„Scenariusz" na rodzinne (nie)szczęście

ks. dr Mariusz A. Roszewski [1]

publikacja 01.04.2008 15:38

Nie tylko brak odpowiedzialności w sferze seksualności, ale również i kaprys potrafi skierować dorosłego człowieka w stronę ekseperymentów genetycznych.

Trend późnego macierzyństwa przybył niepostrzeżenie z końcem XX wieku ze Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej do krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Dziś możemy już mówić o swoistego rodzaju europejskiej „modzie”, która przyniosła m.in. redukację dzietności, przez w pełni świadome odraczaniu momentu wydania na świat pierwszego potomka. Skutki owego europejskiego „trendu” widoczne są najbardziej m.in. w Wielkiej Brytanii, gdzie w 2007 roku odnotowano wzrost procentowy kobiet (z pominięciem emigrantów), które urodziły swoje pierwsze dziecko między 30 a 34 rokiem życia. Podobnie przedstawia się sytuacja i we Francji, gdzie liczba późnych ciąż potroiła się w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat. Również i w Polsce statystyki pokazują, że średni wiek kobiet rodzących pierwsze dziecko podwyższył się z 23 do 25 lat. Wzrósł również procent kobiet decydujących się na urodzenie pierwszego dziecka powyżej 35 roku życia i na koniec 2007 roku wyniósł on blisko 10 proc. Jednocześnie współczynnik dzietności, określający liczbę dzieci przypadający na kobietę w wieku rozrodczym, zmniejszył się w naszym kraju prawie o połowę i wynosi obecnie 1,2 – co jest poniekąd czymś „naturalnym”, gdy kobieta zacznie rodzić przy końcu swego najlepszego okresu rozrodczego. Powodów tego stanu na pewno jest wiele, niemniej jednak dwa są zauważalne już na pierwszy tzw. „rzut oka” a mianowicie: wydłużający się okres edukacji oraz nastawienie na błyskawiczne zrobienie kariery zawodowej. Przyjął się u nas nawet konkretny wzór scenariusza na życie, który już od szeregu lat „doskonale” funkcjonuje w USA i w Europie Zachodniej, mianowicie: a) skończyć najlepsze studia, b) zdobyć pracę w renomowanej firmie, c) osiągnąć prestiżowe stanowisko, by wreszcie d) urodzić dziecko. Na przeciwko tym można powiedzieć społecznym „oczekiwaniom” wychodzi również przemysł medyczny. Otóż za 13 tys. dolarów plus 500 dolarów rocznej opłaty amerykańska firma Extend Fertility zamraża i przechowuje jajeczka kobiet chętnych do ich późniejszego wykorzystania.[2] Dalej, jak podało czasopismo „Human Reproduction”, w St Mary’s Hospital w Manchesterze w 2007 roku narodził się chłopiec, do poczęcia którego użyto plemników zamrożonych 21 lat wcześniej. Z kolei zespołowi lekarzy kierowanych przez dr. Hananela Holzera z McGill Reproductive Center w Montrealu udało się przywieść na świat pierwsze dziecko z komórki jajowej, która dojrzała nie w organizmie kobiety, ale w laboratorium.[3] „Novum” owego eksperymentu polegało m.in. na tym, że komórka jajowa została najpierw zamrożona a potem rozmrożona a następnie zapłodniona. Opracowana przez kanadyjskich lekarzy metoda zapłodnienia pozaustrojowego została nazwana IVM (in vitro maturation). O wydarzeniu tym środowisko medyczne dowiedziało się w 2007 roku, podczas dorocznej konferencji zorganizowanej w przez Eurpean Society of Human Reproduction and Embryology. Niestety, mimo tych licznych medycznych „nowinek”, wśród kobiet, które późno decydują się na macierzyństwo, statystyki odnotowują więcej poronień, ciąż pozamacicznych czy porodów przed terminem. Częściej też wystąpują wady płodu, zwiększa się również ryzyko śmierci dziecka przy porodzie. Także i w wymiarze emocjonalnym poradnie psychologiczne odnotowują nader często uboczne skutki późnych ciąż. Do najgroźniejszych należy widoczny zanik relacji między rodzicami a dziećmi. Przyczyna tego stanu leży w dużej przepaści wiekowej, która staje się jeszcze większa w dalszej generacji – między wnukami a dziadkami.

W konsekwencji, i to z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że najmłodsze pokolenie nigdy nie doświadczy obecności tego najstarszego pokolenia. Wynika to z prostego rachunku, że bądź dziadkowie będą zbyt starzy, aby cieszyć się dziećmi swych dzieci, bądź w ogóle ich nie doczekają. Także i względy ekonomiczne nie są optymistyczne. Starsi bowiem rodzice będą wymagali coraz większej opieki od państwa, ponieważ ich dzieci będą zbyt niedojrzałe i to nie tylko psychicznie ale i społecznie, aby zapewnić opiekę swym rodzicom w „jesieni” ich życia. Niestety powyższe argumenty, jak pokazują statystyki nie są niezbyt przekonywujące, i to n i e s t e t y – dla dużej części społeczeństwa, skoro bowiem blisko 50 proc. bezdzietnych czterdziestolatek, robiących tzw. „karierę” zawodową zapomina o tym, że są przede wszystkim kobietami. W konsekwencji ich dzisiejszy p r o b l e m polega na tym, że po prostu zdecydowały się na pierwszą ciążę, gdy było już dla nich za późno. W efekcie „problem” bezdzietności, z którym w ostatnich latach borykają się współczesne małżeństwa stał się problemem społecznym. Jego unaocznieniem stała się Wielka Brytanii, gdzie od połowy marca 2007 roku reklamy wzywały Brytyjki do podzielenia się swym macierzyńskim szczęściem z innymi kobietami, które nie mogą zostać matkami, gdyż ich biologiczny zegar wskazał „pięć minut po dwunastej.”[4] Także i w Polsce, co szósta para ma kłopoty z poczęciem dziecka, i to bynajmniej nie z powodu genetycznych uwarunkowań. Medyczne statystyki pokazują, że w ciągu ostatnich dwóch lat (2005, 2006) liczba osób, które starają się o potomstwo za pomocą cudzych komórek jajowych, wzrosła u nas cztero-, pięciokrotnie. W sumie zapłodnień in vitro za pomocą cudzych komórek jajowych wykonuje się w różnych klinikach[5] w kraju od kilkunastu do kilkudziesięciu rocznie[6] . Szacuje się, że w ten sposób od połowy lat 80-tych XX wieku urodziło się ponad 500 Polaków. Nie tylko brak odpowiedzialności w sferze seksualności, ale również i k a p r y s potrafi skierować dorosłego człowieka w stronę ekseperymentów genetycznych. Niestety coraz częściej ich celem jest oszukanie wspomnianego już „zegara biologicznego”, co musi budzić uzasadniony, i to nie tylko z punktu widzenia etyki – niepokój. W 2007 roku w wieku 59-ciu lat Amerykanka urodziła bliźniaki. Kobieta ma już 27-letnią córkę z pierwszego małżeństwa i 18-miesięczną córkę z drugiego. Powodem była chęć zapewnienia młodszej córce rodzeństwa. Jednak absolutny rekord ma na swym koncie Hiszapanka, która jak podaje brytyjskie czasopismo „News of the World” w wieku 67 lat urodziła bliźniaki. Zdaniem lekarzy dokonujących zabiegu zapłodnienia in vitro, mogło do tego dojść na skutek zaniżenia wieku kobiety, która faktycznie odjęła sobie 12 lat, aby móc skorzystać z programu wspomaganej prokreacji, którym objęte są kobiety poniżej 55 roku życia. Jednak konsekwencje owego „kaprysu” dorosłych będą nosić, i to niejednokrotnie przez całe swe życie – ich dzieci.[7] Czego to dowodzi? Otóż tego, że większość społeczeństw Europy Zachodniej kieruje się tzw. ideą relatywizmu nihilistycznego, która stara się przekonać człowieka, że „wolno mu wszystko”. Takie podejście do kwestii „wolności” sprawiło, że od ponad 20 lat toczy się w Europie debata bioetyczna. Choć stawiane pytania mogą, co najmniej brzmieć prowokacyjnie, to przecież od jakości odpowiedzi zależeć będzie sposób postrzegania człowieka: kogo należy uznać za matkę w sensie prawnym, jeśli implantacja zarodka następuje do organizmu innej kobiety niż dawczyni komórki jajowej? Czy można dokonywać selekcji zarodków pod względem ich jakości genetycznej? Czy zapłodnienie in vitro może być stosowane dla wykreowania embrionu spełniającego najwyższe parametry jakości genetycznej? Co uczynić z tzw. nadliczbowymi embrionami? Czy embrion może być przedmiotem niczym nieograniczonej dyspozycji swoich rodziców?

Amerykańscy naukowcy z nowojorskiej University School of Medicine wspólnie z naukowcami z Uniwersytetu Sun Yat-Sena w Guangzhou w Chinach opracowaną przez siebie metodą zbliżoną do klonowania stworzyli ludzki embrion. W tym celu wykorzystali jajeczka dwóch kobiet i nasienie jednego mężczyzny. Ciąży u 30-letniej kobiety nie udało się podtrzymać, ale jak komentowały to światowe media, przeprowadzony w Chinach eksperyment jest nadzieją dla kobiet, które mają zdrowe geny, ale jedynie defekty ich jajeczek uniemożliwiają rozwój embrionów.[8] W 2001 roku, w USA w wyniku selekcji zarodkowej urodził się chłopiec odporny na raka W tym samym czasie, w Wielkiej Brytanii urodziło się pierwsze w Europie dziecko, które genetycy „zaprojektowali” tak, aby mogło być dawcą komórek krwi dla swego pięcioletniego chorego na białeczkę brata. Po zapłodnieniu in vitro dokonano przeglądu genetycznego zarodków i wszczepiono do narządów rodnych kobiety jedynie te, które nie mają żadnej wady i wykazują największą zgodność tkankową z organizmem chorego dziecka. Inne embriony zostały niszczone. Następnie podczas porodu od „zaprogramowanego” tak dziecka pobrano jego krew pępowinową, zawierającą komórki macierzyste szpiku kostnego, czym zdaniem lekarzy, zostały zwiększone szanse na wyleczenie chorego brata. W ten sposób z każdym rokiem sztuczna prokreacja pokonuje kolejne bariery. Dziś nie tylko pozwala ona uzyskać potomka, który byłby dawcą komórek macierzystych, ale także o wymarzonym kolorze oczu i włosów oraz odpowiednim poziomie inteligencji. Na osiągnięcie tych efektów pozwala lekarzom–genetykom diagnostyka preimplatacyjna – PDG. Po raz pierwszy metodę tę zastosowano w rodzinach zagrożonych hemofilią, która występuje tylko u mężczyzn. Pierwszym, który sprawdzał zarodki pod kątem płci był profesor Robert Winston ze szpitala Hammarsmith w Londynie. Doszedł on na podstawie własnych badań klinicznych do wniosku, że płeć człowieka zależy od tego, czy odziedziczy po ojcu chromosom X, czy Y. Odkrył również, że liczba plemników z „iksem” jest mniej więcej taka sama, co z „igrekiem” – co oznacza, że równe są szanse zapłodnienia komórki jajowej przez obydwa rodzaje plemników. Również jako pierwszy, prof. R. Winston, w roku 1989 dokonał zabiegu wyselekcjonowania i wszczepienia do macicy zdrowego zarodka żeńskiego. Z kolei w roku 1991 pierwszym, który oddzielił zdrowe zarodki pochodzące od pary obarczonej dziedzicznie mukowiscydozą, genetyczną chorobą objawiającą się zmianami w układzie oddechowym i niewydolnością trzustki, był profesor Alan Handyside z The London Bridge Fertility Gynecology and Genetic Centre.[9] Od tamtego czasu zostały już opracowane „nowe” techniki wykrywania zmian genetycznych. Choć istnieją trzy, to najczęściej stosowane są dwie. Pierwsza polega na tym, że od kobiety pobiera się komórkę jajową i kontroluje się jej geny. Jeśli nie ma wad, zapładnia się ją i wszczepia do macicy. Druga dotyczy zarodków poczętych na drodze in vitro. Zarodek bada się już w trzecim dniu po zapłodnieniu, gdy składa się z ośmiu komórek. Lekarze pobierają wtedy jedną z komórek i sprawdzają, czy nie kryje ona w sobie złych genów albo chromosomów. Jeśli nie, zostaje ona wszczepiona kobiecie, aby mogło urodzić się zdrowe dziecko. Z kolei trzecia technika choć najbardziej skomplikowana, to jednak doskonalsza od dwóch poprzednich. Na czym ona polega? Otóż badając jedną komórkę zarodka, można sprawdzić „jakość” jedynie pięciu chromosomów. Stąd powiela się DNA, aby skontrolować cały ich komplet – chromosom po chromosomie. W tym celu coraz częściej praktykuje się tzw. „hodowlę” zarodkowego DNA (preimplantation genetic haplotyping – PGH), która daje możliwość zbadania całego materiału genetycznego. Dziś PGD niemal rutynowo stosuje się w USA, Szwecji, Francji, Włoszech, Hiszpanii i Czechach. Również w Polsce można wybrać zarodki wolne od genów wywołujących ciężkie choroby wrodzone. Zajmuje się tym od 2004 roku gdańska prywatna klinika „Invicta“. Klinika ta bada komórki jajowe m.in. pod kątem takich chorób, jak: mukowiscydoza, atrofia rdzeniowo-mięśniowa, zespół Downa, Edwardsa, Patau, Klinefeltera czy Turnera. W konsekwencji do końca 2007 roku „Invicta” przeprowadziła ok. 30 różnego rodzaju diagnostyk preimplantacyjnych.

Dziś przeprowadzanie tego typu zabiegów, z wykorzystaniem diagnostyki preimplatacyjnej stało się przysłowiowym „kołem zamachowym” dla przemysłu medycznego. Jedynie w USA obroty w 2007 roku przekroczyły dwa miliardy dolarów. Koszt jedego zabiegu osiągnął niemałą, nawet jak na warunki amerykańskie, sumę około 20 tys. dolarów. Również dla coraz większej rzeszy Europejczyków koszty nie stanowi jakiejś wyraźnej bariery, skoro np. w Danii, Szwecji i Finlandii dzięki tej metodzie rodzi się aż 3 proc. dzieci rocznie.[10] Co jest powodem coraz większej determinacja Europejskiego społeczeństwa? Wydaje się, że powód jest nader oczywisty, otóż coraz więcej par decyduje się tylko na j e d n o dziecko i chce mieć pewność, że będzie ono zdrowe, uzdolnione i określonej płci – po prostu wyjątkowe.[11] Dlatego w wielu klinikach po przeprowadzonych badaniach nie tylko zarodki obciążone wadami genetycznymi, ale i te zdrowe, które nie zostały wprowadzone do macicy są niszczone[12] . Stąd stosowanie na szeroką skalę diagnostyki preimplantacyjnej, zwłaszcza pod kątem badania komórki jajowej lub zarodka na możliwość występienia chorób genetycznych jest gorącym tematem debat nie tylko etycznych ale i prawnych, i to zarówno w krajach Unii Europejskiej, jak i w samych Stanach Zjednoczonych. W ich konsekwencji nie wszędzie metoda PGH stała się prawnie dozwolona. I tak w Europie jej stosowanie jest zabronione w Austrii i Szwajcarii, z kolei najbardziej liberalne przepisy obowiązują w USA, choć i w Europie zdarzają się odstępstwa od rygorystycznych zasad etycznych. W maju 2007 roku światowa prasa pisała o rewolucyjnej decyzji Brytyjskiego Urzędu ds. Embriologii i Płodności Człowieka, który zezwolił rodzicom genetycznie obarczonym niektórymi nowotworami na kontrolowane „tworzenie“ zdrowych dzieci.[13] Również w Polsce nie ma żadnych regulacji prawnych w tej kwestii. Nie ma nawet przepisów dotyczących przeprowadzania samych zabiegów in vitro, choć wykonuje się je już prawie od 20 lat,[14] i to w ponad 30 klinikach w kraju. Dlatego zdaniem polskiego środowiska lekarskiego, potrzebne są u nas istotne zmiany w prawie, które zapobiegłyby działaniom o naturze pseudomedycznej,[15] a jednocześnie otworzyłyby drogę dla nowoczesnych procedur medycznych, które pozwaliłyby na urodzenie się dzieci wolnych od wad genetycznych rodziców, którzy są nosicielami chorobotwórczych genów. Zdaniem lekarzy jest to sprawa o tyle pilna, że do do końca 2007 roku przyszło na świat już 30 Polaków zaprojektowanych na przysłowiowe „zamówienie.” Mimo opisanych wyżej tzw. „dobrodziejstw” technicznych, jakie przygotowała człowiekowi współczesna medycyna, wciąż pozostaje kwestią otwartą i nadal nie rozwiązaną sprawa nadprogramowych bądź, jak kto woli nadliczbowych zarodków, z którymi do końca tak naprawdę nie wiadomo, co zrobić. Nie można zatem ignorować głosu Kościóła, który uważał i nadal uważa, że życie jest darem pochodzącym od Boga Stwórcy i w związku z tym należy mu się pełny szacunek. Dwudziestowieczne bowiem doświadczenie, i to nie tylko na polu filozofii, ale także na polu innych nauk, pozwala dziś Kościołowi wysunąć tezę, że same dobre chęci a nawet działania np. na polu genetyki nie wystarczą, by jakiś czyn uznać za godziwy. Nie wolno bowiem czynić dobra kosztem czyjejś krzywdy. Istnieje bowiem w każdym ludzkim działaniu granica, po przekroczeniu której owe działanie obróci się zawsze przeciwko człowiekowi. Taka sytuacja ma niewątpliwie miejsce, gdy urodzenie się dziecka okupione jest kosztem śmierci nadprogramowych zarodków, które na zasadzie świadomej selekcji nie zostały wprowadzone do organizmu matki. Trzeba również pamiętać, że co piąty przeniesiony do organizmu kobiety zarodek ma szansę na zagnieżdżenie i pomyślny rozwój. Owa, co by tu nie powiedzieć, niska skuteczność zabiegów in vitro, musi zatem wzbudzać i wzbudza niepokój Kościoła, który w różnych dokumentach poświęconych problematyce życia przypomina, że powoływanie zarodków do istnienia poza organizmem matki jest niegodziwe, gdyż narusza godność zarówno dziecka, jak i rodziców oraz godzi w wyłączne prawo Boga do stanowienia o nowym życiu; Boga który jest jedynym Dawcą życia, o czym pisał w encyklice „Humane vitae” papież Paweł VI. Tym samym przypomniał, że działaniem jednoczącym małżonków ze sobą może być tylko akt seksualny. Tylko bowiem on, wyrażając miłość małżonków i wzajemny dar w „języku ciała“, posiada dwa nierozłączne znaczenia: jednoczące i rodzicielskie (por. HV 12). W podobnym duchu wypowiadał się Sługa Boży Jan Paweł II. W podpisanej przez siebie w roku 1987 instrukcji „Donum vitae” jasno i precyzyjnie wskazał, że zarówno godność dziecka, jak i jego rodziców jest uszanowana tylko wtedy, gdy jego poczęcie jest skutkiem działania osobowego, które świadomie i w sposób wolny realizuje wzniosłe ludzkie wartości: miłości i zjednoczenia (por. DV IIA1).

Przypisy 1 Ks. dr Mariusz A. Roszewski, doktor teologii. Prowadzi badania nad osobowością rodziny w wymiarze personalistycznego kodeksu praw, w obszarze społecznego nauczania kardynała Stefana Wyszyńskiego. Zajmuje się także badaniami nad godnością i prawami człowieka, jako kryteriami etycznymi w tanatologii. 2 Na czym polega technika mrożenia komórek jajowych, czyli tzw. kriokonserwacja oocytów? Na początku podaje się kobiecie hormony, które pobudzają jajeczkowanie. Następnie komórki pobiera się i mrozi, a po kilku lub nawet kilkunastu latach odmraża się je, zapładnia i wszczepia do macicy. Niestety odsetek komórek, które po kriokonserwacji nadają się do zapłodnienia, nie jest zbyt wielki. Niezbyt dobrze też przebiega samo zapłodnienie. 3 Zabieg w skrócie polega ona na tym, że komórkę jajową pobraną od kobiety łączy się w laboratorium z plemnikiem pobranym od mężczyzny. Tak uzyskany zarodek hoduje się przez dwa – trzy dni a następnie wszczepia się do macicy. 4 Od 1991 roku w ten sposób urodziło się na Wyspach ponad 5 tys. dzieci. W USA w ciągu kilku lat liczba poczęć z komórek pochodzących od dawczyń wzrosła o 40 proc. W 2004 roku w Wielkiej Brytanii uruchomiono witrynę „Woman Not Included”, która służy jako forum wymiany między kobietami, które chcą sprzedać komórkę, a tymi, które chcą ją kupić. Z kolei w Rumunii powstała klinika wyspecjalizowana w przekazywaniu komórek jajowych dla obywatelek Unii Europejskiej, głównie Brytyjek. 5 Większość klinik dokonujących tego typu zabiegów może dobrać dawczynię pod względem fenotypu czyli m.in. fizycznego podobieństwa z biorczynią. 6 Podobnie jak w wielu państwach europejskich, tak i w Polsce komórki jajowe pozyskiwane są najczęściej od anonimowych dawczyń. W praktyce są nimi kobiety, które na własne potrzeby poddają się zabiegowi sztucznego zapłodnienia i nie mają więcej niż 32 lata. Pod wpływem hormonalnej stymulacji ich organizm wytwarza więcej jajeczek, stąd nadmiar mogą oddać parom potrzebującym, oczywiście bez żadnych roszczeń na przyszłość. Zgodnie z polskim prawem komórki są traktowana jako tkanki, stąd za ich o d d a n i e nie może być pobrana żadna gratyfikacja pieniężna. Biorczyni ponosi jedynie koszty zabiegu pobrania komórek i zapłodnienia. 7 Zespół naukowców z University of Western Australia w Perth wykazał, że dzieci, które przyszły na świat w wyniku zapłodnienia pozaustrojowego są dwa razy bardziej narażone na poważne wady rozwojowe niż ich rówieśnicy poczęci w naturalny sposób. Wyniki swych badań zamieścili w renomowanym czasopiśmie medycznym „New England Journal of Medicine”. Podobnego zdania są uczeni z Centers for Disease Control and Prevention w Atlancie. Co więcej, wykazali oni na drodze badań medycznych, że dzieci pochodzące z zapłodnienia in vitro częściej cierpią z powodu rozszczepu podniebienia czy zaburzeń pracy serca, mają także częstsze problemy z niedowagą i wydolnością nerek. Z kolei zdaniem naukowców z Uniwersytetu w Uppsali w Szwecji, dzieci te są trzy razy bardziej narażone na porażenie mózgowe.

8 Jaki był schemat przeprowadzonego eksperymentu: komórka jajowa została pobrana od kobiety, która wyraziła chęć na posiadanie dziecka. Następnie została ona zapłodniona plemnikiem przyszłego ojca, w ten sposób, że jądro plemnika dostało się do wnętrza komórki jajowej. Następnie jądro komórki jajowej i plemnika zostało wyjęte z komórki, zanim jeszcze doszło do połączenia obu DNA. W tym samym czasie z komórki jajowej dawczyni usunięte zostało jądro z materiałem genetycznym (nadal jednak w komórce znajdowało się mitochondrium, które zawiera DNA). Do tak pozbawionego jądra komórki jajowej dawczyni wprowadzone zostało DNA przyszłego ojca i matki. Sfinalizowaniem tego zabiegu było umieszczenie tak przygotowanej komórki w macicy kobiety, gdzie zaczynało się rozwijać, już jako zarodek. 9 W Wielkiej Brytanii za zgodą Human Fertilisation and Embryology Authority (HFEA) – jest to urząd nadzorujący stosowanie nowoczesnych technik biomedycznych, dokonuje się diagnozowanie zarodków pod kątem groźnych mutacji mogących wywołać choroby nowotworowe. 10 W krajach Skandynawskich tradycyjna metoda in vitro idzie w zapomnienie i jest odkładana do przysłowiowego „lamusa”. Jej miejsce zajmuje „nowa“, zdaniem specjalistów lepsza. Na czym ona polega? Po kilku tygodniowej kuracji hormonalnej, przygotowującej jajniki do wyprodukowania nawet kilkunastu jajeczek, pobiera się je od kobiety w momencie, gdy są one jeszcze uśpione, niedojrzałe – po to, by następnie stymulować je niewielkimi dawkami hormonów poza organizmem pacjentki. 11 W tym celu podaje się kobiecie hormony, aby po pewnym czasie pobrać z jej jajowodu kilka dojrzałych komórek jajowych, które następnie zostaną zapłodnione nasieniem partnera – po to, by z rozwijających się zarodków wyłuskać jedną komórkę do badań i sprawdzić, czy tkwią w niej dwa chromosomy X (wtedy z zarodka urodzi się „dziewczynka”), czy po jednym X i Y (wtedy przyjdzie na świat „chłopiec”). Metoda PGH mająca pomóc parom, które zdecydowały się tylko na jedno dziecko, w wyborze jego płci, wzbudziła tak istotne wątpliwości natury etycznej, że Kanada, Australia czy Wielka Brytania zakazują jej. Natomiat nie ma takiego zakazu w USA, gdzie dzięki temu działa wiele klinik. 12 W odróżnieniu od niektórych krajów Europy Zachodniej, gdzie jest prawnie dopuszczalne zapłodnienie pozaustrojowe, w Polsce niewykorzystane zarodki są zamrażane i przechowywane w klinikach w ciekłym azocie. Zarodki te można użyć w przeciągu pięciu lat od chwili ich zamrożenia, a to na wypadek, gdyby pierwsza próba się niepowiodła. Nie jest to jednak idealne wyjście , bowiem komórki jajowe bardzo źle znoszą zamrożenie, stąd skuteczność tej metody ocenia się na kilkanaście do 20 proc. 13 Istnieją dwie metody badania zarodów na okoliczność wystąpienia w nich chorob genetycznych. Pierwszy sposób badania polega na pobraniu od kobiety komórki jajowej, od której odłącza się tzw. ciałko kierunkowe i sprawdza w nim układ chromosomów lub obecność wadliwych genów. Drugi sposób polega na zapłodnieniu kilku komórek jajowych poza organizmem kobiety. Po trzech dniach, kiedy embriony składają się z ośmiu komórek pobiera się od każdego z nich jedną komórkę i sprawdza, czy nie ma w niej tzw. „złych“ genów. 14 W 1987 w Polsce, w Klinice Ginekologii ówczesnej Akademii Medycznej (dzisiejszy Uniwersytet Medyczny – przyp. autor) w Białymstoku, dokonano po raz pierwszy zabieg pozaustrojowego zapłodnienia. Zespołem lekarzy kierował profesor Marian Szamatowicz. 15 Za niedopuszczalny precedens, nie mający nic wspólnego z prawdziwą sztuką lekarską, uznało środowisko medyczne zgodę, jaką wydał brytyjskiemu małżeństwu w maju 2007 roku Urzędu Regulacji Zapłodnienia i Embriologii Człowieka. Urząd ten zezwolił bowiem na zbadanie embrionów pod kątem obecności genu odpowiedzialnego za powstanie poważnej odmiany „zeza”. Znane są jednak i inne przypadki z krajów Europy Zachodniej a także Stanów Zjednoczonych, gdzie oprócz wyeliminowania z organizmu dziecka wad genetycznych, poddaje się je, i to coraz częściej, licznym kosmetycznym poprawkom.