taki zostanie zepchnięty na towarzyski margines. Jeszcze zaś inne konsekwencje niesie za sobą takie zachowanie u człowieka będącego politykiem mającym wpływ na życie wielu ludzi. Opisywana tutaj postawa nie towarzyszy nam na każdym kroku, lecz pojawia się w momencie, gdy jakiś temat trafia na pierwsze strony gazet i jest w centrum zainteresowania całego społeczeństwa. Wówczas i my wielokrotnie pod wpływem rożnych impulsów wypowiadamy się w tym temacie, niestety wielokrotnie wykorzystując argumenty, których nie powinno się przypisywać katolikom. Innym momentem stanowiącym impuls do takiego zachowania stają się nasze codzienne małe wybory moralne dotyczące pomocy temu czy innemu człowiekowi, czy też rezygnacji z pewnych rzeczy (takich sytuacji jest wiele i można je mnożyć). Piszę to wszystko, chodzi mi bowiem o to, że w ostatnim czasie bardzo łatwo jest nam uchylić prawo Boże, a ustanawiać w to miejsce prawo ludzkie (wygodne dla mnie). W ogóle można by napisać, że ostatnio Polacy bardzo łatwo przeciwstawiają się wierze, którą wyznają - niestety wielokrotnie nieświadomie, co jedynie potwierdza fakt, że nasza wiara jest wiarą, której nie rozumiemy i nie potrafimy wcielić w swoje życie. Głośno ostatnio o legalizacji związków homoseksualnych także w naszym kraju, co jest pokłosiem zwycięstwa w ostatnich wyborach liberalnej partii, za jaką uważa się PO. Wielu katolików aprobuje ten pomysł tłumacząc, że w końcu jesteśmy wolni i każdy niech robi, na co ma ochotę, lub też, że nie będziemy przecież sobie do sypialni zaglądać.

Nie wiem, co jest tego przyczyną, może wstyd przyznania się, że należę do Kościoła i żyję według uznanych przez niego zasad, zwłaszcza teraz, gdy Kościół ogłoszony został przez pewnych specjalistów, jako instytucja archaiczna i konserwatywna, która nie jest na tzw. topie. Inną przyczyną takiego sposobu myślenia może być właśnie opisany wyżej problem ze zrozumieniem własnej wiary, bo przecież akceptując legalizację związków homoseksualnych przeciwstawiamy się Bogu, który stworzył nas kobietą i mężczyzną. O innej relacji nie może być mowy, mężczyzną i kobietą stworzył ich i myśląc inaczej nie odrzucamy ludzkiej ideologii, która może być błędna, ale przeciwstawiamy się Bogu – Stwórcy nas samych, temu Bogu, do którego się przyznajemy i w którego wierzymy. Sprawy takie jak ta są poważne i możemy do nich zaliczyć popularne ostatnio tematy aborcji i eutanazji, a także zapłodnienia in vitro. W naszym codziennym życiu przyjmujemy takie same postawy jak opisane wyżej względem naszych „małych” decyzji, jednak ich skutek jest taki sam – przeciwstawiamy się przez nie Bogu. Są to sprawy małych kłamstewek, niewinnych flirtów, wynoszenia z pracy rzeczy, które nie należą do nas, czy też małych oszustw na kasie w sklepie – przykładów takich możemy mnożyć wiele. Pan jednak powiedział, że kto w małym będzie odpowiedzialny – wielkie sprawy będą mu powierzone, a kto w małym nie potrafi być uczciwy to, kto mu wielkie powierzy? Poprzez takie zachowanie przeciwstawiamy się Kościołowi, który tworzymy, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Stoję na stanowisku, że potrzebujemy nowej ewangelizacji, konieczne staje się ponowne głoszenie kerygmatu, ponieważ w chwili obecnej przeżywamy kryzys, który – jeżeli chcemy pokonać – wymaga od nas rewizji naszego życia. Dotyczy to także duchowieństwa. Daleki jestem od dawania rad komukolwiek, jednak uważam, że przyjęta przez Episkopat postawa wyczekiwania nie może nic dobrego przynieść. Duchowni – pasterze owiec – powinni dać właściwy przykład zwłaszcza wobec sprawy lustracji. Gdy to się nie zmieni, będziemy tworzyć Kościół jedynie formalnie, co sprowadzać się będzie do konieczności udania się w niedziele na Eucharystię. Przykładem do naśladowania powinien być tutaj sam Papież, który bez ogródek wskazał, że w Kościele istnieje problem pedofilii wzywając wiernych do nieustającej modlitwy, która ma sprawić by Kościół stał się wolny od tego zła. W ostatnim czasie, co może być niejakim paradoksem do głoszonej wolności i hedonistycznego sposobu życia – na całym świecie, także u nas w Polsce, widoczne staje się poszukiwanie przez coraz większą liczbę ludzi – Boga. Ludzie poszukują czegoś (Kogoś), co nada ich życiu sensu sprawi, że stanie się ono głębokie i zamiast trafić do Źródła Wody Żywej, jakim jest Chrystus udają się w inne nieznane miejsca gubiąc się w przeróżnych sektach, czy też stając się wyznawcami Buddy lub Allacha. Spowodowane jest to tym, że patrząc na nas nie potrafią dostrzec życia będącego obrazem wiary w Zmartwychwstałego Pana. Dostrzegają jedynie jakąś formę tradycji wyrażoną w powierzchownym rytualizmie. Jakże właściwy czas wybrał Benedykt XVI albo raczej Duch Święty by napisać encyklikę o nadziei. Warto ją przeczytać by pokrzepić w sobie nadzieję, iż jesteśmy w stanie się zmienić. Nadzieję, która powinna być wyrażona w głębokiej wewnętrznej modlitwie.